Człowiek bez Europy. „Po tamtej stronie”

"Po tamtej stronie" to dzieło uporczywie aktualne. Pod płaszczykiem stylizowanej komedii przemyca optymistyczną wizję solidarnej Europy – pocieszającą fantazję o ludziach, którzy są w stanie sprostać własnym ideałom.

Europa nie zasłużyła na Akiego Kaurismäkiego. Fiński reżyser to najwybitniejszy współczesny rzecznik zwyczajnych ludzi, kontynuator tradycji Jeana Renoira, Charliego Chaplina i – w nieoczywisty sposób – włoskich neorealistów. Kaurismäki od ponad trzydziestu lat konsekwentnie rozwija przy tym własną poetykę kina. Jest ona tak prosta i wyrafinowana jednocześnie, że łatwo pomylić ją ze spontanicznym stylem, a snute przez niego opowieści uznać za odpowiednik knajpianych anegdot. Jednak przynajmniej od Człowieka z Hawru (2011), choć na dobrą sprawę chyba od samego początku, czyli Cieni w raju (1986), Kaurismäki z zaskakującą precyzją i lekkością przygląda się europejskiemu społeczeństwu, a konkretnie jego wycinkowi, który interesuje go najbardziej, czyli miejskim klasom niższym. Po tamtej stronie, zbierające wątki przewijające się w poprzednich filmach Fina, to dzieło uporczywie aktualne. Pod płaszczykiem stylizowanej komedii przemyca optymistyczną wizję solidarnej Europy – pocieszającą fantazję o ludziach, którzy są w stanie sprostać własnym ideałom.

Kilkanaście pełnometrażowych fabuł Kaurismäkiego układa się w kinowy odpowiednik państwa opiekuńczego. W tym ekscentrycznym „kinie wzajemnej troski” – osadzonym najczęściej w Finlandii, która w opowieściach reżysera wygląda na zdezelowaną i nieprzyjemną – pomoc dla bohaterów przychodzi nie ze strony instytucji, ale zwykłych obywateli – braci i sióstr w niedoli, innych wyrzutków, życiowych pechowców lub oszukiwanych ludzi pracy.

W Cieniach w raju i Arielu (1988), dwóch pierwszych częściach tzw. „trylogii proletariackiej”, państwo reprezentują niemal wyłącznie policjanci i pracownicy więzień. Wsparcie pojawia się oddolnie, niemal organicznie kiełkując między mężczyznami, którzy nie mają nic do stracenia, ale też niezbyt wiele do zyskania. Stałym bohaterem Kaurismäkiego jest również, by posłużyć się tytułem nominowanego do Oscara filmu, „człowiek bez przeszłości”: żyjący, owszem, „do pierwszego”, ale nigdy nie rozpamiętujący dawnych czasów.

W Po tamtej stronie amputacja wspomnień przybiera charakter wyższej konieczności: Wikström (Sakari Kuosmanen) opuszcza żonę, z którą nie łączy go już żadna emocjonalna więź, by zacząć życie od nowa jako kierownik zakupionej przez siebie, trzeciorzędnej restauracji. Khaled (Sherwan Haji) w pierwszej scenie filmu wydobywa się z hałdy węgla w porcie i umorusany wyrusza na pierwszy spacer po Helsinkach. Ten – jak się okaże – uchodźca z Aleppo to w pewnym sensie człowiek znikąd. Wyłania się z ciemności, jakby dopiero co wyskoczył z dziury prowadzącej do innej czasoprzestrzeni. Kaurismäki od dawna gustuje w dyskretnym surrealizmie, wprowadzając do wiarygodnie przedstawionego świata nutę umowności. W Po tamtej stronie wątki Wikströma i Khaleda prowadzone są równolegle, aż do momentu, gdy dwie strony spotkają się, dadzą sobie po zębach, a Fin zaprosi Syryjczyka do pracy w swojej restauracji.

Khaled jest, oczywiście, starszym wcieleniem afrykańskiego chłopca-imigranta z Człowieka z Hawru, który wedle zapowiedzi reżysera był pierwszym ogniwem jego trylogii o miastach portowych (na część trzecią jeszcze musimy poczekać). Choć ten geopolityczny ciężar stanowi pewne novum w dorobku Kaurismäkiego, to niemal zawsze opowiadał on o ludziach żyjących w ciągłym ruchu. O ile po upadku Związku Radzieckiego o klasie pracującej w Polsce zwykło się mówić jako o pogrążonych w inercji przedstawicielach homo sovieticus , o tyle w filmach fińskiego mistrza ludzie z nizin bez przerwy pracują lub szukają pracy, wyrabiając czasem 200% normy (bohaterka „Ariela” to jednocześnie strażniczka miejska, rzeźniczka i strażniczka nocna w banku). Ubodzy nie mogą sobie pozwolić na to, by stać w miejscu, nawet jeśli reprezentują paryską bohemę (Życie cyganerii [1992]). Po tamtej stronie przedstawia etykę pracy jako podstawową płaszczyznę międzyludzkiej solidarności; punkt, w którym mogą spotkać się ze sobą właściciel speluny, Syryjczyk zatrudniający się u niego jako sprzątacz, kucharz pozbawiony talentu i warsztatu, kelnerka samotnie wychowująca dzieci oraz kopcący na potęgę kelner o wyglądzie drobnego rzezimieszka.

Kaurismäki, piewca mobilności ludu pracującego, wyposażający bohatera Ariela w pozytywkę grającą „Międzynarodówkę”, jest także nostalgikiem mieszającym przeszłość z teraźniejszością. Restauracja z Po tamtej stronie to bar-speluna, jakich wiele znajdziemy w jego filmach: niby-miejsce, zrodzone raczej z eklektycznych wyobrażeń niż coś, co mogłoby uchodzić za rzeczywisty lokal. Prawdziwa knajpka-koszmarek z przaśnym wystrojem, który zdecydowanie pochodzi „z poprzedniej epoki”. Nie sposób jednak tej epoki zdefiniować, ponieważ kino Kaurismäkiego  rozgrywa się w bezczasie, na przecięciu staroświeckości i nowoczesności (co charakterystyczne, w jednej ze scen Khaled rozmawia z urzędnikami, którzy korzystają jednocześnie z komputera i maszyny do pisania, jakby były to dwa równorzędne narzędzia). Po tamtej stronie doprowadza tę poetykę pastiszu do perfekcji. Jeśli główni bohaterowie znajdują się w środku wielkiej zmiany, którą sami dla siebie aranżują, to obciachowe, acz przytulne przestrzenie filmu kuszą iluzją niezmienności – mimo że w pewnym momencie Wikström próbuje wstrzelić się w modę i na chwilę zamienia swoją restaurację w nieudolną imitację baru z sushi

Historia Khaleda i sprzyjających mu Europejczyków nie przypomina żadnej dotychczasowej narracji o aktualnym kryzysie uchodźczym. Syryjczyk występuje na komisariacie o azyl, ale go nie otrzymuje, bowiem Aleppo zostaje uznane przez wyższych rangą urzędników za miejsce stosunkowo bezpieczne. Grozi mu deportacja, ale w cudowny sposób umyka władzom, by prawdziwy azyl znaleźć w przybytku Wikströma. Zwięzła, pełna wizualnych skrótów narracja, lakoniczne dialogi, płaska inscenizacja (kamera często umiejscowiona jest frontem do postaci, podobnie jak w równie wystylizowanych filmach Roya Anderssona) oraz celowo pozbawiona wyrazu, komiczna gra aktorska – wszystkie najważniejsze cechy stylu Kaurismäkiego – splatają się w Po tamtej stronie w najpełniejszy artystycznie głos w debacie o otwieraniu i zmykaniu wrót Europy. Co jednak w istocie daje nam reżyser i czego oczekuje w zamian?

Słodko-gorzki optymizm Kaurismäkiego to sprawa podejrzana. Świat rozpada się przecież na naszych oczach, polityczna apokalipsa jest tuż za horyzontem, a zmierzch demokracji to prawie pewnik.

Reżyser nic sobie jednak nie robi z tych medialnych komunałów, nie interesuje go też tak naprawdę autentyczne doświadczenie migrantów. . Kino twórcy Po tamtej stronie od zawsze czerpie swoją siłę z wprawiania w ruch kliszowych postaci, obdarzania ich unikalną osobowością, od śmieciarzy z Cieniów w raju, po podstarzałego pucybuta z Człowieka z Hawru. W spojrzeniu reżysera na proletariat (oraz prekariuszy i współczesnych bezpaństwowych homo sacer pokroju Khaleda) nigdy nie było paternalistycznej wyższości. Często natomiast malował on ich życie w romantycznych barwach, wcielając się po trosze w rolę ludowego poety.

Także w swoim najnowszym filmie Kaurismäki ożywia proste figury, które dzięki reżyserskiemu i aktorskiemu ciepłu przeistaczają się w bohaterów wielowymiarowej baśni społecznej. W jednej ze scen Życia cyganerii niepublikujący dramatopisarz, na prośbę kelnera, przekazuje mu manuskrypt swojej składającej się z dwudziestu jeden aktów sztuki (!), ciesząc się, że oceni ją zwykły człowiek. U Kaurismäkiego można dostrzec podobne ciągoty, które czynią z niego szlachetnego populistę (jeśli to słowo nadaje się jeszcze do użycia w takim kontekście). W jego ojczyźnie nacjonalistyczni Prawdziwi Finowie zdobywają rząd dusz, ale on kręci historię o przekraczającym narodowe i rasowe bariery braterstwie „zwyczajnych ludzi”.

Po tamtej stronie działa więc z jednej strony jak lek na nasze bolączki; znieczulenie pozwalające zapomnieć na chwilę o tym, że europejskie ideały znowu nie wytrzymują starcia z zasadą rzeczywistości. Z drugiej strony, jak wszystkie baśnie, tak i ta ma swoją mroczną stronę.

Kiedy po seansie dochodzi do nas, że Po tamtej stronie zaczarowuje raczej współczesność, aniżeli ją odzwierciedla; pokazuje jak być powinno, a nie jak jest – może to nas zawstydzić i wpędzić w kompleksy. W finałowej scenie Ariela, gdy po udanej ucieczce bohaterowie odpływają w dal, słyszymy w tle fińską wersję piosenki „Over the Rainbow”, wykonywanej w Czarnoksiężniku z Oz (1939, V. Fleming) przez Judy Garland. Trzydzieści lat później Kaurismäki pokazuje, co znajduje się po tej drugiej stronie, „za tęczą” – przypominając również, jak trudno do takiego miejsca dotrzeć i jak łatwo je utracić.

 

Po tamtej stronie
Toivon tuolla puolen
Finlandia, Niemcy, 2017, 98′
reż. i scen. Aki Kaurismäki, zdj. Timo Salminen, prod. Sputnik, wyst.: Sherwan Haji, Sakari Kuosmanen, Janne Hyytiäinen, Kati Outinen, Tommi Korpela, Nuppu Koivu.

 

Berlin: Srebrny Niedźwiedź dla najlepszego reżysera

Komentuj