The Eddy

Amerykanin w Paryżu, współwłaściciel muzycznego klubu, kompozytor i lider jazzowego zespołu zabiegający o kontrakt płytowy – Elliot Udo (André Holland) to na pozór typowy bohater dla Damiena Chazelle’a, którego nazwiskiem reklamowany jest "The Eddy". Serialowi znacznie jednak bliżej do wyczulonego na problemy społeczne wielokulturowego kina Francji niż do wcześniejszych projektów twórcy "Whiplash" (2014).

Paryż jest tu znacznie mniej malowniczy niż w imaginacyjnej sekwencji La La Land (2016), tytułowy klub nie przypomina eleganckiego lokalu założonego przez Sebastiana/Goslinga, a postaci, miast sięgać gwiazd, zmagają się z cieniami przeszłości i przytłaczającą codziennością. Chazelle nie pracował na własnym tekście, a wyreżyserował tylko dwa pierwsze odcinki, pozostając jednym z kilkorga producentów wykonawczych. Zróżnicowanie kulturowe twórców (m.in. brytyjski scenarzysta, reżyserki marokańskiej i francuskiej narodowości, amerykańscy producenci oraz aktorzy i naturszczycy rozmaitego pochodzenia) przekłada się na wewnętrzną różnorodność serialu – emocjonalną, fabularną, formalną. I choć niekiedy The Eddy traci potoczystość i trochę niezgrabnie popycha akcję ku rozwiązaniu, to jego bodaj największą zaletą jest wielogłos i swobodne eksplorowanie złożonej mapy wrażliwości i charakterów.

Polifoniczna narracja przekracza ramy strategii wynikającej z ogniskowania odcinków na poszczególnych postaciach. Kolejne punkty widzenia nie tyle stawiają wiodące wydarzenia w nowym świetle, ile raczej pozwalają podążać za fabułą za każdym razem z odmiennej perspektywy, spojrzeć na Paryż przez soczewkę innej uczuciowości, odkryć kawałek przeszłości i osobistych problemów osób związanych z tytułowym miejscem.

Portrety te wyróżnia rzadko spotykany autentyzm i choć nie reprezentują one epickich historii, właśnie subtelność i prostota, a także doskonałe dopasowanie odtwórców ról do postaci uruchamiają tak duże pokłady empatii.

Mamy więc Elliota, uznanego pianistę, który przed laty porzucił rodzinę i wyjechał do Francji; jego szesnastoletnią córkę, buntowniczą Julie, nagle przeprowadzającą się z Ameryki do ojca; Amirę oraz jej męża Farida, który jako współwłaściciel The Eddy wplątuje się w szemrane interesy, wpędzając klub w kłopoty. Wszystkie problemy spadają na Elliota, usilnie próbującego radzić sobie z przestępczą schedą Farida, naprawą relacji z córką, nieprzepracowaną żałobą oraz utrzymaniem zagrożonej jedności zespołu muzycznego. Członkowie kapeli wznoszą serial na kolejny poziom autentyzmu i bezpretensjonalności, a ich występy to emocjonalny rdzeń każdego odcinka. W role jazzmanów wcielili się prawdziwi muzycy, którzy na ekranie w niezwykle fotogeniczny sposób przede wszystkim oddają się swojej pasji, nie gubiąc przy tym wiarygodności kreowanych postaci.

Zróżnicowana pod względem narodowości obsada wzmacnia także polifoniczność The Eddy w warstwie językowej. Bohaterowie mówią po angielsku, francusku i arabsku. Zgodnie ze swoim pochodzeniem lawirują między nieperfekcyjnie znanymi językami w zależności od sytuacji, a niekiedy pozwalając sobie na zupełną swobodę, jak w wypadku uwikłanej w romans z Elliotem żywiołowej wokalistki Mai, (Joanna Kulig), „przełączającej się” na język polski w momentach frustracji.

Jej prozaiczne rozmowy z młodocianą Julie należą do najlepszych pozamuzycznych scen, zaś wcielająca się w nastolatkę Amandla Stenberg, wschodzący talent amerykańskiego kina, znakomicie, być może spontanicznie, balansuje między ożywczym humorem a powagą i arogancją, uwiarygodniając zagubienie oraz wewnętrzne rozdarcie swojej bohaterki.

 

Odnoszę jednak wrażenie, że realizm i niewymuszona naturalność postaci regularnie hamowane są przez zbyt konwencjonalnie rozpisany główny wątek zagrożenia działalności lokalu, nienadążający za tętnem osobistych historii i wrażliwości protagonistów. Stylowi wizualnemu serialu bliżej do nieprzewidywalności brzmienia jazzowej kapeli niż integracji z narracją. Kamera w długich ujęciach nadpobudliwie podąża za bohaterami i często gwałtownie się obraca, zmieniając obiekt obserwacji; innym razem montaż podsuwa serię niespodziewanych szybkich cięć, które stapiają się z pulsującym rytmem jazzu w sekwencjach muzycznych. Wówczas dysonans między fabułą a poetyką The Eddy schodzi na dalszy plan. Sedno wyraża się w niedoskonałym, lecz hipnotyzującym głosie Kulig czy pełnych pasji uderzeniach perkusistki Katariny.

Zdumiewające jednak, jak głęboko dotyka ta prosta, choć wcale nie łatwa do oglądania, opowieść o grupie przyjaciół próbujących wyprostować swoje życiowe ścieżki. Być może jej siła kryje się w niejaskrawości, wręcz przeciętności losów. Miarą sukcesu nie jest tu wszak świetlana przyszłość i wielka sława, lecz zapanowanie nad teraźniejszością i przywrócenie normalności. Ocalająca siła solidarności może wydać się naiwna, ale w sytuacji pandemicznego zachwiania status quo działa ze zdwojoną siłą i zamienia nieco szablonową historię w niosącą nadzieję, subtelną pochwałę wiary w lepsze jutro.

 

The Eddy
scen. Jack Thorne
reż. Damien Chazelle, Houda Benyamina, Laïla Marrakchi, Alan Poul
wyst. André Holland, Amandla Stenberg, Joanna Kulig, Leïla Bekhti, Tahar Rahim
liczba odcinków: 8
długość odcinka: ok. 1 godz.
premiera: 8 maja 2020, Netflix

Komentuj