Kraina wielkiego nieba

Lato 1960 roku. Powoli dobiega końca epoka republikańskich rządów Dwighta Eisenhowera, która dla Amerykanów była czasem najbardziej stabilnej sytuacji ekonomicznej od lat. Rozwojowi gospodarczemu towarzyszy wyż demograficzny i moda na małą stabilizację: wczesne małżeństwo, gromadkę dzieci i domek z ogródkiem, niewyróżniający się w sąsiedztwie. Socjolodzy później nazwą ten czas okresem baby boomu, konsumpcjonizmu i konformizmu, gdy o problemach rodzinnych i prywatnych błędach nie mówiło się głośno, a wszelkie odstępstwa od tak zwanej normy nie były mile widziane.

 

Przełom lat 50. i 60. to zarazem ostatnie chwile amerykańskiej „niewinności”, która wkrótce zostanie utracona pod naporem politycznych przełomów i obyczajowych zmian.

Właśnie o takiej Ameryce opowiada w swoim reżyserskim debiucie Paul Dano, biorąc na warsztat powieść Richarda Forda – laureata Pulitzera, piszącego w stylu brudnego realizmu, zestawianego z literaturą Raymonda Carvera czy Tobiasa Wolffa. Historia rozgrywa się w Montanie, wśród krajobrazów sennego miasteczka Great Falls. „Czuję, że powinnam się obudzić. Tylko nie wiem z czego i nie wiem, co robić dalej” – mówi w jednej ze scen bohaterka filmu, Jeanette (Carey Mulligan). Podobnie jak wiele kobiet w jej czasach – uzależniona od męskich decyzji i skrycie pragnąca emancypacji. Jej niepewność i bezradność doskonale oddają też ducha jej epoki. Czasu bezruchu i zarazem niepokoju. Dziwnego oczekiwania, w którym tkwiła powojenna Ameryka, żyjąca swoimi snami.

Akcja Krainy wielkiego nieba rozgrywa się w ciągu paru miesięcy 1960 i 1961 roku, gdy Amerykanie zdążyli wybrać na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, w Hawanie Fidel Castro ogłosił, że „Cuba Libre” jest socjalistyczna, a Jurij Gagarin został pierwszym człowiekiem w przestrzeni kosmicznej. W tym samym czasie w życiu Jeanette zdarzyło się jeszcze więcej: jej świat zdążył kilka razy wywrócić się do góry nogami i pogrążyć w chaosie.

Wszystko zaczęło się od kolejnej przeprowadzki. Gdy z mężem Jerrym (Jake Gyllenhaal) i 14-letnim synem Joe (Ed Oxenbould) bohaterka osiedla się w Great Falls, są to już dla nich kolejne przenosiny z rzędu. Zagubiony Jerry ma problemy z utrzymaniem pracy na dłużej i w poszukiwaniu nowych możliwości przeprowadza się z rodziną z jednego miejsca w drugie. Przez chwilę wydaje się, że wszystko się ułoży – mężczyzna znajduje zatrudnienie w lokalnym klubie golfowym, jednak szybko znów traci posadę. Nie jest w stanie pogodzić się ze świadomością, że to żona będzie pracować, a on siedzieć w domu. Sfrustrowany swoją sytuacją postanawia przyłączyć się do akcji gaszenia pożarów lasów, co oznacza, że na co najmniej kilka miesięcy zniknie z domu. Jeanette czuje się porzucona i zdradzona, w jednej z kłótni wykrzykuje: „Co za mężczyzna zostawia żonę samą z dzieckiem w takim miejscu?”. Później przyjdzie też kolej na innego rodzaju zdradę i nieuchronne przełomy.

Ta historia rodzinnego kryzysu w zmieniającej się Ameryce została (za literackim oryginałem) opowiedziana z perspektywy Joego, który rozumie znacznie więcej, niż jego rodzice sądzą, i który zostaje pozostawiony sam sobie. Wrażliwy nastolatek wydaje się bezstronnym obserwatorem świata dorosłych, co buduje obiektywizującą narrację i pozbawia opowieść moralnej oceny. Jest zarazem obserwatorem bardzo wnikliwym, instynktownie rejestrującym sztuczne gesty i fałszywe tony.

Kamera podąża za wzrokiem młodego bohatera, zręcznie wyłapując napięcie między partnerami, rosnące poczucie zawodu i proces oddalania się od siebie.

Gyllenhaal fenomenalnie wcielił się w postać zagubionego mężczyzny, zmagającego się z kryzysem męskości. Próbującego gonić za amerykańskim snem i szukającego dla siebie miejsca w systemie, który za każdym razem go „wypluwa”. Z kolei Mulligan stworzyła jedną z najbardziej niejednoznacznych figur kobiecych w kinie ostatnich lat. Niedojrzałą i zarazem próbującą zawalczyć o siebie. Duszącą się w narzuconej roli społecznej i usiłującą przeżyć życie na nowo, czując, że w tym, które ma, coś zostało przegapione.

To właśnie dzięki ambiwalentnej konstrukcji jej postaci film Dano zyskuje na oryginalności, a sama historia ma bardziej gorzki smak.

Spojrzenia, mimika i głos obu bohaterów, zarówno Jeanette, jak i jej męża, odbijają cichą rozpacz, którą z trudem udaje im się kamuflować. Oddają też znakomicie rozpad ich relacji, a zarazem rozpad złudzeń na temat samych siebie. Wydaje się, że w pewnym momencie oboje stracili kontrolę nad swoim życiem. I przeoczyli moment, w którym ich „kraina wielkiego nieba” zaczęła zmieniać się w pogorzelisko.

 

Kraina wielkiego nieba
Wildlife
USA 2018, 104’
reż. Paul Dano, scen. Paul Dano, Zoe Kazan, zdj. Diego García, muz. David Lang, prod. June Pictures, Nine Stories Productions, Sight Unseen Pictures, wyst. Carey Mulligan, Jake Gyllenhaal, Ed Oxenbould, Bill Camp

Komentuj