Zama

"Wielki pisarz, którego powinniśmy poznać" – tak John Maxwell Coetzee zatytułował swój esej poświęcony "Zamie" Antonia di Benedetto, jednego z najbardziej niedocenionych latynoamerykańskich autorów. Tekst noblisty ukazał się na łamach „The New York Review of Books” w styczniu zeszłego roku, wkrótce po wydaniu pierwszego tłumaczenia tej nieznanej szerzej powieści na język angielski. Tak późny przekład, dokonany 60 lat po wydaniu oryginału, jest znamiennym dowodem na to, jak boleśnie przeoczona została twórczość argentyńskiego pisarza.

Zestawiany często z Franzem Kafką i Jorge Luisem Borgesem, di Benedetto zadebiutował w połowie lat 50. i szybko zaczął zdobywać uznanie, które ugruntował za sprawą tzw. trylogii oczekiwania – złożyły się nią właśnie Zama (1956), Tłumik (1964) i Samobójstwa (1969). Jego karierę przerwało jednak w 1976 roku wprowadzenie dyktatury wojskowej generała Jorge Rafaela Videli. W dniu zamachu stanu został on zatrzymany i trafił na rok do więzienia, gdzie był poddawany torturom.

Argentyński pisarz wielokrotnie przyznawał, że nigdy się nie dowiedział, z powodu jakich dokładnie tekstów go aresztowano. Jego zawieszona między snem i jawą Zama, przeniesiona na ekran przez Lucrecię Martel, stanowi w tym sensie częściową antycypację doświadczeń samego autora – jego samotności, poczucia bezradności wobec losu oraz zagubienia w czasie i przestrzeni.

Ale akcja powieści rozgrywa się nie w dwudziestowiecznej Argentynie, lecz pod koniec XVIII wieku, na terytorium dzisiejszego Paragwaju. Tytułowy Diego de Zama jest zasłużonym i wyróżnionym licznymi honorami urzędnikiem wysłanym do Nowego Świata w imieniu hiszpańskiej korony. Mieszka tu już od lat i znużony życiem na prowincji bezskutecznie stara się o przeniesienie do którejś z ważniejszych stolic kolonialnego imperium – choćby do Buenos Aires lub Santiago de Chile. Zdaje się jednak, że lata jego chwały dawno minęły. Zmiany nie nadchodzą, a Zama zaczyna zdawać sobie sprawę, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Nie chce dalej trwać w męczącym stanie zawieszenia, ale nie może też opuścić posterunku bez zgody przełożonych, którzy najwyraźniej o nim zapomnieli.

Bezruch, tak charakterystyczny dla postaci wypełniających kino Martel (był obecny też m.in. w Kobiecie bez głowy [2008] czy Świętej dziewczynie [2004]), stanowi istotny element tego egzystencjalistycznego z ducha traktatu o ludzkiej bezsilności. O zależności od bliżej nieznanej sobie władzy i daremnym oczekiwaniu na odmianę swojego losu.

Reżyserce znakomicie udaje się przenieść na ekran kafkowską, oniryczną atmosferę historii, w której niewiele zdaje się zależeć od bohaterów – siła sprawcza decydująca o ich losach leży gdzieś poza nimi.

Duszny klimat Zamy podkreślają znakomite zdjęcia Ruiego Poçasa, portugalskiego operatora znanego ze współpracy m.in. z Miguelem Gomesem (reżyserem Tabu [2012]) i João Pedro Rodriguesem (twórcą Ornitologa [2016]). Niemal fizycznie odczuwalne są w tym filmie ciała postaci, lepkość ciężkiego, tropikalnego powietrza i odgłosy dżungli układające się w niepokojącą melodię. To bogata i złożona warstwa dźwiękowa, która zawsze jest ważnym elementem filmów tej autorki i w większości wypadków stanowi nie tylko naturalne uzupełnienie obrazu, ale też jedną z podstaw świata przedstawionego. Głębia dźwiękowa, burząca hegemonię obrazu, doskonale współgra z emocjonalnym stanem bohaterów, często zresztą charakteryzowanym za pośrednictwem odgłosów dobiegających spoza kadru. To, co niewidzialne i tylko słyszalne, nierzadko ma w tym filmie największe znaczenie, a im bardziej Diego Zama traci kontakt z rzeczywistością, tym bardziej szelest palm i odgłosy ptaków zdają się nasilać w jego głowie.

Ze względu na niepokojący klimat, umiejscowienie akcji i obezwładniające bohatera szaleństwo ostatni obraz Martel przywodzi na myśl Fitzcarraldo (1982) Wernera Herzoga. O ile jednak romantyczna postać Fitzgeralda pełna była frenetycznej wiary w możliwość przeobrażenia świata, o tyle Zama jest figurą niemożności i wygnania. Wydaje się, że w pewnym momencie już wie, iż nie nadejdzie żaden list z nakazem przeniesienia i nie przypłynie po niego żaden statek, który by go zabrał z powrotem do Europy. Poddaje się więc temu stanowi niepewności i – niczym pułkownik Kurtz z Conradowskiego Jądra ciemności – odkrywa, że dalej czeka go tylko wolność. Ulega nieznanemu przeznaczeniu i temu, co spotyka na antypodach cywilizacji, w nieznanym sobie świecie. I przede wszystkim temu, co odkrywa w samym sobie.

Zama
Argentyna 2017, 115’
reż. i scen. Lucrecia Martel, zdj. Rui Poças, prod. Rei Cine, Bananeira Filmem, wyst. Daniel Giménez Cacho, Lola Dueñas, Matheus Nachtergaele, Juan Minujín, Rafael Spregelburd

Komentuj