„Mamy obowiązek walczyć o widza”. Wywiad z Aleksiejem Krasowskim

„Rosyjskie kino i telewizja finansowane przez państwo w żaden sposób nie odzwierciedlają rzeczywistości. Na ekranie nie ma mniejszości seksualnych, nie istnieją niezadowoleni obywatele, sieroty czy bezrobotni. (…) "Windykatorem" chciałem udowodnić moim kolegom z branży, że są alternatywne sposoby finansowania i sprzedaży filmów. Można nakręcić przyzwoity film za nieduże pieniądze i jeszcze na tym zarobić, bez podlizywania się Ministerstwu” – mówi ALEKSIEJ KRASOWSKI w rozmowie z MAŁGORZATĄ STECIAK. Rosyjski reżyser i scenarzysta, z którym spotkaliśmy się podczas 10. edycji Festiwalu Filmów Polskich „Wisła” w Moskwie, opowiada o egzystencji niezależnego twórcy oraz realiach filmowej produkcji we współczesnej Rosji.

 

Małgorzata Steciak: Jakie możliwości w Rosji ma filmowiec, który chce zrealizować film? Gdzie może zdobyć fundusze, kto może go wesprzeć finansowo?

Aleksiej Krasowski: Najpopularniejszym wyborem jest zwrócenie się o środki do Fundacji Filmowej Fond Kino, działającej przy Ministerstwie Kultury Federacji Rosyjskiej. Państwowy system dofinansowania jest jednak mocno skorumpowany i ogranicza wolność twórcy, narzucając mu tematy i cenzurując niewygodne dla władzy wątki. Ponadto filmowiec, który przynajmniej raz skorzysta ze wsparcia państwa, zostaje niejako wciągnięty do tej ogromnej machiny i traci swoją niezależność. Władza obiecuje współpracującym z nią artystom różne przywileje – na przykład pracę w teatrze albo pracownię artystyczną – w zamian za wsparcie polityki rządu. Dodatkowym mankamentem systemu jest jego niewydolność. Większość (około 80–90%) produkowanych w ten sposób filmów nie zwraca poniesionych kosztów.

– Na jak dużą wolność artystyczną może liczyć twórca, który realizuje film za państwowe fundusze?

– Istnieje lista oficjalnych tematów, na które filmowcy otrzymują zamówienia. W 2019 roku będziemy świętowali okrągłą rocznicę wycofania się wojsk radzieckich z Afganistanu i obecnie trwa nabór na scenariusze filmów, które uświetniłyby obchody tego jubileuszu. Państwowe sugestie bywają bardzo dokładne – na przykład główna bohaterka powinna być szlachetną samotną matką wychowującą określoną liczbę dzieci i na dodatek walczyć z przestępczością. Mężczyznę zaś widzi się jako sprawiedliwego, który wprawdzie zdradza żonę, ale jednocześnie dokonuje bohaterskich czynów.

Rosyjskie kino i telewizja finansowane przez państwo w żaden sposób nie odzwierciedlają rzeczywistości. Na ekranie nie ma mniejszości seksualnych, nie istnieją niezadowoleni obywatele, sieroty czy bezrobotni. Kilka lat temu powstał serial Zdrady, który opowiadał o zamężnej kobiecie spotykającej się jednocześnie z kilkoma mężczyznami. To był najbardziej wywrotowy serial w rosyjskiej telewizji, całkiem zresztą popularny. To jednak rzadki wyjątek, który potwierdza regułę, że w filmach nie wolno pokazywać niczego, co mogłoby naruszyć idylliczną wizję kraju forsowaną przez państwo.

39_Rosja_wywiad__Uczeń,_reż._Kiriłł_Sieriebriennikow

– Czego jeszcze filmowcom nie wolno?

– Bezwzględnie nie wolno nazywać bohaterów Władimirami Władimirowiczami. Zresztą używanie jakichkolwiek imion czy nazwisk, które mogą skojarzyć się ze znanymi postaciami ze świata polityki, jest zabronione.

Cenzura w kinie i telewizji prowadzi zresztą często do absurdalnych sytuacji. Kiedy kręciłem serial Wyznania, musiałem przepisać od nowa cały odcinek, bo dostałem informację, że na ekranie nie wolno już pokazywać palących bohaterów. I nie chodziło wyłącznie o papierosy – nie mogłem pokazać nawet zapalonej zapałki! Jeżeli bohater chciał coś ugotować, musiał skorzystać z kuchenki elektrycznej albo piekarnika. Wszystko dlatego, że według kierowników stacji widok zapalanej zapałki może sprowadzić bogu ducha winnego obywatela na manowce i zachęcić go do palenia papierosów.

– Swój debiutancki film Windykator (2016) zrealizowałeś bez wsparcia państwa. Jak wielu twórców idzie w Rosji podobną drogą?

– Jednym z najważniejszych autorów, który realizuje swoje filmy bez wsparcia państwa, jest Jurij Bykow [autor m.in. Majora [2013] i Durnia [2014] – przyp. red.], Wasilij Sigariew [autor m.in. Krainy Oz [2015] – przyp. red.] także finansuje wszystkie swoje projekty z pieniędzy prywatnych i, o ile mi wiadomo, dobrze na tym zarabia. Kiriłł Sieriebriennikow nakręcił w ten sposób Ucznia (2016). To jednak wciąż pojedyncze nazwiska. Istnieje jeszcze cała rosyjska scena filmowców undergroundowych, ale nie znam za dobrze tego środowiska i, szczerze mówiąc, nie jestem jego wielkim fanem.

Większość prywatnych inwestorów wspierających kino niezależne w Rosji wyjechała z kraju. Zostało niewielu ludzi, którzy są gotowi zaryzykować współpracę z niezależnymi filmowcami. I nie chodzi tu wyłącznie o względy finansowe – producenci obawiają się, że powiązania z artystą, który realizuje tematy niewygodne dla państwa, mogą mieć dla nich przykre konsekwencje. Taka współpraca może zaowocować świetnym kinem, ale ceną, jaką się za nią płaci, jest zainteresowanie władz. Wystarczy przytoczyć niedawny przykład Kiriłła Sieriebriennikowa. Władze aresztowały byłego dyrektora organizacji artystycznej Siódme Studio Jurija Itina oraz byłego dyrektora Gogol Center Aleksieja Małobrodskiego, z którymi reżyser jest powiązany, i oskarżyły o defraudację państwowych funduszy. Sam Sieriebriennikow zaś był przesłuchiwany i jest świadkiem w tej sprawie. [Ponadto w lipcu br. dyrekcja Teatru Bolszoj odwołała premierę wyreżyserowanego przez niego baletu Nuriejew. Premierowy spektakl, zaplanowany na 11 lipca, został przeniesiony na 2018 rok. Jako oficjalny powód dyrekcja teatru podała, że według ich oceny spektakl nie jest jeszcze gotowy – przyp. tłum.].

– Dlaczego Sieriebriennikow podpadł władzy?

– Wydaje mi się, że to swoista zasłona dymna mająca odwrócić uwagę opinii publicznej od korupcji, jaka panuje w rządzie. Za każdym razem, kiedy na jaw wychodzą kolejne afery, władza szuka tematu zastępczego. Sieriebriennikow, jako aktywista LGBT i otwarty krytyk Putina, jest idealnym kozłem ofiarnym.

– Czy problemy, o których mówiłeś – brak kreatywnej wolności i korupcja w państwowych strukturach – to główne powody, dla których zdecydowałeś się zrealizować debiutancki film za prywatne pieniądze? Jak wygląda droga rosyjskiego filmowca, który chce sfinansować swój projekt bez udziału państwa?

– Zanim zacząłem reżyserować swoje filmy, pracowałem jako scenarzysta i reżyser telewizyjny. Zgłaszałem do Ministerstwa Kultury wiele projektów scenariuszy; część z nich ode mnie kupowano, ale nigdy nie zostały zrealizowane. Bardzo długo próbowałem przebić się jako reżyser, lecz widziano we mnie przede wszystkim doświadczonego scenarzystę i nikt nie chciał mi dać szansy. Dlatego postanowiłem nakręcić prosty thriller za nieduże pieniądze, by udowodnić, że jestem twórcą, w którego warto inwestować. Dzięki temu udało mi się także obejść całą tę biurokrację, która w praktyce znacznie wydłuża proces realizacji filmu i mocno ogranicza kreatywność twórcy. Windykatorem chciałem udowodnić moim kolegom z branży, że są alternatywne sposoby finansowania i sprzedaży filmów. Można nakręcić przyzwoity film za nieduże pieniądze i jeszcze na tym zarobić, bez podlizywania się Ministerstwu.

39_Rosja_wywiad__Major,_reż._Jurij_Bykow

– Minimalistyczny Windykator opowiada o skorumpowanym egzekutorze długów, który w ciągu jednej nocy dokonuje przewartościowania całego swojego życia. Akcja filmu rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, a główny bohater większość czasu rozmawia przez telefon. Jak wyglądał proces finansowania tego filmu?

– Przez ponad pół roku umawiałem się na spotkania z inwestorami i producentami. Wszyscy mi odmawiali ze względu na mój status debiutanta, bali się również, że kameralny thriller psychologiczny poruszający problematykę korupcji nie przyniesie zysków. Po wielu miesiącach znalazłem producentów, którzy odważyli się zaryzykować [Eduarda Iłojana, Dmitrija Rużencewa i Gieorgija Szabanowa – przyp. M.S.]. Wtedy udało mi się zaangażować do projektu Konstantina Chabieńskiego, który jest cenionym i rozpoznawalnym aktorem. W tym samym czasie razem z moim przyjacielem, montażystą Artiomem Barysznikowem, pełniłem funkcję producenta wykonawczego – organizowałem rekwizyty, podpisywałem umowy z biurem, w którym kręciliśmy, szukałem aktorów. Z niektórymi kontrahentami rozliczaliśmy się barterowo, obiecywaliśmy podziękowania w napisach końcowych, bo nic innego nie mogliśmy zaproponować.

– Jaki był budżet filmu i późniejszy procent zysku?

– Całkowity budżet filmu to 120 000 dolarów. Windykator zarobił w Rosji 780 000 dolarów, a licząc również wpływy z pokazów zagranicznych – około miliona dolarów. Wciąż czekamy na rozliczenia z emisji telewizyjnych i na platformach internetowych.

Windykator odniósł sukces komercyjny i festiwalowy, zdobył m.in. nagrodę FEDEORA na MFF w Karlowych Warach. Czy te osiągnięcia przekładają się na twoją karierę? Jest ci łatwiej znaleźć sponsorów na kolejne projekty w Rosji?

– Dużo łatwiej rozmawia mi się z producentami, zdążyłem poznać niemal wszystkich dyrektorów wytwórni filmowych, ale na razie niespecjalnie przekłada się to na współpracę. Interesują mnie kontrowersyjne tematy społeczne, które skutecznie odstraszają inwestorów. Mam gotowy scenariusz o ustawie Dimy Jakowlewa [ustawa z 2013 roku wprowadzająca zakaz adopcji rosyjskich dzieci przez obywateli Stanów Zjednoczonych – przyp. tłum.], przymierzam się także do realizacji komedii o oblężeniu Leningradu.

– Jak obecna sytuacja w branży wpływa na środowisko filmowców? Twórcy wspierają się czy dzielą na dwa obozy, „państwowych” i „niezależnych”?

– Środowisko jest bardzo podzielone. Związki zawodowe w Rosji istnieją wyłącznie na papierze. Wszystko, co wiąże się z rozdawaniem pieniędzy, wywołuje duże spięcia i zaognia konflikty. Trudno o solidarność w środowisku, w którym każde wystąpienie przeciwko władzy może złamać karierę.

Problem polega w dużej mierze na tym, że ludzie związani z branżą filmową – od reżyserów, scenarzystów aż po oświetleniowców i kompozytorów – nie widzą związku między prześladowaniami artystów i problemami politycznymi czy społecznymi w kraju. Wydaje im się często, że to, co przytrafiło się ostatnio Sieriebriennikowowi czy Aleksiejowi Uczitelowi [którego firma producencka została poddana audytowi podatkowemu po tym, jak jego ostatni film Matylda (2017), opowiadający o romansie cara Mikołaja II z tancerką Matyldą Krzesińską, został uznany przez niektórych przedstawicieli Dumy Rosyjskiej za „antyrosyjski” i „antyreligijny” – przyp. tłum.], to kwestia pecha, nieszczęśliwego przypadku. Nie dostrzegają, że ta nagonka ma charakter systemowy. Dopiero gdy filmowcy zrozumieją, że władza może zapukać do drzwi każdego z nich, coś się w tej branży zmieni.

39_Rosja_wywiad__Windykator_b

– Czy w Rosji twórca filmowy może w ogóle być niezależny od polityki? W Polsce, gdzie władza coraz mocniej splata się z kulturą, pojawiają się jeszcze pojedyncze głosy artystów, którzy twierdzą, że ich twórczość nie ma nic wspólnego z polityką. Słuchając ciebie, mam wrażenie, że w Rosji to jest po prostu niemożliwe.

– Jest możliwe, ale według mnie niedopuszczalne ze względu na obywatelską odpowiedzialność, jaka ciąży na artystach. W marcu tego roku, kiedy odebrałem nagrodę NIKA [nagroda Rosyjskiej Akademii Sztuki Filmowej, nazywana „rosyjskim Oscarem” – przyp. tłum.] w kategorii „Odkrycie roku” za Windykatora, powiedziałem na scenie, że mamy obowiązek walczyć o widza, nawet jeśli ten widz aktualnie przebywa w więzieniu, do którego trafił bezprawnie. Sądzę, iż dzisiaj nieprzyzwoitością jest uważać, że polityka nas nie dotyczy, że nie interesują nas ludzie, których bez powodu zatrzymuje się podczas pokojowych protestów, wyrzuca ze szkół lub pracy i łamie ich życie. Wychodzę z założenia, że artysta, który zdobywa popularność, staje się reprezentantem ludzi, dla których tworzy, i ma moralny obowiązek stać po ich stronie.

– Wspomniałeś, że cena, jaką płaci się za niezależność, bywa wysoka. Na jaką swobodę wypowiedzi może sobie pozwolić artysta w dzisiejszej Rosji? Nie boisz się, że władza weźmie na celownik także ciebie?

– To akurat zabawna historia. Po ceremonii wręczenia nagród NIKA przez kilka dni działy się wokół mnie bardzo dziwne rzeczy. Ktoś się włamał do mojej skrzynki pocztowej, pojawiły się jakieś głuche telefony, a główny państwowy propagandzista Władimir Sołowjow poświęcił niemalże całą audycję radiową w moskiewskiej rozgłośni Vesti FM na krytykę mojej twórczości oraz mojego życia prywatnego. Chwilę potem wszystko ucichło. Później, podczas spotkań z dyrektorami wytwórni filmowych, każda rozmowa zaczynała się od pytania, jak się teraz czuję, odkąd znalazłem się na „czarnej liście”. Oczywiście, istnieje mniej lub bardziej oficjalna lista artystów, których nie wolno angażować do projektów, bo podpadli władzy. Niemniej w moim przypadku to na razie się nie sprawdziło. Wierzę, że dopóki moje filmy zarabiają na siebie, mogę się czuć względnie bezpiecznie.

– Myślisz, że kiedykolwiek zdecydowałbyś się na realizację filmu za państwowe pieniądze?

– Akurat tak się składa, że przy moim kolejnym projekcie ubiegam się o dofinansowanie z Ministerstwa Kultury. To koprodukcja francusko-rosyjska, a jednym z warunków strony francuskiej był państwowy wkład finansowy Rosji. Zgodnie z umową nie otrzymuję wynagrodzenia za swoją pracę, a mój scenariusz sprzedałem za zero rubli i zero kopiejek. Zamiast tego zdecydowałem się na udział w zyskach z gotowego filmu. Według takiego modelu biznesowego pracuję i wierzę, że to rozwiązanie najbardziej uczciwe i najkorzystniejsze dla każdego twórcy, który chce robić w Rosji wartościowe, niezależne kino dla szerokiej publiczności.

Tłum. Małgorzata Majewska

Komentuj