Ciaśniej, ciaśniej! Gorset jako kostium i metafora

Każdy widz, zwłaszcza gustujący w produkcjach historycznych, kojarzy ten motyw. Piękna bohaterka trzyma się mocno jakiegoś mebla, by nieubłagana służąca lub nieprzychylna członkini rodziny mogła możliwie najciaśniej zawiązać jej gorset. Tu nie ma miejsca na oddech, ruch czy jakiekolwiek resztki komfortu. Są za to obtarcia, połamane żebra i zero autonomii. Ale czy rzeczywiście ten powtarzający się filmowy trop ma oparcie w prawdzie historycznej?

W dziejach ubioru, podobnie jak w innych dziedzinach historii, mało rzeczy pojawiało się nagle. Gorset, którego mianem określamy zazwyczaj usztywniane konstrukcje z XIX i początku XX wieku, nie zmaterializował się znienacka wraz ze wstąpieniem na tron królowej Wiktorii. Stanowił część bielizny kontynuującej kilkaset lat tradycji, w której ciężar kobiecego biustu rozkładany był na cały tors, a otulone konstrukcją biodra chronione przed wagą kilku warstw halek. Pod wieloma względami był po prostu bardzo skomplikowanym biustonoszem – zresztą nie bez powodu zaczął zanikać wraz z ich pierwszymi patentami. Dlaczego więc na ekranie tak często urasta do rangi skomplikowanego narzędzia tortur, mającego na celu utrzymanie kobiety na uwięzi?

Mit złowrogiego gorsetu

Współczesne niezrozumienie konstrukcji historycznego gorsetu bierze się z kilku czynników. Jednym z nich jest tak zwany survival bias, czyli błąd przeżywalności. Analiza tylko tych danych, które przetrwały do naszych czasów, bez wglądu w te, które się nie zachowały lub nie są znane, może prowadzić do błędu logicznego. Można się z tym spotkać między innymi podczas wizyt w muzeach. Zwiedzającym wiele eksponatów związanych z historią ubioru, takich jak obuwie, rękawiczki czy suknie, wydaje się małych. Wynika to z faktu, że stroje w rozmiarach bardziej przyjaznych osobie przeciętnego wzrostu były do szczętu przerabiane, modyfikowane i noszone przez kolejnych członków rodziny, aż w końcu doprowadzane do stanu zdecydowanie nieodpowiadającego muzealnym standardom. Do dziś ostały się w głównej mierze egzemplarze nienadające się do korekt i ponownego użycia, na przykład te uszyte dla wyjątkowo drobnych osób. Drugim czynnikiem wpływającym na mylne pojmowanie gorsetu jako sztywnej, żelaznej struktury jest przedstawianie go praktycznie zawsze na ciele lub manekinie. Tymczasem gorset niczym niewsparty nie utrzyma się w pionie, wręcz przeciwnie – podobnie jak nienaprężony namiot jest wiotki, a po złożeniu dość kompaktowy. Wiktoriańskie gorsety wykonywano też raczej z lekkich materiałów, aby uniknąć uszkodzenia maszyny przy przebijaniu się przez kilka warstw tkaniny. Równie mylne wrażenie robią metalowe fiszbiny, które wbrew swojej nazwie nie były sztywnymi kawałkami stali, lecz najczęściej elastycznymi, dopasowującymi się do ciała drucikami. Podobnym mitem, pokutującym raczej w realiach angielskojęzycznych, jest rzekome używanie kości do usztywnienia gorsetu. Ów fałsz bierze się z mylnej interpretacji słowa whalebone, oznaczającego fiszbiny wielorybie, czyli wyściełające jamę gębową wieloryba wąskie płytki. Przyrostek –bone sugeruje kościaną, twardą strukturę, tymczasem rzeczywiście stosowane prawdziwe fiszbiny dorównują elastycznością plastikowej opasce zaciskowej.

Współcześnie trudno też czasem zrozumieć, że gorset jako element ubioru nie istniał w próżni. Nie był na przykład zakładany na gołe ciało, wbrew rozlicznym scenom filmowym, w których na plecach bohaterek powstają bolesne pręgi (Alienista [TNT, 2018–2020] czy pierwszy sezon Bridgertonów [Netflix, 2020–]). Miał także być funkcjonalny – długie sekwencje żmudnego wiązania gorsetu dziurka po dziurce (jak zostało to pokazane w Amonicie [2020, F. Lee]) nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Zazwyczaj odpowiednie ułożenie wiązania pozwalało na zasznurowanie gorsetu jednym zręcznym pociągnięciem pętli tworzącej się na wysokości talii. Nie wymagało również pomocy służących (bo kto w takiej sytuacji domykałby ich gorsety?), choć kobiety z wyższych sfer raczej nie nadwyrężały rąk własnoręcznym sznurowaniem.

Wreszcie mianem gorsetu mylnie nieraz określamy wcześniejszą bieliznę z XVI, XVII czy XVIII wieku, podczas gdy zarówno jej konstrukcja, jak i funkcja niewiele miały wspólnego z gorsetami. Wprawdzie to niezbyt „historyczny” przykład, ale grana przez Keirę Knightley Elizabeth w Piratach z Karaibów: Klątwie Czarnej Perły (2003, G. Verbinski) niemal dusi się w swojej sznurówce (XVIII-wiecznym odpowiedniku późniejszego gorsetu), skarżąc się, że nie może złapać oddechu. Tymczasem nawet w regularnie nawiedzanym przez Davy’ego Jonesa świecie nowożytna sznurówka nie umożliwiłaby restrykcyjnego zmniejszenia talii, bo była zwyczajnie zbyt delikatna. Uszyta ręcznie, z miękkimi fiszbinami i oczkami usztywnionymi jedynie nicią, prędzej rozdarłaby się na szwie, niż spowodowała niedobór tlenu.

Codzienność i intymność

Choć dziś gorset wydaje się czymś ekscytującym, jego funkcja pozostawała przez dekady czysto bieliźniana. Podobnie jak my każdego dnia zakładamy figi, slipy czy biustonosze, tak i nasi przodkowie, prawdopodobnie szczękając zębami z zimna w kiepsko ogrzewanych domostwach, wdziewali pantalony, halki i gorsety. Owszem, debata na temat zdrowotnych konsekwencji noszenia gorsetów rozgrzewała opinię publiczną, jednak na równym poziomie co dyskusja o ciasnych rękawach, długich spódnicach czy użyciu ciężkich tkanin. Lwia część społeczeństwa pewnie nawet nie była świadoma, że noszony przez nich od dzieciństwa element bielizny mógł wzbudzać jakiekolwiek kontrowersje.

Pierwsze przedstawienia odsłoniętego gorsetu w filmie często mają charakter voyeurystyczny – w końcu poza salą kinową oglądanie kobiety w bieliźnie było czymś niezwykle intymnym i kojarzonym z buduarem w domowym zaciszu. Mimo tej pikanterii, jako nieodłączny element stroju, gorset we wczesnym kinie pozostawał jednocześnie przedstawicielem zwykłej codzienności.

Przykładowo The Way to Sell Corsets (1904) przedstawia krótką scenę w sklepie z gorsetami: sprzedawczyni pozbywa się sztywnego manekina i pokazuje klientkom modelkę z krwi i kości. Widać też, jak szybką i bezproblemową czynnością było samo założenie gorsetu, zajmujące w filmie mniej niż 10 sekund. Klientki oglądają produkt bez specjalnej ekscytacji – są po prostu na zakupach. I choć film z pewnością zdawał się ówczesnym widzom pikantny (tak jak wcześniejsza, niespełna minutowa The Corset Model [1899]), to prezentowanemu gorsetowi daleko do erotycznego symbolu.

Z kolei wczesny film Georges’a Mélièsa, Po balu (1897), zgodnie z tytułem ukazuje scenę powrotu do domu. Bogata kobieta z pomocą służącej zdejmuje wszystkie warstwy ubioru, aby wziąć szybką kąpiel. Osobliwy striptiz, w skład którego wchodzi trwające ledwie dwie sekundy zdjęcie gorsetu, kończy kąpiel – główna atrakcja filmu. Trudno nie zauwazyć, że gorset zostaje zdjęty tak samo szybko i łatwo jak poprzednie warstwy i nie poświęca mu się specjalnej uwagi. To sam akt rozbierania i markowana dopasowanym, cielistym kostiumem nagość miały wywołać reakcję, podczas gdy poszczególne elementy stroju i bielizny nie grają tu szczególnej roli.

Gorset na ekranie pojawiał się jednak nie tylko w kontekście bielizny – był w końcu stałym elementem stroju i jako taki towarzyszył ówczesnym na co dzień. Nawet pracownice uwiecznione w Wyjściu robotników z fabryki (1895, L. i A. Lumière) ewidentnie ubrane są w pomagające osiągnąć modne zaokrąglenie torsu i bioder gorsety. Noszą je również eleganckie panie na stacji kolejowej (Wjazd pociągu na stację w La Ciotat [1895, L. i A. Lumière]). Owa część garderoby praktycznie do I wojny światowej regularnie występuje na ekranie pod ubraniem, co odzwierciedla jej codzienny charakter jako zwyczajnego elementu damskiego stroju.

Wydaje się, że gorset nabrał w kinie prawdziwie sensacyjnego charakteru, dopiero gdy jego obraz zatarł się w pamięci widza. Kostiumowe produkcje z epoki kina klasycznego (Sissi [1955, E. Marischka], Anna Karenina [1948, J. Duvivier], Król i ja [1956, W. Lang]) lubowały się w ciasno ściśniętych taliach, które wpisywały się również w ówczesny standard piękna. Nawet jeśli kostiumy luźno nawiązywały do epoki, w której osadzono film, gorset i tak pojawiał się w roli urozmaicenia, często na postaciach o frywolnym usposobieniu. Skąpo odziane, ściśnięte gorsetami tancerki to na przykład motyw w Nowojorskiej piękności (1952, Ch. Walters) czy w Cygance (1962, M. LeRoy).

Jane Eyre

Mimo to w wielu przypadkach gorset w kinie klasycznym przede wszystkim miał ukazywać historyczne decorum. Współczesne kino kontynuujące tę tradycję i obrazujące gorset głównie jako intymną, związaną z buduarem część bielizny często traktuje o bohaterkach, które nie toczą burzliwych walk o swoją tożsamość. Dyskretna obecność gorsetów służy nie jako symbol cierpienia, a raczej podkreślenie historycznego autentyzmu, czasem mające na celu uwieść widza romantyczną wizją przeszłości. Tak jest w Młodej Wiktorii (2009, J.-M. Vallée), Jane Eyre (2011, C. Fukunaga) czy Downton Abbey (ITV, 2010–2015), opowieściach z gruntu kobiecych, a jednak niebiorących na celownik walki bohaterek z rygorystycznym, wrogo do nich nastawionym społeczeństwem XIX i początku XX wieku. Gorset pojawia się tam niemal ukradkiem, w trakcie scen o obyczajowym charakterze (ubieranie, przebieranie) lub w domowym zaciszu (poufne rozmowy w sypialni czy garderobie).

Erotyka

Gorset to nie tylko element bielizny, ale też przedmiot o wyraźnej symbolice. Możemy interpretować go jako nawiązanie do stłamszonej kobiecości lub seksualności spętanej konwenansami. Nie dziwią więc liczne ekranowe przedstawienia gorsetu w kontekście erotycznym. Skrywający się głęboko pod licznymi warstwami stroju i atrakcyjnie kształtujący ciało, był on przedmiotem fantazji już w czasach, w których cieszył się popularnością. Oglądając go na ekranie, mamy do czynienia nie tylko z elementem bielizny, ale dodatkowo bielizną pochodzącą z czasów, gdy stanowiła ona temat tabu.

Jest jeszcze ciężar historyczny – z dzisiejszej perspektywy wiemy, że gorset zaistniał w bardzo opresyjnej dla kobiet kulturze, i utożsamiamy go z rządzącą wówczas prawie wszędzie żelazną ręką patriarchatu i mizoginii. Choć dziś oglądanie postaci ubranych niemal od stóp do głów w pantalony i halki nie jest już tak erotycznie nacechowane, nadal jednak zdajemy sobie sprawę, że w realiach epoki podobny widok uchodziłby za niewłaściwy. W końcu był przeznaczony wyłącznie dla najbliższych i za jego doświadczenie w innych okolicznościach groziły poważne konsekwencje.

Wyjątkowo nasycone emocjonalnie są sceny sensualnego zdejmowania gorsetu w obecności kochanka czy kochanki. Oprócz samej czynności zrzucania kolejnych warstw odzieży, uwolnienie torsu z gorsetu towarzyszy nieraz odrzuceniu przez kobietę konwenansów. Jest to więc gest transgresyjny i erotyczny z jednej strony przez sam fakt rozbierania się, z drugiej zaś przez rozmaite konsekwencje społeczne temu towarzyszące. Kobieta „zapakowana” w gorset, decydująca się na jego zdjęcie, liczy się jednocześnie ze wstydem i ostracyzmem, które mogą przypaść jej w udziale. Mimo to jej uczucia, żądze czy emocje wygrywają z obawą przed zszarganiem swojej reputacji. Ufne oddanie się drugiej osobie w obliczu tak poważnego zagrożenia przydaje sytuacji jeszcze więcej czułości. Tego rodzaju ekranowe momenty rozgrywają się najczęściej powoli, gdyż obydwoje kochanków zdaje sobie sprawę z powagi dokonywanych czynów: Ada i George w Fortepianie (1993, J. Campion), Christabel i Randolph w Opętaniu (2002, N. LaBute) dalecy są od gwałtownego oddania się targającym nimi impulsom.

Gorset rozbudza także wyobraźnię jako narzędzie fetyszu. Sznurowane i skrępowane ciało od dawna stanowi obiekt zainteresowań sadomasochistów, czego dowodem mogą być fetyszowe zdjęcia i ilustracje pochodzące już z okresu, kiedy gorset był powszechnie noszony.

Takim wczesnym fetyszowym przedstawieniem może być Airy Fairy Lillian Tries on Her New Corsets (1905, W. McCutcheon). Z jednej strony trwający mniej niż minutę film dokumentuje proces, który towarzyszył wielu edwardiańskim kobietom, z drugiej zaś dowodzi erotyzmu, jakim emanowało spętane gorsetem ciało. Tytułowa Lillian, kobieta z nadwagą, nie może poradzić sobie z założeniem gorsetu i prosi o pomoc mężczyznę, który w pocie czoła pomaga z jego zapięciem. Włożywszy wszelkie siły, by dopiąć celu, w slapstickowy sposób ląduje zemdlony na łóżku. W tym wypadku oprócz fetyszyzacji gorsetu jako części bielizny mamy do czynienia z fetyszyzacją grubego ciała – Lillian ubrana jest w prześwitującą halkę, wyjątkowo nieskutecznie kryjącą jej krągłości. Co więcej, film przeznaczony był do oglądania przez jednoosobowy mutoskop, co także wpisuje się w jego erotyczny potencjał.

Poza stanowieniem części ubioru gorset może być odczytywany jako przedmiot zadający ból, krępujący ruchy, obezwładniający czy poniżający. Mimo iż niewiele filmów, zwłaszcza tych historycznych, bezpośrednio porusza tę symbolikę, nie sposób nie zauważyć, że wszelkie sceny forsownego sznurowania gorsetów zakrawają w gruncie rzeczy na przedstawienie fetyszu. Nie bez powodu YouTube zalany jest wyrwanymi z kontekstu klipami pokazującymi aktorki podczas agresywnego wciskania w gorset, zazwyczaj opatrzony tytułami typu „Sexy corset scene”. Z drugiej strony odziane w gorset bohaterki nie zawsze są pasywnymi ofiarami zadawanego im cierpienia – mogą też pełnić funkcję domin. Tak jest w przypadku SexiPistols (2006, J. Rønning, E. Sandberg), gdzie „zagorsetowane” Maria i Sara uwodzą przywiązanego do łóżka Quentina, jednocześnie grożąc mu pistoletem.

Humor

Siłowe wiązanie gorsetu jest również motywem pojawiającym się często w scenach o zabarwieniu komediowym, zwłaszcza tych mających podkreślić głupotę, próżność lub naiwność głównych bohaterek. Za archetyp tego rodzaju przedstawienia (raczej ze względu na jego rozpoznawalność, nie jest to bowiem pierwsza scena tego typu) można uznać Przeminęło z wiatrem (1939, V. Fleming). Choć samemu filmowi daleko do komedii, trudno brać na poważnie Scarlett trzymającą się stelażu nakrytego baldachimem łóżka i jej służkę Mammy szarpiącą za sznurówki. Scarlett ściskana gorsetem jest niedorzeczna w swojej próżności i niedojrzała, zaś Mammy usiłuje bezskutecznie przemówić jej do rozumu, zarazem pilnując konwenansów – gorset ma być ciasny, a ramiona zakryte do popołudnia.

Komediowy charakter gorsetu ma więc niekiedy uwydatnić młodość i niedoświadczenie noszącej go bohaterki. W Spotkamy się w St. Louis (1944, V. Minnelli) zakładająca gorset Esther stroi śmieszne miny i pojękuje w sposób, który pozbawiony kontekstu zakrawałby na erotykę. Nieraz humor polega nie tyle na naiwności postaci, ile na samej metodzie – w komedii Trzymaj fason (1997, G. Sinyor) gorset zawiązywany jest przy użyciu korbki, zaś w krótkim metrażu In the Time It Takes to Get There (2019, Z. Braff) – z pomocą dwóch szpalerów służących, rytmicznie przeciągających główną bohaterkę niczym linę.

Krok dalej poszli twórcy Królewny Śnieżki (2012, T. Singh), przedstawiając Złą Królową z całą specjalnie skonstruowaną do zakładania gorsetu maszyną. Motyw gorsetu dość często pojawia się zresztą w adaptacjach klasycznych baśni, zwłaszcza w kreacji głupich i próżnych sióstr Kopciuszka. Brytyjska telewizyjna adaptacja bajki (Kopciuszek [2000, B. Kidron]) pokazuje siostry w mocno ściśniętych, czarnych gorsetach i obcisłych sukniach; w kampowej wersji z 1997 roku (Kopciuszek Roberta Iscove’a) macocha sznuruje jedną z sióstr za karę, na co ta wystękuje: „Mamo, to boli!”. Z kolei w disnejowskim Kopciuszku (2015, K. Branagh) protagonistka sznuruje gorset Gryzeldy, która instruuje ją, by zaciskać go coraz to bardziej i bardziej.

Opresja

Choć zabrzmi to nieintuicyjnie, opresyjne przedstawienia gorsetu mają swoje korzenie w mizoginii. Kobieca moda od zarania dziejów wystawiona była na rozmaite złośliwości, a każdy modowy trend niewpasowujący się w konserwatywną wizję skromnej i godnej kobiety zostawał od razu wyśmiewany. Za przykład mogą posłużyć potężne kapelusze z czasów Marii Antoniny, obfite rękawy z lat 30. XIX wieku czy treny włóczące się za edwardiańskimi sukniami – wszystkie te elementy wywoływały żywą reakcję, udokumentowaną w czasopismach, esejach i na rycinach z epoki.

W podobny sposób XIX-wieczni krytykowali gorsety, które z upływem czasu zyskiwały sztywniejszą strukturę. Utożsamiane z najnowszą modą, a więc i z próżnością kobiet, które ślepo za nią podążały, gorsety stały się symbolem bezsensownego gonienia za trendami. Używanie ich w sposób wykraczający poza uznane przez patriarchat granice odczytywane było jako niewłaściwe. Pamiętajmy, że w spętanym konwenansami XIX-wiecznym społeczeństwie ubiór stanowił jedną z niewielu dziedzin życia, w której kobieta zachowywała pewną autonomię. I właśnie ta autonomia była celem ataków mężczyzn krytykujących gorsety. Były one uważane za szkodliwe, bo tak orzekł ówczesny świat medyczny – ten sam, który nie uznawał mycia rąk podczas operacji i twierdził, że jazda na rowerze może spowodować wypadnięcie macicy. A skoro gorsety szkodziły, a kobiety nadal uparcie je nosiły, ignorując śmiertelne konsekwencje, dowodziło to tylko ich głupoty i próżności.

Właśnie w taki pokrętny sposób zawdzięczamy współczesne rozumienie gorsetu jako narzędzia opresji kobiet wiktoriańskim konserwatystom. Tymczasem ów element bielizny, zazwyczaj nieprzeznaczony dla męskiego oka, miał z goła feministyczny charakter. Owszem, wąska i smukła talia uznawana była przez niektórych mężczyzn za ponętną, ale kobiety starały się za jej pośrednictwem w równej mierze sprostać gustom innych kobiet, zaznaczyć swoją pozycję społeczną, jak i wyrazić siebie. Warto również zauważyć, że większość krytyki z epoki odnosi się nie tyle do noszenia gorsetów, ile tightlacingu, czyli ekstremalnej formy kształtowania gorsetem sylwetki. O rzekomą próżność i brak umiaru oskarżano kobiety z wyższych sfer, tymczasem gorset stanowił podstawę ubioru wszystkich warstw większości zachodnich społeczeństw, od dworu królewskiego po pracownice seksualne padające ofiarą Kuby Rozpruwacza. Dodatkowo w fotografii już wtedy powszechnie występował retusz, dzięki któremu modelkom można było tu odjąć, a tu dodać. Oglądający fotografię, niezaznajomieni ze stosowanymi technikami, mogli założyć, że gorset niemal przecina kobiety na pół. W prawdziwym życiu – noszony dodatkowo z uwypuklającym sylwetkę watowaniem – mógł symulować modną sylwetkę, nawet będąc lekko zaciśnięty.

Z wszystkich sposobów przedstawienia gorsetu w kinie właśnie ten akcentujący opresyjny charakter cieszy się największą popularnością, która stale rośnie wraz ze stopniową zmianą perspektywy w filmach kostiumowych na bardziej kobiecą. Na ekranie widzimy coraz więcej zdeterminowanych, pewnych siebie bohaterek w miejsce tych melodramatycznych, rozdartych i pokrzywdzonych losem. Czy jednak nie jest ironią losu, że filmowcy do pokazania kobiecej niezależności posługują się XIX-wieczną kliszą? Czy w rozlicznych scenach forsownego sznurowania gorsetu nie ma ukrytego fetyszu, podporządkowanego męskiemu spojrzeniu (male gaze)? Prawdziwie kobieca perspektywa potraktowałaby gorset jak zwykłą część bielizny. Współcześnie z podniesioną brwią obejrzelibyśmy scenę, w której kobieta z rozpaczą zakłada za ciasny biustonosz, boleśnie wpijający jej się w piersi. Dlaczego więc kultura tak bardzo lubuje się w sznurowaniach, odbitych na ciele pręgach i dwuznacznych postękiwaniach?

Anna Karenina

Skrót myślowy sprowadzający gorset do alegorii kobiecej opresji jest wprawdzie czytelnym i prostym symbolem, ale wielokrotnie powtarzany staje się sztampą, tym bardziej że nie ma wiele wspólnego z historycznym autentyzmem. Oglądanie ściskania gorsetem naiwnych bohaterek może stanowić humorystyczny akcent, ale czy nie śmiejemy się wówczas z kobiecej dumy i próżności na wzór XIX-wiecznych mężczyzn, których raczej nie chcielibyśmy brać za przykład? Możemy współczuć wiktoriańskim czy edwardiańskim kobietom podczas ekranowych scen żmudnego zakładania wielu warstw, ale warto mieć na uwadze autonomię, którą egzekwowały w swoim ubiorze.

Wiązanie gorsetu jest motywem nieodmiennie towarzyszącym przedstawieniu presji, z jaką zmaga się historyczna bohaterka. W Titanicu (1997, J. Cameron) matka Rose udziela córce pogadanki na temat jej nieobyczajnego zachowania. Każde kolejne zaciśnięcie sznurowanego gorsetu towarzyszy wypowiadanej przez rodzicielkę reprymendzie, symbolizując zaciskający się na Rose gorset konwenansu i różnic klasowych.

Z kolei w Cesarzowej Sisi (Netflix, 2022–) Elżbieta Bawarska, tytułowa władczyni, jest brutalnie szarpana przez zastęp służących. Gorset ma symbolizować jej dyskomfort w otoczeniu habsburskiego dworu. „Za ciasno. Proszę, nie mogę oddychać” – skarży się protagonistka. „Zatem pasuje idealnie” – odpowiada oschle nadzorująca ubieranie księżna Sophia. Sisi próbuje uciec, pójść na spacer, odetchnąć. Jest to jednak nierealistyczna reakcja, zważywszy na to, że prawdziwa cesarzowa była przyzwyczajona do gorsetów i ciasnych sukni od najmłodszych lat.

W gorsecie (2022, M. Kreutzer) prezentuje inną odsłonę tego motywu – cesarzowa Elżbieta wiąże się ciasno na własne życzenie i z obsesją sprawdza obwód swojej talii. To przedstawienie ma więcej wspólnego z prawdą historyczną, bo rzeczywiście monarchini w późniejszych latach słynęła z upodobania do wspomnianego wcześniej tightlacingu. Noszenie przez nią ciasno zasznurowanego gorsetu wynikało nie tyle z oczekiwań społecznych (bo te były tightlacingowi zdecydowanie wrogie), ile z osobistych preferencji, a także problemów psychicznych. Przez większość życia Sisi towarzyszyła obsesja zachowania młodości i piękna, objawiająca się zaburzeniami odżywiania, a gorset stanowił kolejny środek do osiągnięcia celu. Mamy więc do czynienia z gorsetem będącym narzędziem opresji, tyleż systemowej, co personalnej – opresji, która narzuca ciału nierealistyczne, wypaczone standardy piękna.

Gra gorsetem symbolizującym na ekranie uciemiężenie bohaterki bywa też bardziej subtelna – w Annie Kareninie (2012, J. Wright) nie mamy sztampowej sceny sznurowania, a zamiast tego niemal taneczną sekwencję zakładania kolejnych warstw ubioru, które upodobniają bohaterkę do drogiej lalki. Owszem, gorset może reprezentować uwięzienie Anny w plątaninie konwencji i moralnych wątpliwości, ale podobnie ograniczająca i ceremonialna jest jej krynolina, uwydatniające tył poduszki, halka, jak i wszystkie kolejne warstwy stroju. Jeśli już mówić o kobiecej opresji przez pryzmat garderoby, warto zwrócić uwagę na ogólną niewygodę i rygor ubioru, nie ograniczając się do jednego jego elementu.

Antygorsetowa nagonka

Towarzyszące promocji filmów czy seriali wywiady i wypowiedzi lubują się w podkreślaniu opresyjnego charakteru gorsetu. Pierwszym pytaniem zadanym aktorkom na temat ich najnowszej pracy będzie pytanie o wygodę czy też niewygodę stroju. Ponownie jest to zjawisko mocno osadzone w kontekście mizoginii – aktorzy rzadko pytani są o swoje wrażenia związane z ciasnymi kołnierzykami czy nietypową bielizną. Niemały wpływ na to ma również kultura clickbaitu, wyszukująca najbardziej sensacyjne i klikalne treści. Wypowiedź o gorsecie, niezależnie od jej zabarwienia, nadal jest gwarantem na wzbudzenie ciekawości mediów i podbicie zasięgów.

Opublikowany w „Glamour” wywiad z Simone Ashley, wcielającą się w Kate Sharmę w drugim sezonie Bridgertonów, podsumowano na przykład nagłówkiem: „Znana z Brigertonów Simone Ashley o gorsetach, walce z seksizmem i znaczeniu reprezentacji”. Kiedy z kolei Michelle Dockery, komentując swoją garderobę w Downton Abbey, przyznała, że właściwie nie przeszkadza jej gorset, a wręcz pomaga w utrzymaniu prawidłowej postawy, media zagrzmiały równie mocno. „Lady Mary z Downton Abbey mówi, że gorset powstrzymuje przed garbieniem”, huczał „The Telegraph”, podczas gdy „Daily Mail” informował: „»Kocham dobry gorset!«: Piękność z Downton Abbey, Michelle Dockery, ujawnia swoje preferencje co do tradycyjnego ubioru”. Wypowiedź Dockery jest jednak wyjątkiem od reguły i to raczej pejoratywne relacje na temat noszenia gorsetu stanowią preferowany i praktycznie obowiązkowy element press tours towarzyszących premierom filmów czy seriali kostiumowych. Część aktorek podkreśla niewygodę gorsetów, część uważa, że właśnie ta niewygoda pomogła im lepiej wcielić się w rolę, albo nawet wpłynęła na jej charakter. Florence Pugh, wspominając w panelu BAFTA Guru kreacje granej przez nią Catherine w Lady M. (2016, W. Oldroyd), opisywała: „Zauważyłam, że mając na sobie gorset (…) napełniasz jedzeniem przestrzeń potrzebną do oddychania, stając się przez to niema. (…) Zaczęliśmy więc wplatać to do scenariusza. (…) Kiedy Katherine jest sama, ma na sobie koszulę nocną lub jest naga i je – chciałam, żeby jadła, kiedy nie ma na sobie gorsetu”. Aktorka Vicky Krieps, grająca cesarzową Elżbietę we W gorsecie, stwierdziła z kolei, że momentalnie po założeniu gorsetu zaczęła odczuwać smutek. Według jej teorii gorset ściska przeponę, uniemożliwiając wyrażanie emocji.

Na umęczone narządy narzekała też Emma Stone, skarżąc się, że gorsety w Faworycie (2018, J. Lanthimos) poprzemieszczały jej wnętrzności, a przecież przedstawiona w filmie epoka (początek XVIII wieku) nawet nie wymagała noszenia mocno zaciśniętych gorsetów.

Nasuwa się pytanie o sposób konstrukcji i zakładania filmowych gorsetów, skoro powodują one aż taki dyskomfort. Nie ma jednak wątpliwości, że noszenie tej niedzisiejszej części bielizny może być dla współczesnej kobiety uciążliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę ekstremalne godziny pracy na planie. Mimo to nie powinno chyba zakrawać na tortury.

Lily-Rose Depp, opowiadając o swojej roli w Nosferatu (2024, R. Eggers), podkreśliła, że gorset nie tylko ograniczał ruch, ale musiał też stanowić niemałe wyzwanie dla kobiet, które podobnie jak jej bohaterka Ellen cierpiały psychicznie. To słuszna uwaga – choć daleki od bycia uniemożliwiającą oddech zbroją, gorset może powodować dyskomfort, tym bardziej wzmożony w przypadku objawów załamania nerwowego czy ataku paniki. Także osoby nieneurotypowe, zmagające się z dokuczliwościami w przypadku pozornie błahych rzeczy, jak guzik czy przeszkadzający im element stroju, na pewno przechodziły gehennę, zmuszone codziennie nosić obcisłe suknie. Czy jednak ten rodzaj dyskomfortu różnił się czymś od tego, który ich babki i prababki odczuwały spętane kryzami lub odziane w potężne peruki? Każdy strój noszony pod przymusem konwenansu może stać się torturą, ale tylko gorset zasłużył w powszechnej świadomości na to niepochlebne miano.

Jeśli istnieje lekarstwo na „gorsetowe” sceny, powoli stające się ekranową kliszą, to może właśnie tędy droga – zamiast demonizować zwykłą poniekąd część ubioru, warto pochylić się nad tym, co naprawdę najbardziej doskwierało kobietom z przeszłości. Niech gorset pozostanie elementem codzienności, na wzór wczesnego kina dając ciche świadectwo kobiecego samostanowienia. W miejsce kolejnego ceremonialnego sznurowania gorsetu do granic możliwości można za to napisać scenę niekończącego potykania się na schodach przez przydługą spódnicę lub niemożności podniesienia rąk skrępowanych ciasnym rękawem.

Artykuły tego samego autora

Komentuj