Zwierzęta

Wszyscy, którzy kojarzą Grega Zglinskiego (vel Grzegorza Zglińskiego) przede wszystkim z nakręconym w Polsce "Wymykiem" (2011), mogą być poważnie zaskoczeni najnowszym filmem polsko-szwajcarskiego reżysera. W "Zwierzętach" realizm psychologiczny i problematykę moralną zastąpił on lynchowską z ducha grą narracyjną, proponując intrygujący seans pełen zaskakujących przewrotek, czarnego humoru i enigmatycznych zdarzeń.

Daleko posuniętą niejednoznaczność prezentowanej historii zapowiada już pierwsze ujęcie, w którym obserwujemy wyskakującą z okna wiedeńskiej kamienicy kobietę. Gdy jednak kamera panoramuje w dół, aby ukazać chodnik u stóp budynku, widzimy jedynie tętniącą życiem ulicę i ani śladu ciała samobójczyni. To pierwszy znak, że w tym filmie logika nie na wiele się zda, a przedstawione zdarzenia zostaną podane w wątpliwość.

Jedyne, czego możemy być względnie pewni na płaszczyźnie fabularnej, to punkt wyjścia całej opowieści. Jest nim wyjazd pary zamożnych mieszczan na kilkutygodniowy wypoczynek do położonej na odludziu alpejskiej chaty (niezupełnie jednak wolny od pracy – Anna chce zacząć pisać swoją nową powieść, zaś Nick będzie przemierzał okolicę w poszukiwaniu lokalnych przepisów kulinarnych). Mieszkanie zostawiają pod opieką Mischy, która ma sprzątać i karmić ulubione rybki.

Tak zarysowana sytuacja staje się zaczynem skomplikowanej metafabularnej gry, która każe sytuować Zwierzęta w popularnym od lat 90. nurcie mind-game films. Zglinski zastosował niemal wszystkie najlepsze sztuczki tego typu dzieł, mnożąc warianty narracji niewiarygodnej i zapośredniczenia (kolejne sceny okazują się snami, wspomnieniami, wizjami bądź fikcją literacką), burząc chronologię wydarzeń czy kwestionując spójność logiczną i przestrzenną świata przedstawionego.

W przeciwieństwie jednak do większości reprezentatywnych dzieł nurtu, w których narracja jest wyraźnie przefiltrowana przez szwankujący umysł centralnej postaci (trapionej zaburzeniami pamięci, chorobą psychiczną, używkami lub po prostu obdarzoną zbyt wybujałą wyobraźnią), w Zwierzętach nie sposób nawet ustalić, który z bohaterów ogniskuje opowiadanie. Każda z trzech głównych postaci może być kluczem do skomplikowanego świata przedstawionego, ale zawsze gdy już się wydaje, że wiemy, z czyim punktem widzenia mamy do czynienia, następuje umiejętna wolta, która obala krystalizujące się hipotezy. W odróżnieniu od choćby Szóstego zmysłu (1999, M.N. Shyamalan), Podziemnego kręgu (1999, D. Fincher) czy Memento (2000, Ch. Nolan), Zwierząt nie wieńczy też efektowny final plot twist – puenta, która ujawnia narracyjny sens dzieła i obnaża rządzące nim mechanizmy fikcji.

Jeśli film ten ma stanowić zestaw puzzli, to taki, w którym ewidentnie brakuje kilku elementów. Efektem nie jest jednak odbiorcze zagubienie, lecz przyjemność płynąca z bycia nieustannie zwodzonym i zaskakiwanym (a często także trzymanym w napięciu lub rozbawianym, gdyż Zglinski równie umiejętnie wplata do filmu konwencje thrillera psychologicznego, co czarnej komedii).

Reżyser sam przyznaje, że nie rozumie swojego filmu, a w tym akurat wypadku nie jest to jedynie kokieteria kogoś, kto buduje wokół siebie aurę twórcy-intuicjonisty. Zrealizował on bowiem cudzy scenariusz, nie mogąc nawet skonsultować się z jego autorem, nieżyjącym od kilku lat Jörgiem Kaltem. Zglinski zapoznał się z jego pomysłem już w 2007 roku, kiedy recenzował go jako jeden z członków przyznającej dofinansowania komisji filmowej. Niezrozumiały skrypt zapadł mu w pamięć, więc na wieść o przedwczesnej śmierci autora postanowił sfilmować go jako zaintrygowany, ale niewtajemniczony czytelnik (jak sam twierdzi, musiał go jedynie nieco uprościć i dodać psychologicznej głębi – stąd jego nazwisko jako współautora w napisach).

Dowodem złożoności materiału są także trudności, jakie spotkały Zglinskiego na etapie postprodukcji. Okazało się, że zgodna ze scenariuszem wersja montażowa była zbyt niezrozumiała. Tak zaczęły się żmudne poszukiwania optymalnej kompozycji dzieła. W ich toku powstało aż 28 różnych wersji filmu, w których wypróbowano wszelkie możliwe warianty (włącznie z zakładającym całkowicie odwrócony porządek scen). Ostateczny układ, uznany przez twórców za najbardziej harmonijny, z pewnością będzie stanowił ucztę dla widzów lubujących się w filmowych „mózgotrzepach”, którzy w ostatnich latach mogli zwątpić w żywotność tego quasi-gatunku. Zwierzęta udowadniają, że pogłoski o jego agonii były mocno przesadzone.

 

Zwierzęta
Tiere
Austria, Szwajcaria, Polska 2017, 95’
reż. Greg Zglinski, scen. Jörg Kalt, Greg Zglinski, zdj. Piotr Jaxa, muz. Bartosz Chajdecki, prod. Tell Film, Opus Film, COOP99, wyst.: Birgit Minichmayr, Philipp Hochmair, Mona Petri, Mehdi Nebbou

Komentuj