Sny o miłości
„Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś?” – pytała w słynnym zbiorze esejów Maria Janion. Nad tym samym zastanawia się w swym najnowszym filmie Dag Johan Haugerud. Czyni to za pośrednictwem 17-letniej Johanne, spisującej w pamiętniku doświadczenia i myśli. Krążą one w dużej mierze wokół nauczycielki języka norweskiego i francuskiego, w której właśnie – pierwszy raz w życiu – zakochała się bez pamięci. Uczucie to jest nieznośne, ale i jakże słodkie.Bezsenne noce, ukłucia wstydu, w końcu zaś poszukiwanie sposobu, by zbliżyć się do obiektu westchnień. Tym okażą się lekcje robienia na drutach. Czy przyniosą one spełnioną namiętność? Sobą-pisanie w wykonaniu Johanne pełne jest erotyki, lecz może to tylko wyobraźnia wrażliwej nastolatki? Co w tekście wzięte jest z życia, a co stanowi licentia poetica?
Pytania te zadaje sobie nie tylko widz, ale i pierwsze czytelniczki pamiętnika. Dziewczyna pokazuje go swojej babce. Wyzwolona poetka, pamiętająca jeszcze czasy „lata miłości”, dostrzega jego walory artystyczne i dzieli się nim z matką autorki. Ta patrzy na historię inaczej: nie jak na materiał literacki, lecz niepokojącą relację z życia córki, w którym mogło dojść do przekroczeń ze strony nauczycielki. Nagle przeżycia Johanne przestają być sprawą prywatną. Stają się tematem wspólnym, u każdej z bohaterek grającym na innej strunie pragnień i rozczarowań, a także pretekstem do negocjowania postaw i wartości między trzema pokoleniami kobiet. Haugerud tworzy ich wnikliwy, ciepły i zniuansowany portret. Momentami też nieprzebranie zabawny – jak choćby w świetnej scenie rozmowy o Flashdance (1983, A. Lyne). Tytuł ten zresztą pada nieprzypadkowo, bo i Sny o miłości są po trosze filmem muzycznym. Jego nastrój tworzą dźwięki norwesko-wietnamskiej kompozytorki Anny Berg oraz choreografia: tańce dzieciaków na szkolnym boisku czy te w marzeniach sennych babci. Najbardziej jednak ruch między Johanne i jej obiektem uczuć: seanse ich zbliżeń i oddaleń, podczas których każde drgnienie lub grymas zostanie zauważony i przetworzony przez umysł nastolatki.
To ona jest w filmie panią narracji i władczynią spojrzenia, stąd adorowaną przez nią nauczycielkę widzimy wyłącznie jej oczami: właśnie jako obiekt. Dopiero pod koniec opowieści reżyser odda głos belferce i pokaże ją poza kontekstem wyśnionej miłości uczennicy. Nawet jednak wtedy Johanne (mimo iż w tej scenie nieobecna) skoryguje z offu jej wersję zdarzeń. Podobne zabiegi sprawiają, że Sny o miłości uciekają od realizmu, mają w sobie pewną nadwyżkę formalną, coś magicznego. Z całą mocą opowiadają o emocjach i to do nich dostrojona jest forma – niezwykle delikatna, jak dziergane przez bohaterki swetry. Miękkie oświetlenie, transfokacje, ale i dobór dekoracji: imbryki, koce czy kompozycje kwietne – wszystko bardzo hygge.
A pośród nich książki. Proces czytania fetyszyzowany jest już w pierwszych scenach, lecz równie ważne jest pisanie – jako utrwalanie doświadczeń i ich twórcze przetwarzanie. Ma to pierwszorzędne znaczenie dla kształtowania się tożsamości młodej (ale nie tylko) osoby, o czym pisała Janion i o czym mówił Haugerud, odbierając w Berlinie nagrodę za Sny o miłości, domykające jego filmową trylogię. Zatoczył w ten sposób krąg, bo rok wcześniej premierę miała tutaj pierwsza część cyklu, Seks (2024). Mimo kilku nagród w sekcji Panorama przeszła raczej bez echa. Podobnie jak druga, pokazana w Wenecji Miłość (2024), którą mylnie typowałem do nagrody za scenariusz – jak zwykle u Haugeruda misternie skonstruowany, czuły i przewrotny. Dlatego tak cieszy Złoty Niedźwiedź dla Snów…, naświetla bowiem jego autorską poetykę i może zachęcić do sięgnięcia po całą trylogię. Wieloaspektowo analizuje ona emocjonalność współczesnych mieszkańców Oslo, ale też wpływającą na nią przestrzeń miejską – trochę jak u Kieślowskiego, do inspiracji którym Norweg się przyznaje.
Jeżeli jednak w Dekalogu (1989–1990, K. Kieślowski) wielka płyta umasawiała bohaterów zmuszonych walczyć o własną indywidualność, w trylogii Haugeruda architektura zapewnia im również bezpieczne schronienie. W Seksie znajdziemy dachy, z których kominiarze, niczym anioły, obserwowali miasto. W Miłości promy łączyły różne jego części, wytwarzające liminalną przestrzeń spotkań obcych sobie w innych kontekstach postaci. W Snach o miłości nowe osiedla bezduszne są tylko pozornie. Bohaterowie adaptują je do własnych potrzeb, nadają im nowe znaczenia – jak w przypadku monstrualnych schodów określanych tu jako Drabina Jakubowa. Prowadzą one nie do nieba, lecz w dół: do lasu, na grzyby. I z powrotem: do bloków, gdzie dzierga się na drutach, czyta książki i prowadzi długie rozmowy. Gdzie toczą się „małe życia”, mające dla reżysera wielką wagę i urodę.
Sny o miłości
Drømmer
Norwegia 2024, 110’
reż. i scen. Dag Johan Haugerud, zdj. Cecilie Semec, mon. Jens Christian Fodstad, muz. Anna Berg, wyst. Ella Øverbye, Selome Emnetu, Ane Dahl Torp, Anne Marit Jacobsen, Lars Jacob Holm
Komentuj




