Nigdy cię tu nie było

Kino dobrze zna ten motyw: płatny zabójca lub mrukliwy twardziel, w którego życie wkracza osamotniona, nastoletnia dziewczynka i nadaje mu sens.

 

Introwertyczne serce Leona zawodowca (1994, L. Besson) z humorem zmiękczała 12-letnia Mathilda, zaś dręczony postwietnamską traumą bohater Taksówkarza (1976, M. Scorsese) – do którego przyrównywano w pierwszych recenzjach protagonistę najnowszego filmu Lynne Ramsay – wyswobadza nieletnią prostytutkę z rąk alfonsów. Dzieło szkockiej reżyserki w mniej oczywisty sposób rymuje się również z wcześniejszym o kilka miesięcy widowiskiem Logan: Wolverine (2017, J. Mangold). Obrazy te nie tylko podobnie splatają losy postaci, lecz wchodzą także w dialog z gatunkiem. Mangold opowiada o komiksowym herosie przez pryzmat kina drogi oraz melodramatu ojcowskiego, wydobywając egzystencjalny wymiar izolującego się Logana, zaś Ramsay pochyla się nad udręczoną psychiką swojego bohatera, wykorzystując schemat kina sensacyjnego.

Oto Joe (znakomity, nagrodzony w Cannes, Joaquin Phoenix), barczysty, powściągliwy eksagent FBI i weteran wojenny, trudni się likwidowaniem oprychów i porywaczy na zlecenie VIP-ów. Odbieranie życia to dla niego rutyna, a narzędziem pracy jest zwykły młotek, kupowany zazwyczaj w markecie. Jednak kolejne, wydawałoby się proste, zadanie burzy jednostajny bieg codzienności. Uratowanie nastoletniej córki polityka, Niny, z nielegalnego domu publicznego okazuje się początkiem lawiny śmierci, której ofiarami padają m.in. pracodawcy i nieliczni bliscy Joego. Wyrzuconemu poza nawias swojej monotonnej egzystencji bohaterowi pozostaje tylko zemsta i pomoc znajdującej się w niebezpieczeństwie Ninie. Istnienia tych dwojga sierot splatają się jednak w niespodziewany sposób, zaś dziewczynce z każdą chwilą bliżej do wojowniczej towarzyszki Wolverine’a aniżeli biernej ofiary.

W polu widzenia kamery Ramsay zawsze znajdowała się śmierć. I choć dotychczas towarzyszyła postaciom raczej pośrednio, odciskała na ich życiu głębokie piętno.

Nastoletni chłopiec z Nazwij to snem (1999), pełnometrażowego debiutu reżyserki, mierzył się z poczuciem winy po śmierci kolegi, tytułowa bohaterka Morvern Callar (2002) w niesztampowy sposób przeżywała żałobę po samobójstwie partnera, a w Musimy porozmawiać o Kevinie (2011) matka konfrontowała się z synem – mordercą swoich najbliższych. Tym razem Ramsay przeprowadza wiwisekcję człowieka, dla którego śmierć i przemoc są codziennością. Z kolei krótkie i nagłe momenty pozornej zwyczajności paraliżują emocjonalnie Jogo. Rozbijanie kolejnych głów nie stanowi dla niego wyzwania. Jednakże poproszony przez grupę turystek o zrobienie im zdjęcia, nagle traci pewność siebie, a w jego oczach pojawia się spojrzenie spłoszonego psa. Podobną niezręcznością reaguje, gdy wdzięczna Nina szczerze go przytula.

Chociaż trup ściele się tu gęsto, autorka nie epatuje przemocą. Tam, gdzie w filmach Quentina Tarantino czy Nicolasa Windinga Refna tryskałyby fontanny krwi i pękałyby czaszki, Ramsay unika dosłowności i stawia na szybkie cięcia montażowe, jak choćby w fenomenalnej scenie dynamicznej i skutecznej akcji, oglądanej za pośrednictwem kamery monitoringu.

Reżyserka fetyszyzuje natomiast osobliwe chwile odzwierciedlające duchową kondycję byłego agenta. W pewnym momencie pogrążony w myślach Joe obraca w palcach żelkową fasolkę, która w końcu wypełnia niemal cały kadr i zostaje zgnieciona niczym głowy czekających na wymierzenie kary porywaczy. Niemiarowe, choć konsekwentne konfrontowanie rozmaitych elementów estetycznych (spowalnianie i przyspieszanie narracji, włączenie scen onirycznych i halucynacji w ramy sensacyjnej anegdoty) dodatkowo akcentuje niestabilność emocjonalną bohatera.

To właśnie charakteryzująca twórczość Ramsay skłonność do empatii i poetyzacji uczuć protagonistów rozsadza gatunkową ramę. Jakkolwiek dla otoczenia Joe to maszyna do zabijania, od której wymaga się jedynie skuteczności, my mamy szansę przyjrzeć się jego drugiemu, melancholijnemu obliczu.

Kiedy postać nie zatapia akurat młotka w mózgu jakiegoś łotra, próbuje podtrzymać kontakt z cierpiącą na demencję matką, a czasami podejmuje nieudolne próby samobójcze. To permanentne zawieszenie bohatera między zautomatyzowaną egzystencją a światem iluzji oraz wyeksponowanie jego alienacji i braku życiowych fundamentów – zamiast gloryfikacji odwagi i siły – odróżnia go od wielu filmowych twardzieli-mścicieli. Powłoka Terminatora skrywa wrażliwą, poszarpaną duszę, dla której regularne igranie ze śmiercią to tylko próba wypełnienia pustki i życia, którego nie było.

Nigdy cię tu nie było
You Were Never Really Here
Wielka Brytania, Francja, USA 2017, 85’
reż. i scen. Lynne Ramsay, zdj. Tomas Townend, muz. Jonny Greenwood, prod. Film4, Why Not Productions, wyst. Joaquin Phoenix, Jekatierina Samsonow, Alessandro Nivola, Alex Manette

Komentuj