Rok niebezpiecznego życia. Na froncie ukraińskiego kina
Ukraina toczy wojnę w obronie swojej niezawisłości nie tylko na froncie militarnym, dyplomatycznym czy ekonomicznym, ale także kulturalnym i wizerunkowym. Kino zawsze było częścią tego typu zmagań i choć w obliczu działań zbrojnych zeszło na drugi plan, dalej stanowi ważną część ukraińskiego życia społecznego i artystycznego. Jego tajną bronią okazała się zaś skierowana do dzieci animacja "Mavka i strażnicy lasu", mistrzowsko łącząca wyczulenie na potrzeby globalnego widza z dyskretnym podkreśleniem swojej ukraińskości.Pod koniec lutego zeszłego roku, wraz z rozpoczęciem pełnoskalowej rosyjskiej inwazji, kino w Ukrainie z dnia na dzień ustało. Produkcja została przerwana, kina zamknięto, a imprezy odwołano – przerwany został tym samym bardzo dobry okres ukraińskiego kina, trwający kilka poprzednich lat (o sytuacji przed wojną pisałem w numerze 1/2022 „Ekranów”). Mogłoby się wydawać, że ten stan w warunkach wojennych się już nie zmieni. Z perspektywy półtora roku, które minęły od tamtej pory, zdaje się jednak, że kino – podobnie jak całe państwo ukraińskie – okazało się znacznie odporniejsze, niż ktokolwiek początkowo przypuszczał.
Kino mimo wszystko
W wielu miastach, zwłaszcza w zachodniej części kraju, kina zaczęły otwierać się już w maju oraz czerwcu ubiegłego roku. Nierzadko stanowią jedną z głównych rozrywek dających wytchnienie w obliczu wojennej pożogi. Co również istotne, wyjście do kina nie tylko pozwala oderwać się na chwilę od traumatycznej codzienności, ale stanowi też zajęcie względnie bezpieczne, w miejscach zagrożonych atakami powietrznymi bardziej wskazane niż spotkania czy sport na otwartym powietrzu. W połowie 2023 roku w całym kraju funkcjonowało 171 kin (dla porównania w Polsce w zeszłym roku filmy wyświetlano w 532 kinach stałych), zdecydowanie najwięcej widzów przyciągając w Kijowie oraz we Lwowie. W wypadku niektórych tytułów zyski z dystrybucji w stolicy sięgały blisko jednej trzeciej wszystkich wpływów.
Z naturalnych względów dystrybucja kinowa została znacząco ograniczona, ale i tak w 2022 roku trafiło do niej w sumie 80 tytułów (dla porównania w 2021 roku w ukraińskich kinach pokazywane były 174 filmy). Łącznie zarobiły one nieco ponad 20 milionów dolarów (spadek o blisko 60% w stosunku do roku poprzedniego i aż o 80% względem przedpandemicznej prosperity z 2019 roku), choć oczywiście część tych zysków przypadała na pierwsze osiem tygodni roku przed inwazją. Co jednak ważne, do repertuaru szybko wróciły nie tylko amerykańskie blockbustery, lecz także rodzime tytuły – filmy zrealizowane przed wojną i czekające na swoją premierę lub takie, do których zdjęcia zostały ukończone, a postprodukcją można było się zająć już w trakcie wojny (przeważnie za granicą). Cały czas zresztą wychodzą kolejne filmy, których eksploatację rozsądnie przesunięto i rozciągnięto w czasie. Ich podaż zaczyna się wyczerpywać, ale być może wkrótce uzupełnią ją zupełnie nowe tytuły, gdyż pierwsze wytwórnie wznowiły już w Ukrainie pracę.
Jeśli przyjrzymy się treści najważniejszych premier z tego okresu, szybko dostrzeżemy, że obecna sytuacja uwypukliła jeszcze trendy rodzące się w ostatnich latach, nadając im nowego kontekstu. Wiele najnowszych tytułów dotyczy tematyki wojennej, odnosząc się przede wszystkim do agresji na Krym oraz Donbas w 2014 roku i ich konsekwencji, tak jak Snajper. Biały kruk (2022, M. Buszan), Myrnyi-21 (2022, A. Seitabłajew), Wizja motyla (2022, M. Nakonieczny), Wąski most (2022, B. Kwaszniew) czy Obmin (2022, W. Charczenko-Kulikowski). Dołączają one do poprzednich dość licznych już dzieł o tej tematyce, które jawią się dziś jako złowieszcza zapowiedź trwających działań wojennych. Większość z nich ma wyraźnie propagandowo-patriotyczny charakter i przeważnie w znacznej części finansowana jest z budżetu państwa. Nic dziwnego także, że jednymi z pierwszych filmów, których produkcję zainicjowano w ostatnich miesiącach, są tytuły dotyczące zapoczątkowanej w lutym 2022 roku inwazji. Premierę miał już dziejący się w jej trakcie desktopowy thriller Stay Online (2023, E. Strielnikowa), zaś na ukończeniu jest film o ludobójstwie w Buczy (Bucza, S. Tiunow).
Większość pozostałych nowości dotyczy przeszłości, niektóre z nich jednak także można czytać w kontekście współczesnych procesów – jako próby opowiedzenia historii z praktycznie nieobecnej do tej pory ukraińskiej perspektywy lub ukazania procesów narodotwórczych. Do tej pierwszej grupy należą filmy dziejące się w czasie II wojny światowej, jak Shttl (2022, A. Walter) czy Szczedryk (2022, O. Morgunets), a także rozgrywająca się w przededniu I wojny światowej Kawa po wiedeńsku (2022, W. Sidko). Do drugiej – zlokalizowane kolejno w XVII i XVIII wieku Maksym Osa (2022, M. Łatyk) oraz Dowbusz (2023, O. Sanin). Drugi ze wspomnianych filmów miał premierę 24 sierpnia bieżącego roku (tego dnia Ukraińcy świętują dzień niepodległości) i jest prawdopodobnie największą produkcją kina niepodległej Ukrainy – jej budżet wyniósł 90 milionów hrywien, czyli około 10 milionów złotych (a gdyby liczyć po kursie przedwojennym, to nawet o połowę więcej), z czego ponad dwie trzecie wyłożyło państwo. Co ciekawe, o ile we wspomnianych filmach o tematyce współczesnej ukraińska narodowość definiowana jest w kontraście do Rosji, to w Makysmie Osie i Dowbuszu punktem odniesienia dla niej jest Polska, oba bowiem rozgrywają się na terenach dawnej Rzeczypospolitej.
Innym bardzo zauważalnym trendem jest powrót do lat 90., czyli okresu transformacji ustrojowej i kształtowania się niepodległej Ukrainy. Ten wątek podejmuje jednak raczej kino artystyczne, a więc często też bardziej krytyczne. W filmach takich jak La Palisiada (2023, F. Sotniczenko), Czy mnie kochasz? (2023, T. Nojabrowa), Forever-Forever (2023, A. Buriaczkowa), Kamień.Papier.Granat (2022, I. Ciłyk) bardziej niż entuzjazm świeżo uzyskanej niepodległości widać trudne oblicze tych czasów. Filmy te stanowią przeciwwagę dla oficjalnego, bardziej epickiego i propagandowego kina, a także po prostu wyraz zmiany generacyjnej – nie tylko opowiadają one o okresie dojrzewania, ale też tworzone są przez pokolenie dorastające w latach 90. Sporo tych dzieł zostało zrealizowanych przez kobiety, których nazwisk próżno szukać za kamerą wspomnianego wyżej nurtu historyczno-patriotycznego.
Mimo trwającej wojny oferta ukraińskiego kina pozostaje interesująca. W efekcie już do końca maja 2023 roku wpływy zebrane w kasach kinowych przewyższyły te z całego 2022 roku, a ukraińskie filmy miały rekordowe 27% udziału w lokalnym box offisie. Dla porównania w Unii Europejskiej w ostatnich latach lepsze wyniki osiągały regularnie wyłącznie kinematografie francuska i polska, natomiast tak rozwinięte i przywiązane do swojej kultury narody jak Niemcy i Włosi wybierali rodzime filmy w około 20–25% przypadków, zaś Hiszpanie i Szwedzi – 15–20%. To bardzo silny znak, że w momencie konsolidacji narodowych wysiłków widzowie chcą oglądać i wspierać własne filmy, ale też płomyk nadziei na odbudowę komercyjnej bazy ukraińskiej kinematografii.
Festiwalowe sojusze i odsiecz internetu
Większość wspomnianych filmów skierowana jest do rodzimej publiczności, jednak wojna nie przerwała dobrej passy kina ukraińskiego w obiegu festiwalowym, a nawet w pewnym sensie ją wzmocniła, dając widoczność tamtejszym filmowcom i upolityczniając ich udział w międzynarodowych imprezach. Nie obyło się bez kontrowersji, za jaką uznano umieszczenie filmu Kiriłła Sierebrennikowa Żona Czajkowskiego (2022) w konkursie głównym zeszłorocznego Cannes (o międzynarodowej sytuacji kina rosyjskiego po rozpoczęciu wojny pisał Siergiej Szerszniew w numerze 1/2023 „Ekranów”), ale poza tym świat kina stanął wyraźnie po stronie Ukrainy. Na najbardziej prestiżowych festiwalach nie pojawiają się rosyjskie filmy, na różne sposoby eksponowane jest za to kino ukraińskie. Nierzadko odnosi ono spore sukcesy, za jakie (biorąc pod uwagę dotychczasową pozycję tamtejszej kinematografii) powinny uchodzić zdobyte w Locarno nagrody FIPRESCI oraz za reżyserię dla filmu Maryny Wrody Stepne (2023), obecność w oficjalnej selekcji w Cannes i wyróżnienia na licznych imprezach dla Pamfira (2022, D. Suchołytkyj-Sobczuk) oraz Wizji motyla, nagroda FIPRESCI w Rotterdamie dla wspomnianej już La Palisiady, a także obecność kilku innych tytułów w programie festiwali w Wenecji czy Berlinie. Co szczególnie imponujące, wszystkie wymienione tu nagradzane tytuły to debiuty, co daje olbrzymie nadzieje na interesującą przyszłość powojennego kina Ukrainy.
Kino ukraińskie stało się wyraźniejszą częścią programów największych imprez. Czasem ma to wymiar bardziej symboliczny – tak jak w Wenecji, gdzie w tym roku odbył się specjalny pokaz Cieni zapomnianych przodków (1964) Sarkisa Paradżaniana, ale też zorganizowano drugi raz z rzędu „dzień ukraiński”, w czasie którego przedstawiciele tamtejszej branży filmowej opowiadali o jej sytuacji. Szczególnie aktywne było tegoroczne Berlinale, gdzie znalazła się cała podsekcja zbierająca nowe ukraińskie filmy (lub o tematyce ukraińskiej) – w tym pokazująca jedne z pierwszych dokumentów powstałych w czasie inwazji. W trakcie gali otwierającej festiwal transmitowano na żywo specjalne przemówienie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, z kolei 24 lutego, w pierwszą rocznicę inwazji, na czerwonym dywanie demonstrowano poparcie dla zaatakowanego kraju. Jeszcze dalej poszły imprezy, które udostępniły swoją przestrzeń, żeby gościć ukraińskie imprezy, które nie mogły się odbyć w ojczyźnie. I tak na przykład najważniejszą filmową imprezę w kraju, czyli Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Odessie, w 2022 roku zorganizowano po części w trakcie innych imprez w regionie – festiwali w Karlowych Warach, Prisztinie oraz Warszawie. Z kolei najstarszy w kraju, liczący sobie już 51 edycji kijowski festiwal filmowy Molodist gościł w Hamburgu. Ale również ten segment kultury filmowej działa w Ukrainie. Już we wrześniu zeszłego roku w leżącym blisko linii frontu Charkowie odbył się festiwal filmów dla dzieci DYTIATKO, jesienią zaś miał miejsce prestiżowy Kijowski Tydzień Krytyki, na którym stacjonarne pokazy uzupełnione były o spotkania i prelekcje online.
Wydarzenia filmowe to tylko jedna z części życia filmowego, która przeniosła się do sieci. Internet umożliwia pracę na odległość, jako że postprodukcję przeniesiono w znacznej mierze za granicę, wyjechało też trochę filmowców (a zwłaszcza filmowczyń, bo co do zasady mężczyźni w wieku poborowym nie mogą opuszczać kraju), ale także zwiększa dostęp do ukraińskiego kina. Tę ostatnią formę zdominował Netflix, który skupuje dużo ukraińskich treści, często w pakietach po kilka–kilkanaście tytułów naraz. I tak w ostatnim czasie pojawiły się tam świeże premiery – od nagradzanych filmów festiwalowych (np. Pamfir czy Luksemburg, Luksemburg [2022, A. Łukicz]) po patriotyczne kino historyczne (Snajper. Biały kruk) – ale też różne filmy z kilku ostatnich sezonów. Można więc obejrzeć tak różne rzeczy, jak gangsterski Nosorożec (2021) Ołeha Sencowa, dwa pierwsze sezony Sługi narodu (2015–2019, 1+1), czyli serialu, który rozpoczął karierę polityczną Zełenskiego, czy komedia romantyczna Szalone wesele 3 (2021, L. Kobylczuk). Cieszy fakt, że cyfrowy gigant daje dostęp do tej kinematografii (przy czym w niektórych wypadkach dostęp ten zapewniony jest tylko na wybranych terytoriach), choć oczywiście nie ma się co łudzić – korzysta on z pewnością na większym zainteresowaniu także ukraińskich widzów, często wybierających pozostanie w domu albo rozproszonych po całym świecie, nie wspominając już o być może zaniżonej cenie za prawa do dystrybucji.
Mavka i strażnicy ukraińskiego kina
Zdecydowanie jednak najważniejszym wydarzeniem w ukraińskiej kinematografii ostatnich kilkunastu miesięcy (a kto wie, czy nie od 1991 roku) jest spektakularny sukces Mavki i strażników lasu (2023, O. Ruban, O. Małamuż). Jego skalę pokazują liczby: w ciągu kilku miesięcy od marcowej premiery film obejrzało ponad 1,2 miliona widzów w Ukrainie. To najlepszy wynik ukraińskiego filmu w historii lokalnej dystrybucji i zaledwie piąty film, który przekroczył na tym rynku milion widzów, ustępując tylko największym amerykańskim hitom (pierwsze miejsce w historii wciąż okupuje Avatar [2009, J. Cameron], którego obejrzało 1,5 miliona widzów). Ten wynik jest jeszcze bardziej zadziwiający, jeśli uświadomimy sobie, że mówimy o ogarniętym wojną kraju, którego ponad piąta część jest okupowana i z którego wyjechało kilka milionów obywateli, kolejne kilka zmieniło miejsce zamieszkania wewnątrz terytorium państwa, a setki tysięcy służą aktywnie w wojsku, broniąc ojczyzny. Tymczasem film duetu Ruban–Małamuż stał się społecznym fenomenem, a wyjście na Mavkę było w Ukrainie traktowane jako nieomal patriotyczny obowiązek i dowód wsparcia dla kultury i kraju.
To, co najbardziej imponuje w ukraińskim filmie, to połączenie lokalnej specyfiki i globalnej formy. Ta druga dominuje – Mavka wyraźnie przypomina disnejowskie animacje zarówno pod kątem kreski, jak i typów postaci czy konstrukcji dramaturgicznej, obejmującej także kilka typowych dla gatunku piosenek. Opowieść o będącej obrończynią pradawnego lasu tytułowej leśnej nimfie zakochanej w chłopaku z pobliskiej wioski i rozdartej między tym uczuciem a obowiązkiem to klasyka gatunku, zaś w recenzjach i opiniach widzów regularnie powtarzają się wyrazy zaskoczenia, że mają do czynienia z ukraińską, a nie zachodnią produkcją. Również rozwijający się bardzo wyraźnie konflikt dwór vs wieś vs las jest bardzo uniwersalny i rozpisany na standardowy zestaw postaci – parę głównych bohaterów uzupełniają tutaj zabawny sidekick, demoniczny czarny charakter z głupawymi pomagierami czy stary i mądry, ale zbyt konserwatywny mentor.
Jednocześnie w Mavce dostrzec można mniej lub bardziej dyskretne ślady ukraińskości lub przynajmniej słowiańskości. Nie wiemy, gdzie dokładnie dzieje się akcja, ale powracające ujęcia błękitnego nieba nad złocącymi się polami i tradycyjny krój haftowanych koszul naprowadzą bardziej świadomego widza na właściwy trop. Także szeroko pojęty folklor, niektóre tropy muzyczne czy nawet pojawiające się w lesie zwierzęta, takie jak żubr, ryś czy bocian, lokalizują geograficznie opowieść. Na wskroś ukraińskie jest już za to literackie źródło tej opowieści – Mavka i strażnicy lasu to bowiem luźna adaptacja pochodzącego z początku XX wieku dramatu Łesi Ukrainki Pieśń lasu (tak brzmi zresztą też oryginalny podtytuł Mavki). To jeden z kluczowych tekstów ukraińskiej kultury, będący świadectwem narodowego przebudzenia na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to poszukiwanie narodowej specyfiki przez literatów takich jak Iwan Franko, Mychajło Kociubynski czy właśnie Ukrainka (dla której pseudonim ten był oczywiście ważną deklaracją polityczną – jej prawdziwe nazwisko to Łarysa Petriwna Kosacz-Kwitka) często wiązało się z odkrywaniem lokalnego folkloru. Łesia Ukrainka była pisarką, publicystką i działaczką społeczną. Jako dziecko nasiąknęła lokalnym folklorem w trakcie pobytów w okolicach wsi Kołodeżno na Wołyniu, gdzie mieszkała rodzina Kosaczów.
Pieśń lasu wydana została w 1912 roku, a więc u schyłku imperiów rosyjskiego i austro-węgierskiego, które dzieliły między siebie ukraińskie ziemie, a które już za kilka lat miały implodować w konsekwencji I wojny światowej. O tym, jak ważny jest ten tekst dla ukraińskiej tradycji kulturowej, świadczy mnogość remediacji, których się on doczekał – oprócz licznych teatralnych inscenizacji był też baletem, operą, grą komputerową, a także zekranizowany został przez twórców filmowych. Najnowsza animacja jest bowiem trzecim kinowym podejściem do tekstu Ukrainki. Jego znaczeniowa pojemność objawia się również w tym, że w różnych epokach znaczył coś innego, w zależności od kontekstu politycznego i społecznego. Wcześniejsze adaptacje filmowe poprowadzone były z zupełnie innych pozycji. Zrealizowane w czasach ZSRR były typowym kinem artystycznym – hermetycznym, wymagającym dużych kompetencji kulturowych i wpisującym się w przebudzenie kinematografii republik w okresach rozprężenia. Pierwsza powstała w trakcie chruszczowowskiej odwilży (Pieśń lasu [1961] Wiktora Iwczenko), druga zaś dwie dekady później, w momencie gdy Związek Sowiecki powoli zmierzał ku schyłkowi (Leśna pieśń [1981] Jurija Ilienko). Wpisują się one w tradycję podkreślania własnej specyfiki narodowej nie poprzez krytykę zaborcy (rosyjskiego czy radzieckiego), ale właśnie poprzez odniesienia do historii i folkloru.
Folklor na miarę XXI wieku
Do tej pory wydawało się, że tekst stworzony przez Łesię Ukrainkę ma niewielkie szanse zainteresować odbiorców z innego kręgu kulturowego. Jak czytamy we wstępie do polskiego wydania jej dramatu: „Istnieją w kulturze europejskiej twórcy, których dzieło przesiąknięte na wskroś pierwiastkami narodowymi jest tak organicznie związane z kulturą rodzimą, że mimo niezaprzeczalnej wielkości i oryginalności z trudem wychodzą poza krąg własnych odbiorców, zdumionych rzekomą niewrażliwością i brakiem zainteresowania cudzoziemców. (…) Do takich twórców ściśle związanych z historią własnego narodu, jego mentalnością, kulturą należy Łesia Ukrainka” (F. Nieuważny, Fenomen Łesi Ukrainki, [w:] Ł. Ukrainka, Pieśń lasu, PIW, 1989, s. 5).
Tymczasem Mavka… trafiła do widza globalnego, co w przypadku nie tylko ukraińskich, ale w ogóle wschodnioeuropejskich filmów jest niezwykle rzadkie. Nawet tuzin festiwalowych przeglądów, przemów i dowodów solidarności nie jest w stanie zrobić dla ocieplenia wizerunku kraju tyle, co jeden popularny produkt popkultury. Ukraińska animacja może spełnić tę rolę – film został kupiony do dystrybucji w kilkudziesięciu krajach i do końca sierpnia 2023 roku zarobił już blisko 17 milionów dolarów. To nie są oczywiście znaczące wyniki, gdyby porównać je z największymi produkcjami Disneya, Pixara czy Dreamworks, ale trudno jest rywalizować z globalnymi produktami o wielomilionowych budżetach i utrwalonej marce, pozycji dystrybucyjnej i marketingowej. Mavka zresztą na niektórych rynkach wcale nie odstaje od potentatów – nie tylko w Ukrainie osiągnęła znakomity wynik, obejrzało ją po kilkaset tysięcy widzów we Włoszech i w Polsce, a we Francji pod względem zysków przebiła takie produkcje, jak Spider-Man: Poprzez multiwersum (2023, J. Dos Santos, K. Powers, J.K. Thompson) czy Flash (2023, A. Muschietti).
Źródła tego sukcesu doszukiwać się należy zapewne w opisanej wyżej strategii uniwersalizacji formy, ale też przekazu. Bazowy tekst został mocno przetworzony na potrzeby współczesnego widza i dostosowany do standardów dzisiejszej animacji – przede wszystkim dominujący u Ukrainki wątek miłosny został wpisany w główny konflikt dotyczący poszukiwań nieśmiertelności przez złą wiedźmę, zuniwersalizowany z kolei przez wątek ekologiczny. Mavka wraz z innymi leśnymi stworzeniami chronią naturę zagrożoną przez ludzką chciwość i cywilizację przemysłową, którą w tym przednowoczesnym świecie reprezentuje postanawiająca wykarczować dziewiczy las wiedźma. W destrukcyjnej i bezwzględnej chęci zawładnięcia lasem trudno jest nie dopatrywać się również analogii do rosyjskiej inwazji. Zresztą prace nad filmem rozpoczęły się już w 2015 roku, niedługo po aneksji Krymu i destabilizacji wschodniej Ukrainy.
Mavka… jest jednak produktem globalnym nie tylko pod względem odbioru, ale i produkcji. Za jej powstaniem stoi FILM.UA Group – założone w 2002 roku, największe pionowo zintegrowane przedsiębiorstwo filmowe w Europie Środkowo-Wschodniej. W strukturach tej kijowskiej firmy funkcjonuje studio animacji Animagrad, wprzężone w globalne łańcuchy produkcji – nastawione na produkt eksportowy (czego świadectwem są angielskie kłapy i napisy wewnątrz filmu), a także korzystające z możliwości międzynarodowej współpracy i outsourcingu. I tak na przykład nad scenariuszem Mavki… pracował między innymi specjalizujący się w dostosowywaniu produkcji z różnych części świata do globalnych potrzeb Jeff Hylton, muzykę napisał włoski kompozytor Dario Vero, zaś animacją ramię w ramię z Ukraińcami zajmowało się hiszpańskie B.Water Animation Studios oraz indyjskie Pix Rock Vfx i Citrus Ink Studios. Producenci Mavki dalsze swoje działania konstruują w podobny sposób, próbując wykorzystać sukces lokalno-uniwersalnej hybrydy. W międzynarodową trasę ruszył oparty na filmie muzyczno-taneczny spektakl sceniczny (w październiku i listopadzie odwiedzi on także kilkanaście polskich miast), trwają też już prace zarówno nad kinową, jak i serialową kontynuacją, a Animagrad pracuje jednocześnie nad kolejną pełnometrażową animacją – rozgrywającą się w XVI wieku Roxelaną, która łączyć ma ukraińskie odniesienia kulturowe z nawiązaniami do Imperium Ottomańskiego.
Sukcesy Mavki oraz ekspozycja kina ukraińskiego na festiwalach i platformach streamingowych to duży kapitał, zarówno finansowy, jak i symboliczny. Na nim będzie można budować w przyszłości kinematografię, jednak jej sytuacja pozostanie oczywiście ściśle uzależniona od rezultatu trwających działań wojennych i towarzyszących im zmagań politycznych. Pozostaje nam więc liczyć, że filmowcy będą mogli swobodnie wrócić do pracy i wykorzystać zgromadzone doświadczenia, bo to będzie oznaczało, że także sytuacja polityczna jest lepsza, a lokalne kino rozwija się już nie tylko w wojennej potrzebie.
***
Mavka i kino ukraińskie w Polsce
Relacje polskiej kinematografii z Ukrainą są rozbudowane, choć wydaje się, że nie w pełni jeszcze wykorzystują potencjał, który tworzy choćby obecność licznych obywateli ukraińskich nad Wisłą. Do tej pory relacje te dotyczyły więc przede wszystkim kina artystycznego – Polska była koproducentem wielu ważnych filmów z ostatnich lat, takich jak Nosorożec, Pamfir czy czekające na polską premierę Stepne i Szczedryk. Także dystrybucja ograniczała się przede wszystkim do tego typu tytułów, trafiających sporadycznie do dystrybucji kinowej, a częściej pokazywanych na różnego rodzaju festiwalach czy przeglądach i tym samym kierowanych raczej do kinomanów. Być może Mavka… zmieni ten stan rzeczy, stając się pierwszym filmem, którego dystrybucja nakierowana jest w dużym stopniu na mniejszość ukraińską w Polsce. Film Ołeksandry Ruban i Oleha Małamuża jest u nas z jednej strony, zgodnie z międzynarodową strategią promocyjną, prezentowany po prostu jako dziecięca animacja, niezdradzająca w żaden sposób kraju pochodzenia i promowana w dużej mierze poprzez rolę głosową popularnej nastoletniej piosenkarki Roksany Węgiel, dubbingującej tytułową bohaterkę. Z drugiej strony film dystrybuowany jest w Polsce również w oryginalnej, ukraińskojęzycznej wersji, dla której przygotowany został alternatywny plakat ze znacząco powiększoną w stopce flagą Ukrainy oraz zmienioną dominantą kolorystyczną, nadającą otaczającym twarz głównej bohaterki liściom żółto-niebieską barwę. Rezultat tej wersji będzie z pewnością papierkiem lakmusowym tego, czy w Polsce ukraińskie kino popularne może zgromadzić swoją widownię. Mamy wszak nawet kilka milionów odbiorców, których potencjał nie został do tej pory zagospodarowany przez rodzimych dystrybutorów. Stworzenie skierowanej do nich oferty może poza wymiarem komercyjnym odegrać też rolę aktywizującą kulturowo i społecznie.
Oczami dokumentalistów
Dokument jest szybszy niż kino fabularne. Rozpoczęta półtora roku temu wojna od samego początku filmowana była nie tylko przez niezliczone ekipy telewizyjne oraz amatorów z telefonami czy tabletami, ale też obiektywy dokumentalistów. Do dziś premierę miało już kilkadziesiąt pełnometrażowych tytułów. Większość z nich stworzyli oczywiście pozostający na miejscu Ukraińcy, dzięki czemu możemy obejrzeć bardzo różne aspekty trwającego konfliktu, często te nieoczywiste i mniej dostępne dla zewnętrznego obserwatora. Oprócz więc szerszych ujęć tematu, pokazujących kontekst politycznych i historyczny, takich jak Wolność w ogniu: Walka Ukrainy o wolność (2022, J. Afiniejewski) oraz Życie na krawędzi (2022, P. Pełeszok), pojawiły się filmy o poszczególnych jego wycinkach, na przykład skupione na oblężeniu Mariupola (Mariupol. Niestracona nadzieja [2022, M. Litwinow], 20 dni w Mariupolu [2023, M. Czernow]), opowiadające o jednym konkretnym dniu filmy Wołodymyra Tichego (14 marca 2022 – Jeden dzień w Ukrainie [2022], oraz 24 sierpnia 2022 – Dzień niepodległości [2023]) lub czysto obserwacyjny, fragmentaryczny Wschodni front (2023, W. Manski, J. Titarenko).
Wojna w Ukrainie zainteresowała także filmowców z innych krajów. Szczególnie zaangażowani są w nią Polacy, którzy z efektami swojej pracy trafili na największe festiwale – Cannes (Skąd dokąd [2023, M. Hamela]) i Berlinale (W Ukrainie [2023, P. Pawlus, T. Wolski]). Zdarza się, że swoje spojrzenie na konflikt prezentują różnego rodzaju znane osobowości. I tak przykładowo na festiwalu w Berlinie miał premierę polaryzujący odbiorców film Seana Penna Superpower (2023, A. Kaufman, S. Penn). Jego przeciwnicy dostrzegają w nim narcystyczną akcję PR-ową hollywoodzkiego gwiazdora, zwolennicy zaś chwalą odwagę i skłonność do poświęcenia własnych zasobów dla słusznej sprawy. W najbliższych tygodniach premierę będą miały kolejne obrazy o tej tematyce, co wkrótce może uczynić z rosyjsko-ukraińskiej wojny najdokładniej udokumentowany filmowo konflikt w dziejach.
Komentuj