Liberté

"Liberté", najnowszy film Alberta Serry, tworzy wraz z "Historią mojej śmierci" (2013) i "Śmiercią Ludwika XIV" (2016) nieformalną trylogię, której wspólnym mianownikiem jest wiek XVIII, przywoływany i fetyszyzowany przez Katalończyka na różne sposoby. Serra to bodaj najciekawszy dziś europejski reżyser, który – kontynuując niejako analogiczne poszukiwania Roberta Rosselliniego z późnego etapu jego kariery – proponuje widzom własną wizję kina historycznego, a ściślej: autorską próbę wizualizowania przeszłości. Łączy zaufaną obsadę złożoną z nieprofesjonalnych aktorów z tuzami kina (jak Jean-Pierre Léaud i Helmut Berger); minimalistyczną scenografię z wielką dbałością o kostiumy i makijaż; powolną rejestrację z urodziwymi obrazami wskrzeszanej przeszłości.

Liberté, dwugodzinną obserwację rozpierzchniętych po lesie libertynów, którzy od zmierzchu do świtu bawią się w miłosne podchody, wypatrując potencjalnych wspólników w sadomasochistycznej rozkoszy, poprzedziła inscenizacja tego samego materiału na scenie. Spektakl Liberté miał premierę w 2018 roku w berlińskiej Volksbühne; film Serry rok później na festiwalu w Cannes.

Choć teatralny rodowód projektu wskazuje na szerokie zainteresowania artystyczne reżysera i jego potrzebę sprawdzenia się na różnych polach, to w niewielkim stopniu wpływa na odbiór kinowego dzieła.

Inscenizacja tego ostatniego jest bowiem, pomimo zachowania jedności czasu, miejsca i akcji, głęboko filmowa: brawurowo balansuje między planami ogólnymi, w których widzimy szeroką panoramę lasu i przyczajone w niej postaci, a lubieżnymi zbliżeniami języków oraz intymnych części ludzkiego ciała.

Serra szczególną uwagę poświęcił oświetleniu: gasnącemu stopniowo wraz z zachodem słońca, kreującemu gwałtowny żywioł w scenie burzy, rozjaśniającemu mroczne zakątki między drzewami wraz z pierwszymi promieniami poranka. Sporadyczne tylko użycie dialogu (głównie w funkcji komicznej, kiedy to libertyni prześcigają się w wyuzdanych opisach kolejnych tortur i pieszczot) oraz rezygnacja z muzyki tworzą z filmu alegorię polowania: na kolejną porcję uciechy, na półnagie ciała, a także na okazję, żeby zrzucić z siebie ograniczenia nakładane przez społeczeństwo.

Orgia w Liberté nie prowadzi jednak do upajającego szaleństwa, które znamy z Climaxu (2018) Gaspara Noé; bliżej jej do aseptycznych kopulacji w maskach z Oczu szeroko zamkniętych (1999) Stanleya Kubricka.

Cały proces ukazany jest jako monotonny rytuał, w którym transgresja okazuje się skrupulatnie zaplanowana i w którym pozostaje niewiele miejsca na spontaniczne działania.

Nieśpieszne tempo odbiera całości ekstatyczny charakter, akty seksualne są rozproszone i raczej żałosne niż fascynujące. Bohaterowie to starsi mężczyźni i młode kobiety (choć wiele stosunków ma charakter homoseksualny), którym pomagają niżsi stanem służący, cierpliwie asystujący przy technicznych aspektach orgii.

Nad filmem unosi się klimat impotencji i zblazowania – tak dojmującego znudzenia życiem wyższych sfer, że nawet najbardziej wymyślne akty biczowania, urofilii i masturbacji nie są w stanie wyrwać zgnuśniałych ciał z marazmu. Serra podsuwa raz obrazy podniecające, kiedy indziej obrzydliwe i ukazujące okaleczanie ciała. Liberté może ponadto odsyłać do Luchina Viscontiego – wszak to właśnie występujący w filmie Helmut Berger grał u włoskiego reżysera między innymi Ludwika II, innego dziwaka ze starej, monarchicznej Europy (Ludwik, 1973). Właściwie każdy swój film Serra osadza luźno w kontekście europejskiego lub judeochrześcijańskiego mitu: Jezusa z Nazaretu, Don Kichota, Casanovy, Króla Słońce. W Liberté reżyser traktuje libertyńską spuściznę z podobną nonszalancją, doprowadzając do efektu obcości, który wydaje się kwintesencją jego kina. Ze względu na ów efekt odczytywanie dzieła Serry jako metafory współczesnej Europy wydaje się drogą na skróty i pomija to, co najistotniejsze w jego artystycznej strategii. Pokazując dziwaczne zachowania ludzi, którzy wyglądają i mówią zupełnie inaczej niż my, Katalończyk buduje antropologiczny dystans między dniem dzisiejszym a przeszłością, nie pozwalając, by machina spektaklu zagarnęła odległą epokę i przetłumaczyła ją na współczesne kategorie. Podobnie jak umierający Ludwik XIV, libertyni są nam pod wieloma względami absolutnie obcy – a przez to idealnie nadają się do podglądania z kinowego lub teatralnego fotela.

 

Liberté

Francja, Hiszpania, Portugalia 2019, 132’

reż. i scen. Albert Serra, zdj. Artur Tort, prod. Andergraun Films, Idéale Audience, Rosa Filmes, wyst. Helmut Berger, Francesc Daranas, Catalin Jugravu, Theodora Marcadé, Safira Robens, Lluís Serrat

Komentuj