Odkryte w archiwach: „Niech się stanie światłość”

Bohaterami "Niech stanie się światłość" są weterani wojenni wracający do ojczyzny z pól bitewnych Europy i Pacyfiku, dotknięci zespołem stresu pourazowego, w latach 40. zwanego psychoneurozą lub neuropsychozą. Było ich bardzo wielu. Okaleczeni psychicznie, trafiali na kilka tygodni do wojskowych szpitali psychiatrycznych, gdzie starano się przywrócić ich normalnemu, cywilnemu życiu. Ekipa Hustona postanowiła przyjrzeć się bliżej grupie 75 pacjentów przyjętych do szpitala Edgewood na Long Island.

Miłośnikom kina John Huston znany jest przede wszystkim jako reżyser wielu znakomitych filmów fabularnych, takich jak Sokół maltański (1941), Asfaltowa dżungla (1950), Skłóceni z życiem (1961) czy Pod wulkanem (1984). Niewielu pamięta o jego epizodzie z czasów II wojny światowej, gdy w randze kapitana, a później majora, zrealizował dla amerykańskiej armii trzy obrazy dokumentalne: Raport z Wysp Aleuckich (1943), Bitwę o San Pietro (1945) oraz Niech stanie się światłość (1946). Tylko pierwszy z nich nie wzbudził żadnych kontrowersji. Sporo wyższych oficerów formułowało natomiast poważne zarzuty pod adresem Bitwy o San Pietro, uznając ją za utwór zbyt realistyczny, by nadawał się do oglądania przez żołnierzy. Chodziło głównie o sceny krwawych walk i ujęcia przedstawiające w zbliżeniach twarze zabitych. Dopiero dzięki interwencji generała George’a Marshalla film, choć ocenzurowany, trafił na ekrany wojskowych kin.

Mniej szczęścia miał trzeci z dokumentów Hustona, Niech stanie się światłość. Zrealizowany w 1945 roku, po raz pierwszy został publicznie zaprezentowany dopiero w grudniu 1980 roku. Przez 35 lat armia strzegła taśm przed niepowołanymi oczami, pozwalając zaledwie na kilka zamkniętych pokazów w amerykańskich szpitalach wojskowych.

Nic więc dziwnego, że film, nieznany prawie nikomu, stał się legendą. Nawet premiera z 1980 roku nie zmieniła zasadniczo sytuacji, gdyż przeznaczona do rozpowszechniania kopia była tak kiepskiej jakości, że praktycznie niczego nie było na niej widać ani słychać. Jej cyfrową rekonstrukcję przeprowadzono 30 lat później, w 2010 roku. Dziś nareszcie możemy podziwiać słynne, choć rzadko do tej pory oglądane, dzieło w całej okazałości, zachwycając się pomysłowością, kunsztem i nowatorstwem jego reżysera.

Bohaterami Niech stanie się światłość są weterani wojenni wracający do ojczyzny z pól bitewnych Europy i Pacyfiku, dotknięci zespołem stresu pourazowego, w latach 40. zwanego psychoneurozą lub neuropsychozą. Było ich bardzo wielu. Okaleczeni psychicznie, trafiali na kilka tygodni do wojskowych szpitali psychiatrycznych, gdzie starano się przywrócić ich normalnemu, cywilnemu życiu. Ekipa Hustona postanowiła przyjrzeć się bliżej grupie 75 pacjentów przyjętych do szpitala Edgewood na Long Island. Byli oni w różnej kondycji mentalnej i emocjonalnej, wykazując zróżnicowane objawy wewnętrznych zaburzeń: tiki, amnezję, bezsenność, poczucie absurdu świata i beznadziejności, strach, zaburzenia mowy, a nawet paraliż. Zależnie od ich stanu lekarze aplikowali im rozmaite formy terapii: psychoterapię indywidualną, psychoterapię grupową, hipnozę, podawanie narkotyków, elektrowstrząsy. Wszystkie te procedury leczenia zostały zarejestrowane przez operatorów kamer, z tym że metoda elektrowstrząsów, jako najbardziej gwałtowna i przez to trudna do zaakceptowania przez postronnego obserwatora, nie znalazła się w ostatecznej wersji filmu.

Huston dobrze wiedział, że sam proces filmowania modyfikuje filmowane zdarzenia. Dlatego starał się oswoić pacjentów z obecnością kamer. Rozstawił je w tak wielu miejscach, że już wkrótce przebywający w szpitalu żołnierze przestali na nie zwracać uwagę.

„Gdy mężczyźni zaczęli dochodzić do zdrowia, akceptowali kamery jako integralną część procesu leczenia – zanotował reżyser w swej autobiografii. – Lekarze zauważyli nawet, że kamery wydawały się mieć stymulujący wpływ na przebieg terapii”.

Mimo stosowania skrajnie realistycznej metody rejestracji ludzkich zachowań Huston nie był w pełni zadowolony z ostatecznych rezultatów. Konieczność dokonywania licznych skrótów narracyjnych prowadziła bowiem, jego zdaniem, do nadmiernych uproszczeń i efektów niemal baśniowych. „Oglądane wydarzenia – skarżył się – są pozornie cudowne. Mężczyźni, którzy nie mogli chodzić, odzyskiwali władzę w nogach, a ci, którzy nie mogli mówić, odzyskiwali głos. Oczywiście ich niepełnosprawność była symptomem histerii i nie mogła zniknąć od razu”.

Niech stanie się światłość powstawało bez scenariusza. Dla współczesnego widza najciekawsze są fragmenty przedstawiające wywiady terapeutów z pacjentami. Aby uchwycić najważniejsze momenty tych skomplikowanych interakcji, kamerzyści nakręcili prawie 11 500 metrów taśmy (niemal 70 godzin projekcji), z których zaledwie 1/70 weszła do ostatecznej wersji trwającego 58 minut utworu. „Jedna kamera śledziła stale pacjenta, druga zaś lekarza” – wspominał reżyser. Rezygnując całkowicie z prób ingerencji w filmowaną rzeczywistość i pokładając pełne zaufanie w chłodnym obiektywie kamery, Huston co najmniej o dekadę wyprzedził dokumentalną rewolucję. Podobne techniki realizatorskie na szerszą skalę zaczęli bowiem stosować dopiero przedstawiciele brytyjskiego Free Cinema i amerykańskiego kina bezpośredniego w drugiej połowie lat 50., przede wszystkim zaś reprezentanci francuskiego cinéma vérité w latach 60.

Chociaż większość scen jest stosunkowo statyczna (ruchy kamery są bardzo ograniczone), zdjęcia – w większości zdejmowane we wnętrzach – zachwycają swoją prostotą i klarownością zarazem. Jest w nich coś ze stylistyki filmu noir: melancholia, nostalgia i smutek. Huston był zresztą klasykiem kina czarnego. Już jego debiut fabularny, Sokół maltański, uchodzi za jedno z arcydzieł nurtu. Po wojnie reżyser pozostał wierny czarnej serii, w 1948 roku tworząc Key Largo, dwa lata później zaś Asfaltową dżunglę. Przy realizacji pierwszego z tych utworów jakąś rolę (raczej drugorzędną) odegrały zapewne doświadczenia z produkcji Niech stanie się światłość i obserwacji żołnierzy powracających do Stanów Zjednoczonych po wojennej apokalipsie. Bohaterem filmu jest bowiem weteran, uczestnik frontowych zmagań, który jednak nie wykazuje specyficznych objawów zespołu szoku pourazowego.

Nie wszystkie partie Niech stanie się światłość utrzymane są w poetyce filmu noir. Ostatnia część wygląda inaczej. Zdjęcia są bardziej rozświetlone, jaśniejsze, weselsze. Ukazują pacjentów powracających do zdrowia i równowagi psychicznej, pracujących w warsztatach, przy malarskich sztalugach i w halach gimnastycznych, umiejących znów uśmiechać się i żartować. Czasami kamera wychodzi z wnętrz w rozsłonecznione plenery, by pokazać upośledzonych do niedawna żołnierzy grających teraz w koszykówkę lub baseball i wyglądających na normalnych, cieszących się życiem mężczyzn.

Dokument Hustona miał przede wszystkim pełnić funkcję edukacyjną, w realistyczny sposób przedstawiając zaburzenia psychiczne, jakie mogą pojawić się na skutek traumatycznych przeżyć wojennych, i wyjaśniając jednocześnie, że z przypadłościami tego rodzaju doskonale radzi sobie współczesna medycyna.

Z drugiej strony reżyser chciał przedstawić, w trybie aprobatywno-pochwalnym, pracę wojskowych psychiatrów. Zaprezentował ich jako ludzi kompetentnych, pełnych zapału i cierpliwości, którzy pacjentów traktują z szacunkiem i zrozumieniem, poświęcając im całą swą uwagę i umiejętności. Zachowują się tak nawet wtedy, gdy mają do czynienia z Afroamerykanami. Takie postępowanie wcale nie było wówczas powszechne, gdyż do 26 lipca 1948 roku w siłach zbrojnych USA, w tym również w wojskowej służbie zdrowia, obowiązywała segregacja rasowa. Lecz już od 1943 roku niektóre szpitale wojskowe zaczęły wprowadzać programy integracyjne. Edgewood Hospital należał do tego rodzaju placówek.

Tytuł dzieła Hustona został zaczerpnięty z Biblii, z Księgi Rodzaju (1:3). Jest swego rodzaju obietnicą. Tak jak po nocy nadchodzi świt, tak po mrokach wojennej apokalipsy z jej traumatycznymi przeżyciami i cierpieniem nadejdzie światło pokoju i wewnętrznego ukojenia. Za sprawą ludzi i Boga. Ten bowiem „rzekł: «Niech stanie się światłość». I stała się światłość. I widział Bóg światłość, że była dobra; i uczynił Bóg rozdział między światłością i między ciemnością”.

 

Niech się stanie światłość
Let There Be Light
USA 1946, 58’
reż. i scen. John Huston, zdj. Stanley Cortez, John Doran, Lloyd Fromm, John Huston, Joe Jackman, George Smith, muz. Dimitri Tiomkin, prod. US Army, narracja: Walter Huston

 

Artykuły tego samego autora

Komentuj