Noc królów

Noc królów możemy czytać jako film polityczny – pod postacią walki o władzę w więzieniu metaforyzujący sytuację pełnego przemocy i rozrywanego brutalnymi konfliktami kraju. Ale to też pochwała samej tradycji opowiadania historii, tak silnej w Afryce Subsaharyjskiej

Miejsce akcji Nocy królów stanowi Maison d’Arrêt et de Correction d’Abidjan, czyli niesławne La MACA – największy zakład karny Wybrzeża Kości Słoniowej. Jego szare, pnące się ku niebu mury widzimy już w pierwszych ujęciach, zrealizowanych z perspektywy przestraszonego chłopaka, po raz pierwszy przekraczającego bramę więzienia. Wkracza on tym samym do świata rządzonego opartą na sile hierarchią. To oddzielny mikrokosmos – mroczna, labiryntowa przestrzeń, której mieszkańcy nie posiadają nawet imion i posługują się jedynie przydomkami. Funkcję Dangoro, lidera więziennej społeczności, pełni tam Czarnobrody, jednak jego władza, podgryzana przez konkurentów, słabnie. Obyczaj nakazuje, aby ustępujący Dangoro popełnił samobójstwo, ale Czarnobrody znajduje sposób na odroczenie wyroku – ogłasza nowo przybyłego protagonistę mianem Romana, czyli snującego historie bajarza. Niczym Szeherezada musi on teraz zabawiać współwięźniów swoimi opowieściami – jeśli nie zdoła utrzymać ich ciekawości przez całą noc, sam zostanie zgładzony.

Kluczem do filmu Philippe’a Lacôte’a jest kryjące się już w tym streszczeniu twórcze przemieszanie rzeczywistości i fikcji. Z jednej strony dobrze zna on La MACA – w dzieciństwie odwiedzał w nim swoją matkę, a postaci Dangoro i Romana zaczerpnięte są z prawdziwych zwyczajów tam panujących. Z drugiej reżyser przyznaje, że wszystkie te elementy postanowił wyostrzyć na potrzeby filmowej dramaturgii – w rzeczywistości więziennemu narratorowi nic nie grozi, podobnie jak odchodzącemu Dangoro. Intensyfikacji wyrazu służy też zamknięcie całej fabuły w ciągu jednej doby oraz quasi-teatralna inscenizacja, która podkreśla szekspirowski niemal wymiar toczącego się w tle starcia o władzę, wypełnionego silnymi charakterami, podstępami i ambicją (Noc królów to zresztą francuski tytuł sztuki Szekspira znanej w Polsce jako Wieczór Trzech Króli).

Dwoistość widać również na poziomie obsady. Funkcjonują w niej aktorzy o dużym doświadczeniu, jak znany z Nędzników (2019, L. Ly) Steve Tientcheu czy weteran francuskiego kina Denis Lavant.

Jednocześnie główną rolę Lacôte powierzył wyłonionemu w toku blisko dwuletnich castingów naturszczykowi Bakary’emu Koné, zaś jedna czwarta obsady, liczącej wraz ze wszystkimi statystami 300 osób, składa się z byłych więźniów. Ten bezimienny tłum stanowi istotne dopełnienie świata przedstawionego, aktywnie współtworząc opowieści Romana – odgrywając ich fragmenty, dopytując o dalszy ciąg bądź kwestionując ich wiarygodność. To opowieści są bowiem narracyjnym centrum filmu, w najwyraźniejszy sposób wskazując na rządzący nim splot realizmu i kreacji. Okazują się też jedynymi momentami, w których kamera opuszcza więzienie i porzuca ciemne, ale nasycone barwami klaustrofobiczne korytarze, gdzie ciepłe światło żarówek tworzy odblaski na obnażonej skórze więźniów, a jaskrawoczerwone koszule lub zasłony odcinają się od poszarzałych ścian.

Dla kontrastu opowieści Romana pełne są oddechu – dominują w nich jasne, plenerowe zdjęcia, chwytające ruchliwe ulice metropolii albo rozległe plaże.

Relacjonuje on w nich losy Króla Zamy – autentycznego gangstera, który terroryzował ulice Abidżanu w okresie bezprawia panującego po wojnie domowej w 2011 roku. Zmuszony do improwizacji Roman ubarwia jednak i rozbudowuje zdarzenia, których sam był świadkiem, z czasem coraz bardziej dryfując ku tradycyjnym zachodnioafrykańskim legendom. Kulminacją tego procesu staje się scena pojedynku magów, przypominająca finał Światła (1987) Souleymane’a Cissé. W wywiadach reżyser wskazuje na chęć oddania na ekranie iworyjskiej percepcji świata, w której granica między rzeczywistością a magią, żywymi i martwymi, widzialnym i niewidzialnym jest bardzo cienka. W analogiczny sposób w Nocy królów materiały dokumentalne z okresu wojny domowej przemieszane są z afrykańską mistyką.

Noc królów możemy zatem czytać jako film polityczny – pod postacią walki o władzę w więzieniu metaforyzujący sytuację pełnego przemocy i rozrywanego brutalnymi konfliktami kraju. Ale to też pochwała samej tradycji opowiadania historii, tak silnej w Afryce Subsaharyjskiej. Protagonista filmu reprezentuje bowiem postać griota (przywoływaną zresztą wprost, gdy mówi on, że funkcję tę pełniła jego ciotka), czyli narratora, mistrza opowieści, będącego zwykle jednocześnie lokalnym artystą, historykiem i duchownym. Wielu badaczy kina afrykańskiego sugerowało, że współcześnie jego rolę przejęło właśnie kino jako medium snujące historie na pograniczu fantazji. Jeśli tak, to Philippe Lacôte wyrasta na jednego z najlepszych griotów kontynentu.

Noc królów

La nuit des rois

Wybrzeże Kości Słoniowej, Francja, Kanada, Senegal 2020, 93’

reż. i scen. Philippe Lacôte, zdj. Tobie Marier-Robitaille, muz. Olivier Alary, prod. Banshee Films, Peripheria Productions, Wassakara Productions, Yennenga Productions, wyst. Bakary Koné, Steve Tientcheu, Denis Lavant

Komentuj