Skarby

Mama chomikuje miłość po kątach, aż brakuje powietrza, nie można otworzyć drzwi. Jest patologiczną zbieraczką, co dla córki oznacza dzieciństwo dzikie, zagracone i pełne bizantyjskiego przepychu. Cuchnąca ciasnota chroni przed nieprzyjaznym światem jak dobrze obwarowana twierdza. Kiedy matka znika, Maria zostaje z naręczem skarbów obciążonych jej obecnością – wygodniej będzie upchnąć je do worków na śmieci i odciąć przeszłość grubą kreską.

I tu zaczyna się właściwa opowieść debiutującej Brytyjki Luny Carmoon – wraz z ukończeniem szkoły o siedemnastolatkę upomina się strata, anektując wspomnienia i każdy zakamarek ciasnego domu na przedmieściach, w którym mieszka z matką zastępczą. Kiedy najlepsza przyjaciółka wyjeżdża z kraju, dni Marii zaczynają zlewać się w burą plamę. Przynajmniej do momentu, gdy ze stanu stuporu wyrywa ją przesyłka z prochami matki oraz nowo przybyły gość. Michael pełni tu funkcję fabularnego aktywatora traumy – tyle że konfrontacja z tym, co wyparte, manifestuje się nie w wyuczonej rewizji przeszłości, ale w odnajdywaniu okruchów wspomnień w okolicznych kubłach i na podwórkach sąsiadów. Poszukiwaniom śladów matki nastolatka odda się z archeologiczną wytrwałością. Trafi na nią, podążając tropem zapachów, smaków i dotyku – w myśl tego, że pamięć wyjątkowo skutecznie uruchamiają właśnie zmysły. U Carmoon żałoba jest stanem tak cielesnym, że aż odbija się czkawką, objawia się nie w smętnym wpatrywaniu się w ścianę, lecz w zajadaniu pustki łapczywie i gołymi rękoma.

Reżyserka pozwala swoim bohaterom na totalny odjazd – wcielający się w główne role Saura Lightfoot-Leon i Joseph Quinn rzucają do siebie frazami z dziecięcych wierszyków, zlizując ze swoich ciał cukier wymieszany ze śliną i znacząc się gorącym żelazkiem. Ostatecznie wszystko rozbija się tu o powrót do ciała, które wyznacza rytm i napięcie opowieści.

Idiosynkrazje i dzikość Marii wyróżniają ją na tle kobiecego szaleństwa skodyfikowanego w kulturze (z motywem unhinged female character na czele) – protagonistka Skarbów porusza się na przecięciu cielesnej dezynwoltury i ekstatycznego przegięcia, a zamiast niestabilności cechuje ją umiejętność destabilizacji domowego układu sił. Zresztą nie ona jedyna umyka typologicznym kliszom, każda z postaci wydaje się wiernie oddana własnemu wariactwu: radosnym zadymom (Laraib), twórczemu zbieractwu (Cynthia) czy kuriozalnym posiłkom (Michael). W efekcie trudno przewidzieć, w jaką stronę skręci akcja, a fiksacje bohaterów pozwalają osadzić fabułę w osobnej rzeczywistości, gdzie przesycona oniryzmem i dzikością estetyka rozbija codzienny porządek rzeczy.

Carmoon wyróżnia się na tle brytyjskich twórców o pochodzeniu robotniczym (jak Ken Loach czy Mike Leigh) – bardziej niż bezpośrednio doświadczana przez bohaterów rzeczywistość interesują ją klechdy, fantazmaty i strzępy pamięci. Choć furtką do kina okazał się dla niej program dofinansowań skierowany do młodych niedoreprezentowanych artystów, reżyserka nie zamierza oddawać komukolwiek społecznej sprawiedliwości. Bo choć ekonomiczne położenie postaci stanowi o klasowej przynależności całej historii, jest ono bardziej kontekstem niż sednem opowieści. Maria spędza całe dnie na kanapie nie z powodu bezrobocia, ale w oczekiwaniu, aż żałoba pochłonie ją całkowicie. Biograficzny zastój sprzęga się w jej przypadku zarówno z nieprzystosowaniem do zawodowych realiów czy nawet relacji społecznych, jak i z emocjami tłumionymi całą poprzednią dekadę. Skarby są więc okazją, żeby i o londyńskich przedmieściach, i o żałobie opowiedzieć inaczej – dziko, boleśnie, śmierdząco.

Połączenie społecznego kontekstu i introspekcji z autorskim językiem wizualnym i silnym wyczuleniem na fantasmagorie przywodzi na myśl tytuły dwóch brytyjskich twórczyń – słynne Nazwij to snem (1999) Lynne Ramsay oraz zeszłoroczne Silver Haze (2023) Sachy Polak. U każdej z nich klasowe doświadczenie nurza się w lepkim sosie z fantazji, afektów i koszmarów.

Skarby to film śmierdzący jak kontenery na bioodpady w letni dzień – to przebrzmiała woń czegoś, co niegdyś smakowało słodyczą. Nie pachnie tu ładnie, bo wspomnienia są jeszcze nieprzetrawione, dzieciństwo dopiero powraca do Marii jak podchodzący do gardła bełt. Na razie w jej ciele wciąż są zaklęte emocje, na wierzchu stara rana, co brzydko się babrze. Matka odchodzi, córka wygrzebuje się spod warstwy śmieci, ale i olbrzymich pokładów miłości. W debiucie Luny Carmoon bebechy są zawsze na wierzchu, a serce bezsprzecznie we właściwym miejscu.

Skarby

Hoard

Wielka Brytania 2023, 126’

reż. i scen. Luna Carmoon, zdj. Nanu Segal, muz. Jim Williams, prod. Erebus Pictures, Anti-Worlds, BBC Film, Delaval Film, wyst. Saura Lightfoot-Leon, Joseph Quinn, Hayley Squires, Samantha Spiro

Komentuj