Limbo
Twórczość Ivana Sena, choć gatunkowo niejednorodna, wydaje się bardzo konsekwentna. Pomijając kilka pojedynczych wyjątków – jak zrealizowany w zeszłym roku melodramat sci-fi "Expired" (2022) – problematyka filmów Australijczyka koncentruje się wokół aborygeńskiej mniejszości, dotykających jej rasowych uprzedzeń i napięć, obecnych i przeszłych, oraz ich konsekwencji. Tak było zarówno w społecznie zaangażowanych dramatach: debiutanckim "Pod chmurami" (2002) i utrzymanym w paradokumentalnej poetyce "Toomelah" (2011), który Sen zrealizował w rodzinnej miejscowości swojej aborygeńskiej matki, jak i neo-noirowym dyptyku: "Mystery Road" (2013) oraz "Goldstone" (2016), uzupełnionym przez tegoroczne "Limbo".Co warte podkreślenia, Sen pisze scenariusze do reżyserowanych przez siebie filmów, jest też ich operatorem, montażystą, autorem muzyki. Wpływa to na wyraźny charakter pisma, obecny zwłaszcza w gatunkowych, efektowniej stylizowanych produkcjach. W Limbo jak podpis powracają charakterystyczne dla Sena obrazy filmowanej z lotu ptaka drogi w centrum rozległej pustynnej przestrzeni i liczne ujęcia z postaciami osamotnionymi w kadrze, zastygłymi, jakby pozującymi do fotografii.
Nie inaczej jest z wykorzystaniem gatunkowych tropów. Podobnie jak detektyw Jay Swan z Mystery Road i Goldstone, tak grany przez Simona Bakera Travis Hurley z Limbo to doświadczony życiem zgorzkniały policjant z rozbitą rodziną, demonami i uzależnieniami. Obaj bohaterowie istnieją w filmowych światach jako obcy, choć w opozycyjny sposób.
Jay Swan to swego rodzaju odpowiednik Virgila Tibbsa z głośnego filmu Normana Jewisona W upalną noc (1967): samotny wśród białych i rasistowsko uprzedzonych kolegów-policjantów, dumny reprezentant aborygeńskiej mniejszości. Z kolei Travis Hurley to przybysz z zewnątrz, biały policjant, który w prowadzonym przez siebie śledztwie z konieczności zbliża się do rdzennych mieszkańców Australii.
Tytułowe Limbo to górnicze miasteczko otoczone nieprzyjaznym skalistym pejzażem, pełnym wyrw po wydobywanym opalu i mieszkań wydrążonych w skałach. Ma ono w sobie rys niesamowitości, kryjący się już w samej nazwie miejsca (w chrześcijaństwie limbo to otchłań, część piekła), a potęgowany przez czarno-białe zdjęcia – przypominające czy to klasyczne filmy noir, czy archiwalne nagrania z powierzchni Księżyca. Kiedy w jednej ze scen aborygeńska dziewczynka pyta Travisa, skąd pochodzi, on odpowiada, że z innej planety. Jest to oczywiście znaczące.
Światy białych i czarnych istnieją w filmach Sena jakby zawsze obok, zajmują sąsiednią, a nawet tę samą przestrzeń, wciąż przecinają się, a jednak pozostają oddzielone.
Travis ma świadomość tej przepaści i społecznych nierówności, których ofiarami są rdzenni mieszkańcy Australii. W myśl noirowej konwencji pozbawiony jest złudzeń. Trafiając na opór niechętnych do rozmowy Aborygenów, bohater po chandlerowsku powtarza słowa: „Skoro tak…” (w oryginale: Fair enough). Przebijająca z tej kapitulacji wiedza o niezadośćuczynionej krzywdzie jest może tym bardziej gorzka, że nie da się od niej zdystansować, zamknąć w przeszłości. Obecne jest wyłącznie kontynuacją minionego, nowa ścieżka nie jest odległa od poprzedniej. Travis nie tyle zajmuje się śledztwem w sprawie zaginionej przed 20 laty aborygeńskiej dziewczynki, ile ma za zadanie ustalić, czy istnieje podstawa, aby takie śledztwo wznowić. Wydaje się jednak, że to tylko rutynowa kontrola, a sama sprawa niespecjalnie interesuje jego przełożonych, tak jak nie interesowała władz dwie dekady wcześniej – pierwsze śledztwo, zakończone niepowodzeniem na skutek niedbałości rasistowskich policjantów, jedynie pogłębiło rozłam, który dotknął rodzinę ofiary. Być może jedyny, któremu po latach można jeszcze próbować zaradzić.
Podobnie jak w Mystery Road i Goldstone intryga w Limbo nie jest skomplikowana. Wydaje się ledwie szkicem: dwie czy trzy sceny dialogowe i już wiadomo kto, tak jak zawsze wiedzieli o tym ci, których nikt nie słuchał. Ale też Sen wyraźnie nie jest zainteresowany intrygą. W kinie noir miejska przestrzeń pozostaje z zasady zagęszczona i zepsuta: tajemnicą, kłamstwem, cynizmem. Limbo jest nie tyle miastem zbrodni, ile miastem po zbrodni; tym, co przychodzi później, co zaczyna się wraz z rozpadem, który zbrodnia zapoczątkowuje. Tak w świecie ofiar, jak i katów. Limbo to zgliszcza, które pozostają.
Limbo
Australia 2023, 108’
reż., scen., zdj. i muz. Ivan Sen, prod. Bunya Productions, Windalong Films, wyst. Simon Baker, Rob Collins, Natasha Wanganeen
Komentuj