„Aquarius”. Serce Amazonki

Aquarius urasta do rangi pieśni o amazonce, która nie chciała się poddać i broniła swojego miejsca na ziemi. To także subtelny manifest oddający głos osobom z pozoru niepotrzebnym i rzeczom niby nieprzydatnym.

Oczy Klebera Mendonçy Filho niezmiennie zwrócone są w kierunku małej ojczyzny ­­– brazylijskiego miasta Recife. Wsłuchując się w jego osobliwy tembr, reżyser opowiada o rozmaitych aspektach współczesnej tożsamości rodaków, której jednym z filarów jest (a raczej powinno być) poczucie wspólnoty i solidarności w najbliższym otoczeniu. W jego filmach przestrzeń i związana z nią pamięć stanowią punkt wyjścia do zobrazowania postępującej atrofii komunikacji międzyludzkiej w nowoczesnej, osiedlowej dżungli: od frontu unitarnej, a mozaikowej w środku.

Ekranowy portret stolicy stanu Pernambuco – daleki od bezrefleksyjnej kontemplacji miejskiej poezji – zachowując swój lokalny koloryt, staje się uniwersalnym zwierciadłem odbijającym społeczne przemiany i niepokoje pełnego kontrastów świata.

Akcję najnowszego dzieła Mendonçy Filho, Aquariusa, ponownie osadzono w Recife, jednakże znaną z Sąsiedzkich dźwięków (jego pełnometrażowego debiutu fabularnego)  polifonię i feerię postaci zastępuje tu monolitowy portret protagonistki. Clara, wykształcona i zamożna sześćdziesięciokilkuletnia wdowa, jest ostatnią rezydentką tytułowego apartamentowca, którego inni lokatorzy – skuszeni ofertą dewelopera – zdecydowali się na wyprowadzkę. W miejscu starego budynku ma stanąć nowoczesny wieżowiec, zaś zdeterminowani przedsiębiorcy, nie przyjmując do wiadomości stanowiska Clary, postanawiają, że starsza pani musi zniknąć. „Wariatka z Aquariusa”, jak określają ją ekssąsiedzi, podejmuje jednak walkę z korporacyjnym Goliatem, w której stawką jest coś więcej niż tylko lokal. Dla doświadczonej przez życie Brazylijki mieszkanie, odziedziczone po ukochanej ciotce, to sanktuarium pamięci, fundament tożsamości oraz prywatny azyl, w którym pokonała nowotwór, wychowała dzieci i przeżyła wspaniałe małżeństwo. To dla niej dom – w najgłębszym rozumieniu tego słowa.

Reżyser stale przeplata ze sobą dwa główne motywy: pełen empatii obraz dojrzałej kobiecości oraz osobliwe home invasion, naruszające dotychczasowy komfort życia bohaterki. Na obu tych frontach protagonistka odznacza się jednak nieprzejednaniem i siłą ducha. Upostaciowiona przez Sonię Bragę, legendę brazylijskiej telewizji i jedną z największych gwiazd tamtejszego kina (dającą brawurowy popis aktorski), choć wciąż krzepka, wysportowana i pełna wdzięku, mierzy się z podwójnym wykluczeniem. O ile jej starzejący się organizm bez problemu pokonuje bariery wiekowe, a bohaterka prowadzi bogate życie towarzyskie, o tyle naznaczone bliznami po mastektomii ciało ogranicza jej kontakty seksualne. Odrzucana przez mężczyzn, nie bez konfuzji decyduje się na usługi młodego żigolo. Mendonça Filho z subtelnością przełamuje kulturowe tabu, ilustrując intymne życie niemłodej wdowy, współcześnie – jeśli w ogóle pojawiające się na ekranie – najczęściej ubierane w komediowe szaty. Podczas gdy kamera niemal nieustannie podąża za wyzwoloną bohaterką, obserwujemy ją w rozmaitych rolach: pisarki, przyjaciółki, matki, babki, kochanki, a nade wszystko wojowniczki, która długo i solidnie wznosiła filary swojego życia, teraz zaś pragnie przeżyć jesień doczesnej wędrówki na własnych zasadach.

Nie mogąc polubownie skłonić Clary do wyprowadzki, zuchwały deweloper (postać nakreślona niestety zbyt grubą kreską) postanawia zatruć jej życie, odbierając to, co ma najcenniejszego: komfort i poczucie bezpieczeństwa. Młody przedsiębiorca posuwa się jednak za daleko, próbując zniszczyć tytułowy budynek, gdyż dla gospodyni ingerencja w tkankę domu to symboliczny nawrót pokonanej przed laty choroby nowotworowej.

W filmie Brazylijczyka kobiece ciało i zabytkowy apartament stają się jednym i razem muszą pokonać toczącą organizm chorobę.

Metafora domu jako części nas samych w obliczu zagrożenia korporacyjną inwazją może wydawać się nieco płytka. Łącząc ją z pełnym niuansów portretem kobiety z przeszłością, skutecznie – choć nie bezboleśnie – odpierającej kolejne ciosy ageizmu i seksizmu, Aquarius urasta jednak do rangi pieśni o amazonce, która nie chciała się poddać i broniła swojego miejsca na ziemi. To także subtelny manifest oddający głos osobom z pozoru niepotrzebnym i rzeczom niby nieprzydatnym. Obierając Clarę za medium, być może nieco po staroświecku, Mendonça Filho przypomina o ocalającej sile wspomnień zaklętych w przedmiotach i miejscach, o rudymentach indywidualnej pamięci będącej podstawowym ogniwem zbiorowej tożsamości.

Aquarius
Brazylia, Francja 2016, 146’reż. i scen. Kleber Mendonça Filho, zdj. Fabricio Tadeu, Pedro Sotero, prod. CinemaScópio Produções, SBS Productions, wyst. Sonia Braga, Humberto Carrão, Maeve Jinkings, Zoraide Coleto

Komentuj