Czy maszyny śnią o śmierci?
Sztuczna inteligencja nie cieszy się dziś najlepszą opinią w kontekście swojej relacji z kinem. Choć bywa wykorzystywana jako użyteczne narzędzie – jak w przypadku dopracowania brzmienia węgierskich kwestii dialogowych w "Brutaliście" (2024, B. Corbet) – została przyjęta chłodno, a wręcz kasandrycznie. Z kolei bezsensowny zalew obrazków stylizowanych na filmy studia Ghibli, jaki zdominował przez chwilę social media, tylko strywializował pogłębiającą się przecież więź kina i AI. W czasach, kiedy cyfrowe algorytmy coraz śmielej wkraczają w obszary zarezerwowane dotychczas dla ludzkiej kreatywności i sprawczości, film "Czy maszyny śnią o śmierci?" jest świeżym głosem w dyskusji o granicach sztuki i technologii, rzeczywistości i fikcji.Ten osobliwy mockument-esej – lub jak kto woli eksperymentalny metadokument – w reżyserii Piotra Winiewicza bierze na warsztat dyfuzję kategorii twórczości i automatyzacji. Oddając część sprawczości samej maszynie, generatywnemu modelowi sztucznej inteligencji, reżyser czyni główny temat swojego działa jednocześnie jego tworzywem i współtwórcą.
Bezpośrednią inspiracją dla Winiewicza były słowa Wernera Herzoga: „Komputer nie zrealizuje lepszego filmu ode mnie nawet za 4500 lat”, stanowiące także motto otwierające Czy maszyny śnią o śmierci?
Reżyser podchwycił tę prowokacyjną wypowiedź i postanowił przetestować aktualny stan kinematograficznych możliwości cyfrowego algorytmu. Za zgodą Herzoga jego twórczość zasiliła model AI, który następnie sporządził podstawę scenariusza „Herzogowskiego” dokumentu, przeplatającego klasyczną dla tego reżysera formułę odkrywania historii bohatera z elementami podejmującymi temat sztucznej inteligencji. Wizualna tkanka filmu nie jest jednak fotorealistycznym obrazem generowanym na podstawie skryptu. Powstała w tradycyjny sposób, bazując na zamyśle Kaspara, bo takim imieniem ochrzczono ów generatywny model. To oczywiście nie tylko odniesienie do filmu Herzoga, Zagadka Kaspara Hausera (1974), lecz także powiązanie AI z figurą tabula rasa i tajemniczą, szybko przyswajającą wiedzę postacią. Ironiczne i żartobliwe nadanie tego imienia, zaprezentowanego na napisach początkowych wraz z lapidarnym opisem genezy filmu, od razu ujawniają jego eksperymentalny, (auto)pastiszowy i daleki od powagi charakter.
Dzieło Winiewicza można nazwać mockumentem. Reprodukuje on bowiem styl filmów Herzoga, opowiadając o następstwach tajemniczej śmierci fikcyjnego robotnika Dorema Clery’ego w nieistniejącym miasteczku Getunkirchenburg. Zagadkę bada nie kto inny jak sam Herzog-narrator, postać obrócona do nas głównie plecami, ale dzięki syntezatorowi mowy przemawiająca głosem imitującym wzniosłą gawędę niemieckiego reżysera. Śledczy „Herzog” przypomina tu agenta Coopera, który podążając za prawdą, wciąga siebie i nas do labiryntu coraz bardziej surrealistycznych scen – znajomi, w tym pracownica zakładu grana przez Vicky Krieps, wspominają zmarłego, a u wdowy pogłębia się seksualna relacja z domowymi sprzętami. Jest w tym posmak pretensjonalnego i niezmierzającego do puenty chaosu, a jednak nosi też coś z ducha Lyncha. Jednocześnie chłód, pochmurność i sztuczność, przywołują skojarzenia z estetyką filmów Roya Anderssona czy Akiego Kaurismäkiego, a sterylne ujęcia samotnych postaci we wnętrzach układają się tu niekiedy w kadry jak z Hopperowskich snów.
Śledztwo przeplatane zostaje wypowiedziami naukowców, filozofów i artystów na temat roli AI w sztuce. Ale nawet w tych metanarracyjnych scenach nie jesteśmy pewni, do jakiego stopnia wypowiedzi są wygenerowane przez skrypt.
Mistyfikacyjną tożsamość projektu Winiewicza ciągle oplatają kolejne warstwy ekranowej rzeczywistości. Zapewne można przeprowadzić szczegółową wiwisekcję filmu, próbując oddzielić to, co faktycznie zostało zaaranżowane przez Kaspara, od elementów będących w scenariuszu wynikiem ludzkiego intelektu, ale byłaby to ledwie iluzja naszej przewagi. Starannie zatarta granica między ludzkim a sztucznym ujawnia właściwy temat filmu i jego epistemologiczny potencjał. Poszukiwania prowadzone przez „Herzoga” są tu przecież tylko pretekstem. Film bowiem zmusza nas do przeprowadzenia własnego dochodzenia dotyczącego autentyczności. Mockument Winiewicza, od razu zdradzający swoją AI-ową proweniencję, rzuca wyzwanie, dezorientuje, uruchamia w nas mechanizmy obronne i wzmożoną czujność. Wiedza, z którą przystępujemy do seansu, sprawia, że odruchowo próbujemy „pokonać” maszynę, zdemaskować sztuczne komponenty. Przypomina to codzienne doświadczenie w dobie stale zmniejszającej się ufności w cyfrowy obraz.
Czy maszyny śnią o śmierci? to przede wszystkim ekranowe sondowanie granic, parodia i ciekawostka, która zainteresuje zarówno technofilów i badaczy audiowizualności, jak i miłośników (zwłaszcza tych z poczuciem humoru) twórczości autora Aguirre’a, gniewu bożego. Pobudzający kognitywnie eksperyment Winiewicza potwierdza też, że jak na razie wspomniana na początku deklaracja Herzoga się broni, a AI nie oferuje wiele więcej niż imponującą mimikrę i pastisz.
Recenzja powstała przy współpracy z Millennium Docs Against Gravity (9-18 maja 2025 (kina) / 20.05-02.06 (online)). Program wydarzenia znajduje się pod linkiem: Program: sekcje filmowe.
Czy maszyny śnią o śmierci?
About a Hero
Dania, USA 2024, 84’
Reż. Piotr Winiewicz, scen. Kaspar, Anna Juul, Piotr Winiewicz, zdj. Emil Aagaard, muz. Lasse Aagaard, prod. Tambo Film, Pressman Film, Kaspar, wyst. Imme Beccard, Vicky Krieps, Willi Schluter, Steffen Boye
Komentuj