Portret kobiety w ogniu

Portret kobiety w ogniu to dzieło szczególnej urody. Celebruje kunsztowną strukturę dramatu kostiumowego, a przy tym odświeża zużytą dla niektórych konwencję melodramatu, która obarczona jest łatką infantylnego, tandetnego i wysoce emocjonalnego gatunku. Céline Sciamma, jedna z najbardziej przenikliwych rzeczniczek młodych kobiet (Chłopczyca [2011], Dziewczyna z bandy [2014]), po raz pierwszy wychodzi poza ramy współczesności. Tym razem namysł nad kobiecością i seksualnością, towarzyszący reżyserce od początku kariery, został osadzony w odległym zakątku XVIII-wiecznej Bretanii, w czasach, kiedy hierarchizacja relacji społecznych wynikała z twardych płciowych podziałów, a kobiety skrycie pragnęły emancypacji.

Sciamma zaczyna od zarysowania postaci artystki. Marianne to fikcyjna malarka, która jak wiele innych kobiet w tamtym okresie tworzy sztukę, pozostając w cieniu mężczyzn. Chęć uzyskania niezależności i wyzwolenia od porównań do uznanego w środowisku ojca, którego imieniem podpisuje swoje obrazy, prowadzi ją na dwór bogatej szlachcianki. Kobieta zatrudnia Marianne do namalowania ślubnego portretu córki, która nie chce przystać na zaaranżowane przez matkę małżeństwo. Héloïse na miejscu przyszłej panny młodej zastąpiła starszą siostrę, która – jak możemy się domyślać – najprawdopodobniej z powodu przymusu zamążpójścia popełniła samobójstwo.

Portret dziewczyny w ogniu jest opowieścią o samostanowieniu kobiet realizujących się poza sztywnie określonymi rolami społecznymi oraz o próbie wyrwania się z powinności wobec społeczeństwa i rodziny.

Feministyczną wymowę filmu ucieleśnia niepokorna postawa Héloïse, odmawiającej pozowania do tytułowego obrazu, który ma stanowić zachętę i część posagu dla arystokraty z Mediolanu. Ten symboliczny akt nieposłuszeństwa doprowadzi do sytuacji, w której Marianne będzie musiała ukrywać swoją prawdziwą tożsamość, by podstępem wykonać zlecenie w terminie. Podając się za opłaconą towarzyszkę do spacerów, zacznie studiować niewymuszone gesty, ukradkowe spojrzenia, grymasy i anatomiczne detale nieposłusznej modelki, by następnie odtworzyć je z pamięci i w tajemnicy przenieść na płótno. Moment pozyskania zaufania i nawiązania kontaktu wyznacza jednocześnie początek romansu.

Zauważalna w filmie Sciammy jest powściągliwość w obrazowaniu homoerotycznej relacji. Reżyserka długo każe zastanawiać się widzom, czy intuicyjnie wyczuwalne napięcie między Marianne i Héloïse ma jakiekolwiek szanse na to, by przerodzić się w erotyczną fascynację. Aurę wyjątkowego, choć niespektakularnego pierwszego zauroczenia Marianne budują minimalistycznie zakomponowane ujęcia, które wydobywają ledwie zarys twarzy, kawałek schowanego pod kapturem ucha i kosmyki włosów Héloïse. Z biegiem filmu ta enigmatyczna, nieuświadomiona, pełna tajemnic i niedopowiedzeń relacja nabierze energii i seksualnej łapczywości.

Kluczowy wydaje się w tym wszystkim termin ukończenia tytułowego portretu, który można traktować jako kres namiętnej  relacji. Héloïse w końcu zgadza się pozować, podejmując tym samym decyzje o poddaniu się woli matki. Konformizm czy zdrowy rozsądek? Kompromis czy wybór? Sciamma nie pozostawia złudzeń, że w tym miejscu i czasie była to dla bohaterek jedyna możliwa droga.

Nie bez przyczyny reżyserka w jednej z rozmów przywołuje mit o Orfeuszu i Eurdydyce, który wpisuje się w melodramatyczną bezsilność bohaterek. Héloïse staje w obronie trackiego muzyka i poety. Odwrócenie głowy w kierunku zmarłej żony odczytuje nie tyle jako wyraz zbytniej niecierpliwości, ile świadome poświęcenie doczesnego szczęścia i wybór pamięci o wiecznie młodej, pięknej i szczęśliwej ukochanej. Przez stulecia mit ten podlegał trawestacji, dekonstrukcji, osobliwym dopełnieniom, jednak w swoim kanonicznym odczytaniu pozostaje przypowieścią, w której kobieta funkcjonuje jako „rekwizyt”, pretekst dla żałoby, katalizującej twórczą wenę i natchnienie mężczyzny. Céline Sciamma przepisuje tę historię jeszcze raz i pokazuje, że czyste, nadzwyczajnie silne uczucie może istnieć bez względu na płeć, a jego utrata wcale nie musi oznaczać przegranej. W takim odczytaniu orficki mit, a zarazem Portret kobiety w ogniu uciekają od tonów cierpiętniczych, jawiąc się jako opowieści o unieśmiertelnieniu wspomnienia o tych, którzy od nas odchodzą. A czynią to za pomocą indywidualnego wyobrażenia oraz dzieł sztuki zawierających w sobie pierwiastek nostalgii, melancholii, tęsknoty i ponadczasowego szczęścia.

 

Portret kobiety w ogniu

Portrait de la jeune fille en feu

Francja, Włochy 2019, 119’

reż. i scen. Céline Sciamma, zdj. Claire Mathon, prod. Arte France Cinéma, Hold Up Films, Lilies Films, wyst. Valeria Golino, Adèle Haenel, Noémie Merlant, Luàna Bajrami, Cécile Morel

Komentuj