Głos z tamtego świata
Na przełomie lat 50. i 60. minionego wieku Kornel Filipowicz, pisarz i stały współpracownik Stanisława Różewicza, natknął się w jednym z krakowskich dzienników na notkę o złapaniu pary oszustów: fałszywego lekarza i kobiety podającej się za medium, którzy żerowali na ludzkich chorobach i nieszczęściu. Zainspirowany tą historią "Głos z tamtego świata" Różewicza stawiał pytanie o naturę manipulacji: jej sprawcy, a jednocześnie jego ofiar. Widz musiał rozsądzić, czy efekty takiego działania były wyłącznie złe, nawet jeśli jednoznacznie fałszywe były intencje. Autorzy – a więc reżyser oraz para scenarzystów, Kornel Filipowicz i Tadeusz Różewicz – nie bronili pary oszustów, starali się natomiast zrozumieć samotnych ludzi, którzy dali się oszukać.W opisach tego rodzaju spraw dominują ironia i oskarżenia o naiwność. Głos z tamtego świata swoim poważnym i czystym tonem przewartościował takie oceny. Pokazywał, że ironizowanie zamyka dyskusję, ponieważ uniemożliwia dostrzeżenie rzeczywistego problemu, który Kornel Filipowicz opisał jako szukanie pociechy i nadziei w nieszczęściu, nawet jeśli są to tylko iluzje (zob. Filipowicz 1963, s. 10).
Scenariusz filmu był jednym z tych tekstów, w których to nie zdarzenia, a bohaterowie i relacje między nimi prowadzą opowieść. Zawiązanie akcji było proste: trzy kobiety próbują uzyskać od Zenona Aksamitowskiego (w tej roli Kazimierz Rudzki) pomoc. To nić bliskości, jaka nawiąże się między fałszywym lekarzem a każdą z nich, stanie się właściwym tematem filmu. Ofiarami Aksamitowskiego i udającej medium Wiktorii (Wanda Łuczycka) autorzy uczynili trzy kobiety w różnym wieku i z różnych środowisk: majętną staruszkę – wdowę po rejencie, telefonistkę, która przekroczyła czterdziestkę i od dawna czeka na list przebywającego w Australii narzeczonego, oraz 17-letnią Urszulkę, która po chorobie Heinego-Medina porusza się na wózku lub o kulach.
Aksamitowski zdaje sobie sprawę, że kobiety te mogą mu zapewnić rozgłos w krakowskim środowisku, odgrywa więc rolę altruisty, który zrobi wszystko, by wyleczyć i dać nadzieję cierpiącym. Inaczej traktuje za to pojawiającego się w epizodzie staruszka, pozbawionego bliskich, koneksji, a w końcu i pieniędzy. Gdy staruszek nie ma już środków, zostaje po prostu wyrzucony za drzwi. Podobnie obcesowo Aksamitowski miał się zachować wobec rodziny chłopów, która wzywa go do sparaliżowanego ojca. Wątek wiejski, który miał w sposób chyba najbardziej wstrząsający uzmysławiać widzowi brak skrupułów oszustów, został jednak przed premierą usunięty i dziś pozostaje jednym z najbardziej zagadkowych elementów Głosu z tamtego świata.
Wydawałoby się, że tak apolityczny i wyważony film nie wzbudzi większych kontrowersji wśród tych, którzy decydowali o jego dopuszczeniu na ekrany kin, jednak Różewiczowi narzucono wycięcie całej wiejskiej sekwencji. W tych usuniętych fragmentach Aksamitowski i Wiktoria jechali do chłopa, „który niedawno jeszcze pracował, posiadał władzę, rozkazywał, rządził gospodarstwem (…), a jednego razu, gdy dzień był gorący, przyszedł spocony, położył się i już (…) nie wstał” (Filipowicz, Różewicz 1961, s. 64–65). Aksamitowski oczywiście daje rodzinie chłopa nadzieję, każąc nacierać ciało chorego specjalnym płynem w każdy poniedziałek, środę i piątek. Za płyn i za wizytę inkasuje „gruby plik banknotów” (tamże, s. 67), którego nie ma oporów przyjąć, bo wie, że więcej się na tej wsi nie pojawi, a za ewentualną śmierć starego chłopa i tak nikt go nie będzie obwiniał. Młody chłop mówi otwarcie Aksamitowskiemu o ojcu: „Dla niego byłoby lepiej, panie doktorze, żeby już się nie męczył, żeby umarł. Dla niego, panie doktorze, i dla wszystkich (…). To już nie człowiek” (tamże, s. 66–67).
Również w innych dialogach zawierała się wyraźna sugestia, że większość rodziny miała dosyć apodyktyczności gospodarza, że właściwie życzyli mu śmierci, żałując, że teraz na dodatek będą się musieli nim zajmować. Ewelina Szpak, badaczka mentalności ludności wiejskiej w PRL-u – także w kontekście postrzegania choroby i medycyny – zwraca uwagę, że na wsi ciało traktowane było jak narzędzie pracy, a niepełnosprawność deprecjonowała wartość dorosłego człowieka. „Odbierała mu przecież to, co z ekonomicznego i pragmatycznego punktu widzenia było w gospodarstwie najistotniejsze – sprawność i siłę fizyczną” (Szpak 2012, s. 247).
W tym kontekście sekwencja wiejska stanowiła najostrzejszy w wymowie fragment Głosu z tamtego świata. Stanisław Różewicz musiał zresztą spodziewać się problemów, skoro powstały dwie wersje scenopisu: jedna zawierająca ową sekwencję i druga jej pozbawiona. Ostatecznie jednak reżyser nakręcił sceny rozgrywające się na wsi, zachowując całą ich ostrość. W roli sparaliżowanego chłopa wystąpił Tadeusz Ordeyg, jego córkę zagrała Barbara Wałkówna, a młodszego chłopa – Franciszek Pieczka. Sekwencja została – jak wynika ze scenopisu – sfilmowana głównie w planach amerykańskich, średnich oraz w półzbliżeniach i miała liczyć 103 metry, a więc niecałe cztery minuty. Zachowane fotosy autorstwa Franciszka Kądziołki ujawniają kilka ciekawych szczegółów. Izba zaprojektowana przez scenografa Tadeusza Wybulta, stałego współpracownika Różewicza, jest wnętrzem na wskroś nowoczesnym, mieszczą się w nim porządne meble, nowoczesne w tamtych latach radio, jakiś zegar na ścianie. To sygnał, że mieszkańcy domu nie tylko mają pieniądze, ale i potrzebę, by iść z duchem czasu. W scenopisie Różewicz notował, że w izbie znajduje się „kilka »świętych« obrazów na ścianach” (Różewicz 1962, s. 131), tak charakterystycznych dla wiejskich domów, na fotosach nie ma jednak po nich śladu. Mały krzyżyk wiszący na ścianie izby miał się pojawić tylko raz. Wnętrze sprawia więc wrażenie specjalnie pozbawionego dewocjonaliów. A przecież jeszcze w o kilkanaście lat późniejszym cyklu fotografii Zofii Rydet Zapis socjologiczny (1978-1990) praktycznie każde wiejskie wnętrze obfituje w obrazy Jezusa Chrystusa, Maryi, różnych świętych i krzyże zawieszone nad drzwiami. Jasne staje się zatem, że w czasie realizacji Głosu… Różewicz zadbał o to, by wezwanie Aksamitowskiego przez chłopów w żaden sposób nie kojarzyło się z religijnością i zabobonami.
Reżyser uchwycił dokonywanie się pewnej mentalnościowej zmiany na polskiej wsi. Jeszcze kilka lat wcześniej Włodzimierz Borowik w Skalnej ziemi (1956) pokazywał chłopów, którzy przed lekarzem wręcz uciekają, a wizytę w jego gabinecie traktują jako ostateczność w obliczu groźby śmierci, ufają zaś różnym znachorom. Chłopi z Głosu z tamtego świata nie szukaliby już natomiast w ogóle pomocy u znachora. Dzięki tej usuniętej scenie widz tym bardziej mógłby zrozumieć perfidię Aksamitowskiego: swoim oszustwem depcze kruche, dopiero kiełkujące zaufanie chłopów do prawdziwych lekarzy. To jednak nie wystarczyło, by ocalić ten fragment.
Jego usunięcie nastąpiło prawdopodobnie wkrótce po kolaudacji filmu, która odbyła się 31 sierpnia 1962 roku. Barbara Wałkówna, która zagrała młodą chłopkę, a prywatnie przyjaźniła się ze Stanisławem Różewiczem, zapamiętała rozmowę telefoniczną z reżyserem. Różewicz dzwonił do niej zmęczony wszystkimi korowodami kolaudacyjnymi, przepraszając, że jej rola z przyczyn od niego niezależnych nie znajdzie się w filmie (moja rozmowa z B. Wałkówną, 23 czerwca 2013). Być może Różewicz zdecydował się na zbyt mocny ton, dotykając tematyki wsi, na którą władza była szczególnie wrażliwa. Moment, gdy syn chorego wręcza Aksamitowskiemu gruby plik banknotów, od razu determinowałby pytanie, skąd ci chłopi mają tyle pieniędzy. Wprawdzie władza wyniosła tę klasę społeczną na sztandary i deklarowała troskę o jej dobrobyt, ale w rzeczywistości był to prawie wyłącznie chwyt propagandowy. Gruby plik banknotów mógłby sugerować jakieś pokątne interesy tych chłopów, którzy w normalnych warunkach nie byliby w stanie aż tak się wzbogacić. Nie mogło podobać się również to, że towarzysząca Aksamitowskiemu Wiktoria po wyjściu z wiejskiej izby mówi do niego: „Co za ludzie… A jak tam duszno, myślałam, że skonam” (Różewicz 1962, s. 137).
Na pierwszy rzut oka usuniętą z Głosu z tamtego świata sekwencję można było zapewne odczytać jako sygnał, że wieś to mimo wszystko wciąż zacofanie. Lecz wnikliwe spojrzenie ujawniłoby jeszcze dobitniej przekaz filmu: w chorobie, bezsilności, samotności wszyscy są równie słabi, bez względu na to, czy są ze wsi, czy z miasta, jakie mają wykształcenie i światopogląd. Kryzys ujawnia ich wady, każe zrzucić maski. Są nie tylko nieprzygotowani na obronę przed manipulacją i oszustwem, ale, nieświadomi zagrożenia, poszukują często ratunku u ludzi nieuczciwych i żerujących na nieszczęściu.
Bibliografia
Filipowicz K., Kornel Filipowicz o swoich doświadczeniach filmowych, rozm. K. Garbień, „Film” 1963, nr 13.
Filipowicz K., Różewicz T., Głos z tamtego świata, scenariusz, 1961, zbiory FINA, teczka S-9128.
Różewicz S., Głos z tamtego świata, scenopis (egzemplarz z pieczątką), 1962, zbiory FINA, teczka S-3237.
Szpak E., Pojęcie zdrowia, choroby i cielesności w wiejskim postrzeganiu świata po 1945 roku, czyli o zmianach mentalności na wsi polskiej, „Rocznik Antropologii Historii” 2012, nr 1.
Głos z tamtego świata
Polska 1962, 112’
reż. Stanisław Różewicz, scen. Kornel Filipowicz, Tadeusz Różewicz, zdj. Władysław Forbert, muz. Wojciech Kilar, prod. Zespół Filmowy „Rytm”, wyst. Kazimierz Rudzki, Wanda Łuczycka, Danuta Szaflarska, Tatiana Czechowska, Marta Lipińska
Komentuj