Za drzwiami szafy. Coming out w Hollywood

Kino odegrało szczególną rolę w kształtowaniu się społeczności LGBT+ i w upowszechnieniu akceptacji dla nieheteronormatywnych wizerunków męskości. Queerowe praktyki odbiorcze i przenikanie tematyki homoseksualnej do mainstreamu przyczyniają się do zrozumienia, że bycie mężczyzną nie kłóci się z byciem gejem. Jednocześnie jednak widzialność nieheteroseksualnych mężczyzn wśród aktorów pozostaje znikoma. W Hollywood wciąż pokutuje przeświadczenie, że publiczny coming out bezpowrotnie zamyka drogę do określonych ról filmowych. Zmiany, jakie przynosi ruch #metoo, pozwalają mieć nadzieję, że inkluzywność wobec osób nieheteronormatywnych przestanie być jedynie pozorem.

Dla wielu homoseksualnych mężczyzn filmy pełniły i pełnią ważną funkcję w przeżywaniu własnej tożsamości seksualnej. Jedną z największych amerykańskich ikon gejowskich, której mit bywa łączony z powstaniem ruchu na rzecz praw osób LGBT+ w końcówce lat 60., jest przecież Judy Garland. Wśród inspiracji dla stanowiącej symbol tego ruchu tęczowej flagi wymienia się zaś utwór Over the Rainbow wykonywany przez Garland w filmie Czarnoksiężnik z Oz (1939, V. Fleming). Eskapistyczna moc kina była wykorzystywana przez nieheteronormatywnych widzów, którzy odczytywali na ekranie zakamuflowane sygnały dotyczące nieklasycznych sposobów realizacji męskości. Jednocześnie jednak Hollywood przez lata przyczyniało się do utrwalania stereotypów związanych z homoseksualną męskością i odmawiało przyznania jej głosu. Działo się to pomimo tego, że od samego początku przemysł filmowy był współtworzony przez homoseksualnych mężczyzn. Fakt ten dla niektórych widzów pozostawał tajemnicą poliszynela, ale dla ogromnej większości okazał się zupełnie nieznany.

Frywolny bal debiutantów

Coming out jest dziś pojęciem, którego rozumienie upowszechniło się na tyle, że zapominamy o jego metaforycznym charakterze. Pierwotnie nie było ono wiązane z porzuceniem brzemienia skrywanej tajemnicy, lecz z afirmacyjnym celebrowaniem własnej tożsamości.

Jego źródła sięgają początków XX wieku, gdy wejście w środowisko gejowskie było porównywane z balem debiutantek (coming-out party) organizowanym dla dziewcząt z klas wyższych w celu wprowadzenia ich w towarzystwo. Coming out oznaczał tu wejście do nowego świata. Zerwanie z wiktoriańską moralnością uczyniło lata 20. i 30. bardziej otwartymi także na kwestię homoseksualności. Środowiska queerowe, przede wszystkim w Nowym Jorku i Hollywood, były w tym czasie dużo bardziej widoczne niż w latach późniejszych i postrzegano je jako artystyczną bohemę. Mężczyźni aktywni w tych grupach nie byli ujawnionymi gejami (openly gay) w dzisiejszym rozumieniu, jednak nie ukrywali przynależności do konkretnego towarzystwa, a w jego obrębie zachowywali się swobodnie i korzystali z przyzwolenia na życie po swojemu. Byli wśród nich reżyserzy, jak George Cukor, kostiumografowie, jak Orry-Kelly, oraz przedstawiciele innych profesji filmowych. Od początku wolność ta nie dotyczyła jednak w pełni aktorów, których pozaekranowe życie bardzo szybko stało się obiektem zainteresowania publiczności. Dzięki współpracy z prasą – świadomą tego, że od frekwencyjnych sukcesów zależą również jej przychody – niepokojące sekrety życia prywatnego gwiazd udawało się w tym czasie trzymać w ukryciu. Dla homoseksualnych artystów oznaczało to fikcyjne randki i ustawione zdjęcia.

Swoboda obyczajowa tego okresu przenikała na ekran kinowy, co wpływało także na filmowe wizerunki męskości, często bardzo odległe od stereotypu, który zdominował społeczną świadomość przez kolejne dekady. Dość wskazać, że emploi najpopularniejszego aktora lat 20., Rudolfa Valentino, z jego delikatnością, blichtrem i tajemniczym wdziękiem, pełne było dwuznaczności. (Publiczne spekulacje dotyczące biseksualnej orientacji aktora pojawią się dopiero wiele lat po jego śmierci). Gwiazdorzy slapstickowych komedii – Buster Keaton i Charles Chaplin – z wdziękiem eksponowali zaś cechy powszechnie uznawane za niemęskie, takie jak niezdarność, ckliwość, delikatność. W tym czasie narodził się też pierwszy filmowy typ homoseksualnego mężczyzny: „panienki” (sissy), czyli zniewieściałego, śmiesznego artysty. Tego typu postaci zbudowane na prześmiewczym stereotypie pojawiały się na drugim planie jako kontrast dla męskich protagonistów.

W takiej rzeczywistości możliwa była zawrotna kariera Williama Hainesa uznawanego dziś za pierwszego jawnie homoseksualnego hollywoodzkiego aktora, choć nie dokonał on coming outu we współczesnym rozumieniu. Zrobił karierę w MGM jeszcze w latach 20. i z sukcesem wszedł w erę dźwiękową. W roku 1930 w branżowym sondażu „Quigley Poll” Haines został uznany za najbardziej dochodowego amerykańskiego aktora. W takich filmach jak Brown z Harvardu (1926, J. Conway) i Show People (1928, K. Vidor) prezentował na ekranie typ młodego, aroganckiego dowcipnisia (wisecracker) o ironicznej ekspresji. Podobną osobowością charakteryzował się w życiu prywatnym, będąc bywalcem hollywoodzkich salonów i zachowując przy tym pełną obyczajową swobodę. W 1926 roku związał się z nowojorskim żeglarzem Jimmym Shieldsem, co było faktem powszechnie znanym w środowisku filmowym, a jednocześnie konsekwentnie podtrzymywał swój publiczny wizerunek dowcipnego kawalera.

Show People

Wielki kryzys lat 30. zmienił amerykańskie społeczeństwo i bezpowrotnie zakończył okres bezpruderyjnej wolności kina hollywoodzkiego. Wejście w życie w 1934 roku Kodeksu Produkcyjnego wpłynęło również na sposób prezentowania męskości na ekranie i sytuację homoseksualnych aktorów w branży. W tym samym czasie gejowskie kluby zeszły do podziemia, a homoseksualizm zaczął być traktowany jako choroba psychiczna. Skończyła się też pobłażliwość prasy w kwestiach obyczajowych. W 1934 roku wielu zatwardziałych hollywoodzkich kawalerów stanęło przed ołtarzem. Część z tych związków to tzw. lawendowe małżeństwa (aranżowane związki, w których jeden bądź oboje partnerów było orientacji homoseksualnej) wymuszone przez studia filmowe i obecne w środowisku filmowym w kolejnych dekadach złotej ery Hollywood.

Obyczajowa zmiana lat 30. znalazła swoje odbicie w karierze Williama Hainesa. Jego rola w filmie Gdzieś na Dzikim Zachodzie (1930, F. Niblo), ostentacyjnie eksponująca seksualną niejednoznaczność i cechy kojarzone powszechnie z kobiecością, spotkała się z chłodnym przyjęciem publiczności. Wkrótce potem skończyła się dla niego przychylność prasy. W jednym z artykułów miano napisać, że prowadzi dom jak gospodyni. Nie mógł także liczyć na poparcie studia MGM. W 1934 roku Louis B. Mayer postawił Hainesowi ultimatum: albo zerwie swój związek z Shieldsem, albo zakończy karierę filmową. Aktor nie zgodził się na ten warunek i wybrał partnera, z którym żył aż do śmierci w 1973 roku. Jego przyjaciółka Joan Crawford miała powiedzieć o nich, że tworzyli najszczęśliwsze małżeństwo w Hollywood. W późniejszych latach Haines z powodzeniem działał jako dekorator wnętrz w Los Angeles i konsekwentnie odmawiał powrotu na wielki ekran.

Głośny koniec jego kariery w latach 30. był natomiast jasnym sygnałem: bycie gejem w środowisku filmowym staje się niebezpieczne.

Gwiazdorski trup w szafie

Przez kolejne dekady jawne przyznawanie się do homoseksualnej orientacji przez aktorów nie było w żadnym stopniu możliwe. Wielkie studia konsekwentnie dbały o wizerunek swoich gwiazd, a homoseksualni artyści wkładali wysiłek w ukrywanie prawdy o sobie. Gejowskie Hollywood zamknęło się w szafie. Po konstytutywnych dla społeczności LGBT+ zamieszkach na Stonewall w 1969 roku pojęcie coming outu nabrało innego znaczenia i zostało powiązane właśnie z metaforą szafy (coming out of the closet). Z radosnej inicjacji i wejścia w środowisko ludzi sobie podobnych, którą coming out był w latach 20., stał się on synonimem wyjścia z opresyjnego ukrycia i pozbyciem się nieprzyjemnej tajemnicy – schowanego w szafie trupa. Dla aktorów filmowych, których życie prywatne pozostawało istotnym aspektem zawodowego wizerunku, wyjście z tej szafy przez dekady wydawało się niemożliwe.

Co najmniej kilku rozpoznawalnych aktorów okresu klasycznego było homo- lub biseksualnych. Pomimo krążących często plotek znaczna część widzów nie była jednak tego świadoma. Informacje ujawniali dopiero po wielu latach sami zainteresowani bądź osoby im bliskie.

Spekulacje na temat orientacji seksualnej Cary’ego Granta trwały przez dziesięciolecia. I choć nie znalazły stuprocentowego potwierdzenia, mówią wiele o tym, jak w okresie klasycznego Hollywood funkcjonował wizerunek męskiej gwiazdy filmowej. Grant, pięciokrotnie zawierający związek małżeński i jednocześnie umawiający się z różnymi kobietami, konsekwentnie utrzymywał wizerunek atrakcyjnego kawalera. Jednocześnie na przełomie lat 30. i 40. przez 10 lat mieszkał z innym hollywoodzkim aktorem, Randolphem Scottem. Ich wspólna sesja zdjęciowa z tego okresu, na której obaj prezentowani są w scenach z życia codziennego, często bywa dziś wykorzystywana jako dowód homoseksualnego charakteru tej relacji. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że powstała ona za wiedzą studia Paramount i była oficjalnie publikowana w hollywoodzkiej prasie wraz z towarzyszącymi jej wywiadami, w których Grant i Scott żartowali z ogromnych wydatków niepozwalających im na samodzielne mieszkanie. Należy więc na nią patrzeć raczej jako na element strategii promocyjnej i dowód tego, że zdaniem producentów filmowych relacje dwóch mężczyzn nie budziły u ówczesnej publiczności skojarzeń co do ich możliwego romantycznego charakteru. Niewątpliwie jednak już wtedy pojawiały się plotki i spekulacje, które również stały się elementem wizerunku gwiazdora. Sam Grant nie godził się na publiczne przypisywanie mu homoseksualnej orientacji, czemu wyraz dał w 1980 roku, pozywając Chevy’ego Chase’a, który nazwał go gejem w programie telewizyjnym. Proces ten wygrał.

Naga prawda

 

Lawendowy strach i zdjęcie podkoszulka

Często zapomina się, że tzw. polowanie na czarownice, kładące się cieniem na amerykańskie życie społeczne w latach 50. w związku z polityką senatora Josepha McCarthy’ego, było wymierzone nie tylko w osoby, którym przypisywano poglądy komunistyczne, lecz także wobec tych, których podejrzewano o homoseksualną orientację. Miała ona bowiem świadczyć o podatności na szantaż i działalności na szkodę państwa. Lawendowy strach, który zapanował wówczas wśród waszyngtońskich polityków, zawędrował też do Hollywood, a to jeszcze mocniej zaczęło pilnować, aby drzwi do szafy pozostały szczelnie zamknięte. Jednocześnie w okresie tym zmianie ulega sposób pokazywania męskości w kinie popularnym. Szorstkich, poważnych mężczyzn w typie Jamesa Cagneya i dowcipnych bon vivantów w stylu Clarka Gable’a zaczynają zastępować młodzi, umięśnieni mężczyźni, których fizyczna atrakcyjność jest eksponowana na ekranie, a następnie również na okładkach magazynów. Jedną z osób odpowiedzialnych za upowszechnienie wizerunku „ciacha” (beefcake) był hollywoodzki łowca talentów i agent Henry Willson, którego homoseksualna orientacja pozostawała powszechnie znana w środowisku. Znajdował on młodych, atrakcyjnych mężczyzn, często niezwiązanych z aktorstwem, i proponował im karierę filmową. Dlatego też jego protegowanych w samym Hollywood – nierzadko zgodnie z prawdą – podejrzewano o homoseksualizm. Willson konsekwentnie dbał o to, żeby te plotki nie docierały do publiczności.

Dwie największe gwiazdy, które wylansował w tamtym okresie, to ekranowy amant Rock Hudson i blond idol nastolatek Tab Hunter. W obu przypadkach studia filmowe kontrolowały nie tylko ich karierę filmową, lecz także prywatny wizerunek, co było problematyczne, gdyż obaj wiedli w Los Angeles dość otwarte życie jako homoseksualni mężczyźni. Wszelkie niejednoznaczności dotyczące sfery seksualnej były nie do pogodzenia z ich ekranowym emploi. Właśnie dlatego studia filmowe konsekwentnie kontynuowały politykę aranżowanych małżeństw ukrywających niewygodną prawdę o ekranowych idolach. Głośny romans Huntera z Natalie Wood był w istocie fikcją zaaranżowaną dla prasy, a aktor w rzeczywistości spotykał się wówczas z inną wschodzącą gwiazdą, Anthonym Perkinsem. Z kolei z uwagi na groźbę upublicznienia informacji o homoseksualnej orientacji Rocka Hudsona został on zmuszony do poślubienia sekretarki Willsona – Phyllis Gates.

Hollywood przez lata podsycało więc fascynację kobiecej publiczności zbudowaną na kłamstwie. Przekonanie, że status filmowego amanta (romantic lead) jest dostępny tylko dla heteroseksualnych aktorów, ostatecznie się ugruntowało.

W tym samym czasie za sprawą słynnej aktorskiej Metody Lee Strasberga na kinowych ekranach pojawia się zupełnie nowy sposób prezentowania męskości – dziki, ekspresyjny, niejednoznaczny, eksponujący zarówno fizyczną siłę, jak i emocjonalną wrażliwość. Trzej wielcy aktorzy uosabiający ten przełom – James Dean, Montgomery Clift i Marlon Brando, jak dziś wiemy, byli osobami nieheteronormatywnymi. Wizerunek buntowników i outsiderów, który kreowali na ekranie, owocował olbrzymim zainteresowaniem ich życiem prywatnym, ale też wpływał na akceptację publiczności dla pewnego wyłamywania się z obowiązujących norm społecznych. Akceptacja ta nie obejmowała jednak w latach 50. kwestii niejednoznaczności orientacji seksualnej. W najbardziej znanym filmie z udziałem Deana – Buntowniku bez powodu (1955, N. Ray) – zawarte były dosyć wyraźne aluzje homoseksualne (dziś często czyta się ten film jako pierwszy ekranowy obraz nastoletniej gejowskiej miłości). Sam aktor w jednym z wywiadów miał powiedzieć: „Nie jestem homoseksualistą, ale nie przejdę przez życie z jedną ręką związaną za plecami”. Mimo to studio Warner Bros. konsekwentnie starało się ugrzecznić jego wizerunek, komercjalizując przy tym jego buntowniczość. W wydanej już w rok po tragicznej śmierci aktora biografii nie wspomniano ani słowem o orientacji aktora.

W przypadku Clifta jego chimeryczne samotnictwo, które nasiliło się po wypadku samochodowym, jakiemu uległ w 1956 roku, oraz staranny dobór skomplikowanych ról czyniły z niego postać podziwianą, która nie mogła jednak stać się idolem publiczności. Również w jego przypadku silne było zainteresowanie publiczności życiem prywatnym gwiazdora, a w szczególności domniemanym romansem z Elizabeth Taylor. To właśnie ona w 2000 roku, odbierając nagrodę za zaangażowanie na rzecz praw osób LGBT+, jako pierwsza publicznie wspomniała o nieheteronormatywności Clifta i Deana. Z kolei Brando dokonał coming outu w jednym z wywiadów w latach 70., w którym przyznał się do romansów zarówno z kobietami, jak i mężczyznami, co wiązało się jednak bardziej z jego naturą skandalisty niż zmianą polityki Hollywood co do mówienia o orientacji seksualnej aktorów. Co ciekawe, choć Brando i Dean są dziś ważnymi ikonami dla społeczności LGBT+, to ich popkulturowy wizerunek obecny w świadomości widzów i nieustannie komercjalizowany przez kolejne gadżety i postmodernistyczne nawiązania odarty jest z tego aspektu ich tożsamości i wiąże się z heteroseksualną męską siłą.

Wzruszający los geja

Obyczajowa zmiana, jaka zaszła w związku z rewolucją seksualną oraz odejściem od Kodeksu Produkcyjnego, przyczyniła się do tego, że nawiązania do homoseksualnej męskości mogły zawitać na ekranach kinowych chociażby w takich filmach jak Nocny kowboj (1969, J. Schlesinger) czy Pieskie popołudnie (1975, S. Lumet), ale nie zmieniła zbyt wiele w kwestii outowania się hollywoodzkich gwiazd. Aktorskie ikony tego okresu – Pacino, De Niro, Hoffman, Stallone, Redford – reprezentowały różne typy męskości. Ich heteroseksualność nie budziła jednak wątpliwości.

Pierwszą mainstreamową próbą podjęcia w filmie hollywoodzkim tematu homoseksualnej męskości i coming outu był film Kochać się (1982, A. Hiller). Nie okazał się on kasowym sukcesem. Rolę w nim odrzucili między innymi Michael Douglas i Harrison Ford. Reżyser miał stwierdzić, że większość aktorów, do których zwrócił się z propozycją, prosiła, aby nawet nie rozważać ich możliwości udziału w tym przedsięwzięciu. U progu lat 80. nie tylko więc możliwość coming outu w środowisku filmowym była wykluczona, ale nawet zagranie homoseksualnej postaci przez heteroseksualnego aktora było postrzegane jako zagrożenie dla kariery.

Przełomowym wydarzeniem dla widzialności nieheteroseksualnych aktorów w Hollywood było publiczne oświadczenie Rocka Hudsona, który w 1985 roku ujawnił, że choruje na AIDS, schorzenie wówczas utożsamiane z homoseksualnymi mężczyznami. Rozpoczęło to publiczną dyskusję na temat orientacji aktora i doprowadziło do uświadomienia publiczności, że jeden z najpopularniejszych amerykańskich aktorów filmowych był gejem. Wpłynęło to na wzrost społecznej empatii wobec osób LGBT+ i podjęcia realnych działań na rzecz powstrzymania epidemii AIDS.

Filadelfia

W 1993 roku po raz pierwszy rozpoznawalny hollywoodzki aktor zagrał postać homoseksualnego mężczyzny w mainstreamowym filmie, który odniósł duży sukces komercyjny. Rolą w Filadelfii (1993, J. Demme) Tom Hanks przełamał swoje komediowe emploi i zdobył Oscara za pierwszoplanową rolę. Świadectwem zmiany, jaka zaszła w środowisku filmowym, był fakt, że o ten angaż zabiegali również inni aktorzy. Odtąd zagranie geja przez heteroseksualnego aktora powoli przestawało być postrzegane jako zagrożenie dla kariery, a raczej jako zawodowe wyzwanie i szansa na zbudowanie gwiazdorskiego prestiżu.

Zjawisko to utrwaliło się w pierwszej dekadzie XXI wieku wraz z takimi filmami jak Capote (2005, B. Miller), Tajemnica Brokeback Mountain (2005, A. Lee) czy Obywatel Milk (2008, G. Van Sant). Heteroseksualna publiczność nauczyła się wzruszać losami gejów, jednakże wciąż utrzymywano ją w strefie komfortu przez fakt, że gejowskie postaci były na ekranie zapośredniczone przez heteroseksualnych aktorów.

Dobrym przykładem są tu role Colina Firtha w Mamma Mia! (2008, Ph. Lloyd) i Supernovej (2020, H. Macqueen). Emploi romantycznego amanta czyni w tych filmach postać geja bardziej akceptowalną dla widzów. Sposób postrzegania tego typu decyzji castingowych ulega jednak zmianie. Krytycy coraz rzadziej chwalą takie kreacje za ekranową odwagę i pomijają aspekt różnicy między orientacją postaci i wykonawcy. Przykładem jest tu odbiór roli Ramiego Maleka w filmie Bohemian Rhapsody (2018, B. Singer), którego doceniano przede wszystkim za wiarygodność odtworzenia wizerunku Freddiego Mercury’ego. W przypadku filmów wyraźniej skierowanych do queerowej publiczności obsadzanie heteroseksualnych aktorów w rolach homoseksualnych coraz częściej spotyka się z krytyką, czego dowodem były bardzo niepochlebne opinie dotyczące występu Jamesa Cordena w musicalu Bal (2020, R. Murphy), oskarżanego o powielanie krzywdzących stereotypów. Szczególnie zwrócono uwagę na fakt, że rolę powierzono Cordenowi pomimo tego, iż wielu związanych z Broadwayem profesjonalnych aktorów musicalowych to osoby homoseksualne. Wciąż jednak jedynym jawnie homoseksualnym aktorem nominowanym do Oscara za rolę geja pozostaje Ian McKellen za pierwszoplanową kreację w filmie Bogowie i potwory (1998, B. Condon).

Czy gej może zagrać heteryka?

Przekonanie, że coming out bezpowrotnie zamyka mężczyznom drogę do kariery w kinie popularnym, w dalszym ciągu było i jest obecne w przemyśle filmowym, kształtując obawy kolejnych pokoleń aktorów. Rupert Everett, który ujawnił swoją orientację w 1989 roku, w wywiadach przyznaje, że w jego ocenie decyzja ta zamknęła mu drogę do hollywoodzkich ról. W 1997 roku pojawił się na ekranie jako gay best friend będącej wówczas u szczytu popularności Julii Roberts w filmie Mój chłopak się żeni (1997, P.J. Hogan), w którym charyzmą i fizyczną atrakcyjnością przyćmiewał grającego główną postać amanta Dermota Mulroneya. Mimo to próby obsadzania go na fali popularności tego filmu jako heteroseksualnego protagonisty skończyły się niepowodzeniem. Richard Chamberlain i Tab Hunter – homoseksualni aktorzy, którzy z powodzeniem grali wiodące role w kinie popularnym, na coming out zdecydowali się dopiero po zakończeniu kariery. W 2001 roku Tom Cruise wytoczył wielomilionowy pozew mężczyźnie, który w wywiadzie prasowym stwierdził, że miał z nim romans, co znakomicie pokazuje, jak istotne dla pierwszoligowego aktora jest utrzymywanie heteroseksualnego wizerunku. W zeszłym roku głośno było o wypowiedzi Kate Winslet, w której stwierdziła, że zna kilku rozpoznawalnych aktorów ukrywających swoją orientację w obawie przed utratą ról.

Mój chłopak się żeni

Jedyną wyoutowaną męską supergwiazdą Hollywood jest aktualnie Kevin Spacey. Choć plotki dotyczące jego orientacji krążyły przez lata, aktor zdecydował się na coming out dopiero w 2017 roku w obliczu oskarżeń o molestowanie seksualne, a więc w momencie, gdy jego kariera całkowicie się załamała. Niefortunnie próbował on wykorzystać coming out jako okoliczność odwracającą uwagę od niewygodnych zarzutów. Sprawa ta wpisała się w ruch #metoo, który rozpoczął dyskusję na temat etycznych standardów w świecie kina. Zwrócono uwagę, że przemoc seksualna w przemyśle filmowym dotyczy nie tylko kobiet, lecz także homoseksualnych mężczyzn, którzy na dodatek zmuszani są do ukrywania swojej tożsamości.

Nie oznacza to, że zmiana nie zachodzi. Ma ona jednak charakter ewolucyjny, a nie rewolucyjny. Niewątpliwie najbardziej przełomowym coming outem hollywoodzkiego aktora było wyznanie Neila Patricka Harrisa, który ujawnił, że jest gejem w 2006 roku, gdy u szczytu popularności był serial Jak poznałem waszą matkę (CBS, 2005–2014), w którym z powodzeniem grał postać ironicznego kobieciarza.

Wyznanie to nie storpedowało jego kariery. Harris przez kolejne lata zachował rozpoznawalność i konsekwentnie podtrzymuje zainteresowanie swoim życiem prywatnym, pokazując się publicznie z mężem i dziećmi. W 2014 roku zagrał postać heteroseksualnego mężczyzny uwikłanego w brutalny romans z kobietą w świetnie przyjętej Zaginionej dziewczynie (2014, D. Fincher), co budziło spore zaciekawienie i wciąż jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Innym przykładem coming outu niezwykle rozpoznawalnego telewizyjnego aktora był ten dokonany w 2012 roku przez Jima Parsonsa, odtwórcę jednaj z głównych ról w Teorii wielkiego podrywu (CBS, 2007–2019). Aktor pozostał gwiazdą serialu, jednak zaczął też coraz częściej grać homoseksualnych mężczyzn, co z jednej strony wskazuje na ograniczenia wizerunkowe, z drugiej zaś pokazuje, że zwiększa się przestrzeń dla wizerunków homoseksualnych mężczyzn w mainstreamie.

Dla takich aktorów jak Harris i Parsons, ale też Jonathan Groff, Zachary Quinto czy Matt Bomer zmiany społeczne wpływające na postawy odbiorcze nowych pokoleń publiczności i większa dywersyfikacja treści filmowych w związku z upowszechnieniem się platform streamingowych oznaczały możliwość satysfakcjonującego kontynuowania kariery po wyjściu z szafy, nawet jeżeli szanse na zostanie pierwszoligową gwiazdą wydają się dla nich znikome.

Wszyscy oni podkreślają jednak w wypowiedziach publicznych, że coming out łączył się z poczuciem strachu i że w przemyśle filmowym wciąż jest on obarczony kontrowersjami. Mimo to zwiększa się ilość produkcji adresowanych do progresywnej obyczajowo publiczności. Wszyscy wymienieni reprezentują współczesny model coming outu, który nie wiąże się już ze zdradzeniem wstydliwej tajemnicy, lecz z samostanowieniem o sobie. Homoseksualna tożsamość jest tylko jednym z aspektów ich wizerunku. Często nie musi temu towarzyszyć oficjalne wyznanie. Luke Evans, homoseksualny aktor znany między innymi z trylogii Hobbit (2012–2014, P. Jackson) oraz trzech części Szybkich i wściekłych (2013, 2015, 2017), przez lata nie komentował swojego życia prywatnego, ale też nie ukrywał prawdy o sobie. Informacja o jego orientacji była jawna od 2002 roku. Dobrym symbolem zachodzącej zmiany są zrealizowani dla Netflixa Chłopcy z paczki (2020, J. Mantello) – ponowna (po Chórzystach [1970, W. Friedkin]) ekranizacja pierwszej nowojorskiej sztuki o tematyce homoseksualnej zrealizowana z udziałem wyłącznie wyoutowanych aktorów. Film i sposób jego promocji stanowią swego rodzaju celebrację nowej rzeczywistości dla aktorów homoseksualnych i wyraz pamięci dla trudnej przeszłości.

Chłopcy z paczki

Wciąż jednak wysokobudżetowe kino adresowane do międzynarodowej publiczności wydaje się zamknięte dla aktorów gejów. Wpływ na strategię wytwórni w tym zakresie mają nie tylko oczekiwania rodzimej publiczności, które ulegają stopniowym zmianom, lecz także uwarunkowania społeczne takich państw jak Rosja i Chiny – w nich homofobiczna polityka państwowa w istotny sposób oddziałuje na dystrybucję kinową. Stopniowo jednak drugi plan filmowych superprodukcji zaczyna otwierać się na nietradycyjne wizerunki męskości. Największym sukcesem w tym zakresie okazała się jak na razie reinterpretacja postaci Q w najstarszej filmowej franczyzie – sadze filmów o Jamesie Bondzie dokonana przez wyoutowanego aktora Bena Whishawa. Postać zdobyła sympatię widzów już w Skyfall (2012, S. Mendes). W najnowszej odsłonie serii Nie czas umierać (2021, C.J. Fukunaga) scenarzyści rozwiali wątpliwości co do homoseksualnej orientacji bohatera, pokazując go w scenie przygotowywania się do randki z innym mężczyzną. Scena była krytykowana za zbytnią zachowawczość i fakt, że łatwo można ją zatuszować w dystrybucji międzynarodowej. Sam aktor przyznał, że przy tak wielkim projekcie nie czuł możliwości zgłoszenia uwag do scenariusza w tym zakresie. Niewątpliwie jednak fabularny szczegół, który może umknąć ogółowi widowni, wydaje się mieć istotne znaczenie dla widzialności aktorów homoseksualnych w przyszłości. Podobnie jak wypowiedź Whishawa, który zasugerował podczas jednego z wywiadów promujących film, żeby kolejnego Bonda zagrał już homoseksualny aktor. Nawet jeżeli jest to nierealna wizja, to samo podjęcie tego tematu w dyskusji wydaje się mieć moc zmiany. Skoro jesteśmy sobie w stanie wyobrazić geja w roli Jamesa Bonda, to jesteśmy w stanie wyobrazić sobie geja w każdej roli.

 

***

Coming out po polsku

Jednym z pierwszych polskich aktorów dokonujących coming outu był (jeszcze w latach 90.) Marek Barbasiewicz. Z kolei najbardziej znanym wyoutowanym aktorem pozostaje Jacek Poniedziałek, który ujawnił się w 2005 roku. Jego pozycja zawodowa jest jednak oparta przede wszystkim na dorobku teatralnym. Znacząca jest też osoba Piotra Trojana, wyoutowanego aktora, który po prestiżowych nagrodach za rolę w filmie 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy (2020, J. Holoubek) z pewnością może liczyć na dalszy rozwój kariery. Co ciekawe, Trojan ujawnił się już kilka lat temu, przygotowując w TR Warszawa spektakl Grindr oparty na jego osobistych doświadczeniach z najpopularniejszą aplikacją randkową dla gejów. Do czasu roli w 25 latach… nie był jednak szeroko rozpoznawalny. Pomimo niedawnych wyznań Pawła Tomaszewskiego i Tomasza Mycana coming out wiąż jest traktowany jako akt odwagi i wyraz walki o prawa osób LGBT+.

 

Jak poznałem waszą matkę

Artykuły tego samego autora

Komentuj