Vortex

„Tym, których mózg ulegnie rozkładowi wcześniej niż serce” – tak brzmi dedykacja najnowszego filmu Gaspara Noé. Francuz powraca na ekrany kin z osobistą fabułą, w której odbijają się echem niedawny udar reżysera oraz zmagania jego nieżyjącej już matki z chorobą Alzheimera. W wyniku tych doświadczeń Noé najpierw odstawił papierosy i narkotyki, a potem zrealizował kameralną opowieść o starości, śmierci i związanej z nimi bezradności.

Bez wątpienia ów wyciszony i przejmujący obraz przemijania stanowi przełom w filmografii Noégo, od ponad 20 lat chlubiącego się mianem prowokatora. Zwrot w kierunku tematyki o znacznie większym ciężarze emocjonalnym nieuchronnie zbliża Vortex do Miłości (2012, M. Haneke), choć sam artysta niechętnie odnosi się do takowych porównań. Na pierwszy rzut oka zmieniło się więc sporo, w rzeczywistości jednak autorski podpis jest tutaj wyrazisty. Rozbudowane napisy końcowe w miejscu początkowych; nieodstępująca narkotyzujących się bohaterów kamera Benoît Debiego; kilkusekundowe wyciemnienia ekranu przypominające mruganie powiekami; głęboka, krwawa czerwień; wreszcie sygnalizowanie nadchodzącej śmierci (tu wprowadzone już na początku przez piosenkę Mon amie la rose Françoise Hardy). Wszystko to, podane w ostrzejszym niż w najnowszym dziele sosie, widzieliśmy już wcześniej.

Słynący z fajerwerków formalnych reżyser (vide: odwrócona chronologia w Nieodwracalnym [2002] czy POV zmarłego we Wkraczając w pustkę [2009]) tym razem stawia na efektowny split screen. Zabieg ten pozwala na snucie opowieści o jesieni życia jednocześnie z dwóch perspektyw: cierpiącej na demencję Matki i zmagającego się z przypadłością żony Ojca. Dzięki podzielnej uwadze obiektywu otrzymują oni większą podmiotowość, a ich losy jawią się jako niezależne i połączone zarazem. Drogi postaci często się przecinają: kiedy podczas porannej krzątaniny mijają się w mieszkaniu, przeprowadzają trudne rozmowy z Synem czy przytulają się pełni wzajemnego współczucia i czułości. Bez względu na wsparcie najbliższych ostatecznie z chorobą zawsze jednak zostaje się sam na sam.

Podzielony ekran dobitnie uwydatnia rozdźwięk między doświadczeniem kobiety, próbującej odnaleźć się w chaosie materialnym i mentalnym, oraz mężczyzny – krytyka filmowego w trakcie procesu twórczego.

Angażując do swojego projektu Françoise Lebrun, czyli pamiętną Veronikę z Mamy i dziwki (1973, J. Eustache), oraz mistrza giallo Daria Argento, Noé pogrywa nie tylko z historią X muzy, ale i z jej miejscem w kulturze. „Czyż życie nie jest tylko snem, który śni się we śnie?” – artysta wprost cytuje Edgara Allana Poego i łączy to bezpośrednio z książką Ojca, poświęconą związkom ruchomych obrazów i marzeń sennych. A skoro życie i kino przypominają sen, to stąd tylko krok do tego, by codzienność – jak krzyczy w pewnym momencie Ojciec – zaczęła jawić się jako koszmar.

Vortex to bowiem przede wszystkim rozpisana na trzy postaci tragedia rodziny obarczonej trudną przeszłością.

Aktywność bliskich sprowadza się tutaj głównie do słów (co ciekawe, Noé zrezygnował z napisanych przez siebie dialogów – wymiany zdań między aktorami zostały zaimprowizowane, stąd też nominalny brak scenarzysty). Szybko staje się jasne, że są oni całkowicie bezradni: Matka wobec choroby, która odbiera jasność umysłu i zdolność do wyrażania myśli (wydająca z siebie pojedyncze dźwięki i niecierpliwiąca się przy tym Lebrun jest niezwykle przejmująca), Ojciec w obliczu podupadania na zdrowiu i pogarszającej się kondycji żony, Syn zaś w starciu z własnymi demonami i wizją opuszczenia przez tych, którzy dotychczas byli dla niego jedynym oparciem. Niekiedy rozmowa przynosi chwilową ulgę, ale zwykle napięcie i lęk nie dają odetchnąć ani bohaterom, ani widzom.

Ludzkiemu dramatowi milcząco przyglądają się przedmioty, składające się na scenografię Jeana Rabasse’a, która po brzegi wypełnia zagracone kadry. Postaci lawirują po labiryncie mieszkania, w którym każdy element niesie ze sobą wartość. To świadectwo istnienia – artefakty, w których zaklęte są ułamki duszy właściciela. Maszyna do pisania, lekarstwa, nawet muszla klozetowa – tyle zostaje po śnie zwanym życiem. Co gorsza, pomieszczenia, wypełnione jeszcze do niedawna niezbędnymi rzeczami, mogą zostać błyskawicznie opróżnione. A wtedy okaże się, że po krótkiej, bo trwającej zaledwie kilkadziesiąt lat, drzemce nie został żaden ślad.

Vortex

Belgia, Francja, Monako 2021, 142’

reż. Gaspar Noé, zdj. Benoît Debie, prod. Rectangle Productions, Wild Bunch Distribution, Les Cinémas de la Zone, KNM, Artémis Productions, SRAB Films, Les Films Velvet, Kallouche Cinéma, wyst. Françoise Lebrun, Dario Argento, Alex Lutz

Artykuły tego samego autora

Komentuj