Tamte dni, tamte noce

"Tamte dni, tamte noce" dopełniają „trylogię pożądania” Luki Guadagnino ("Jestem miłością" i "Nienasyceni"), jednak inaczej niż w jego poprzednich filmach namiętność nie jest tutaj siłą rujnującą relacje oraz obnażającą swą fasadowość, lecz zrównana zostaje z erotycznym i emocjonalnym momentem transgresji, będąc impulsem do stawania się kimś innym. Co zrobić wobec zniewalającego pożądania – przemówić czy zamilknąć?

„Lepiej jest przemówić czy zamilknąć?” Pytanie, wyjęte z Heptameronu Małgorzaty z Nawarry, pada podczas letniego wieczoru we włoskiej posiadłości – pani Perlman czyta poemat mężowi oraz nastoletniemu synowi Eliowi. Ten ostatni poszukuje właśnie na nie odpowiedzi, zastanawiając się nad wyjawieniem swoich uczuć gościowi ojca. Tamte dni, tamte noce nie pozwalają się jednak zamknąć w formułach coming-of-age i queer drama.

Zajmujący się kulturą antyczną profesor Perlman każdego lata zaprasza wybranego podopiecznego do posiadłości w Lombardii, by pomógł mu w prowadzeniu badań. W roku 1983 pada na 24-letniego Olivera, nonszalanckiego i aroganckiego Amerykanina. Prawem wszystkich filmów o leniwym i zmysłowym lecie we Włoszech, na czele z Ukrytymi pragnieniami (1996, B. Bertolucci), przybyły gość zakłóci ten porządek. Elio znajduje się na krawędzi dzieciństwa i dorosłości. Wychowany w inteligenckim domu, biegle mówi w trzech językach i jest równoprawnym partnerem w intelektualnej dyskusji z Oliverem, ale, jak sam przyznaje, „nic nie wie o rzeczach naprawdę istotnych”.

Siłą Tamtych dni… jest naturalność i lekkość formy. Reżyser dojrzewaniu Elia i budzącej się erotycznej fascynacji przygląda się bez pośpiechu, podczas letniej pory beztroski, zawieszenia norm. Seans filmu jest w głównej mierze doświadczeniem zmysłowym, na granicy doznania erotycznego.

Guadagnino nie uległ pokusie obciążenia dojrzewającego romansu intelektualnymi kontekstami i przytłaczającą symboliką. Chociaż potężna, antyczna sylwetka Olivera domaga się porównania do obiektów studiów profesora Perlmana – greckich rzeźb z brązu (jak sam o nich mówi, „ich figury są zaokrąglone i nonszalanckie, niejednoznaczne w swojej wiecznej młodości, jakby prowokowały, by je pożądać”), a młody Elio wygląda jak efeb z obrazów Caravaggia, na plan pierwszy wysuwa się autentyczność i intensywność rodzących się między nimi emocji. Reżyser filmuje tak odmienne od siebie sylwetki dwojga bohaterów w statycznych, eleganckich ujęciach i w dalekich planach. W narastającym między Elio i Oliverem napięciu coraz bardziej ciąży tabu, społeczny zakaz, ale nie ma tu poczucia winy. Guadagnino długo każe zastanawiać się widzom, czy Oliver w końcu odpowie na otwarte wyznanie Elia, a gdy w końcu dochodzi do erotycznego zbliżenia, nie podgląda ich. W odpowiednim momencie odwraca kamerę w stronę szeroko otwartego okna i dusznej włoskiej nocy.

Sensualność lata, ale i słodycz udręki pierwszej namiętności Elia zamyka reżyser w obrazie moreli, których cykl dojrzewania odmierza kolejne etapy rozkwitającego pożądania.

Drzewa w sadzie Perlmanów uginają się pod ciężarem owoców. Elio jest równie zafascynowany bezczelną nonszalancją, jak i nieskrępowaną inteligencją Olivera, gdy ten najpierw łapczywie wypije jednym haustem szklankę soku, a chwilę później wygra językową dyskusję ze swoim promotorem: angielskie określenie moreli (apricot) wywiedzione jest nie z greki, lecz z łaciny (łac. praecoquum) i oznacza „przedwcześnie dojrzały”. Symbolika ta najpełniejsze znaczenie uzyska, gdy owoce dojrzeją pod koniec lata, wyznaczającego kres pobytu Olivera we Włoszech. W erotycznej scenie z udziałem owocu Guadagnino zrównuje jego sensualność – zmysłowy kształt, lepkość słodkiego soku, miękkość i delikatność miąższu – z niemożliwym do stłumienia pożądaniem Elia i porażającą swoją intymnością zażyłością kochanków.

Tamte dni, tamte noce dopełniają „trylogię pożądania” Luki Guadagnino (Jestem miłością [2009] i Nienasyceni [2015]), jednak inaczej niż w jego poprzednich filmach namiętność nie jest tutaj siłą rujnującą relacje oraz obnażającą swą fasadowość, lecz zrównana zostaje z erotycznym i emocjonalnym momentem transgresji, będąc impulsem do stawania się kimś innym. Co zrobić wobec zniewalającego pożądania – przemówić czy zamilknąć? Guadagnino towarzyszy Eliowi tylko w określonym miejscu i czasie: ulotność doświadczeń lata 1983 roku być może zatem nigdy nie ujawni, czy decyzja, by przemówić, była słuszna. Zadanie tego pytania wyznacza początek poszukiwań własnej seksualnej tożsamości, ale zyskuje także dalszy, niemal egzystencjalny wymiar: to wybór między życiem z poczuciem niewykorzystania utraconej bezpowrotnie szansy a doznaniem miłości niemożliwej i nieuchronnego rozstania, które – choć będzie nieodwracalne – pozwoli Eliowi przedwcześnie dojrzeć.

Tamte dni, tamte noce
Call Me by Your Name
USA, Brazylia, Włochy, Francja 2017, 132’
reż. Luca Guadagnino, scen. James Ivory, André Aciman, zdj. Sayombhu Mukdeeprom, prod. Frenesy Film Company, La Cinéfacture, RT Features, Water’s End Productions, M.Y.R.A. Entertainment, wyst. Armie Hammer, Timothée Chalamet, Michael Stuhlbarg, Amira Casar, Esther Garrel

Komentuj