Zabij to i wyjedź z tego miasta

Wiele się zmieniło od dnia, w którym narodził się pomysł tego filmu. Pierwotne założenie było proste – krótka animacja, trwająca od kilku do kilkunastu minut. Z czasem jednak wszystko uległo daleko idącym przeobrażeniom, na horyzoncie pojawiły się nowe postaci, motywy i tematy. W rezultacie Mariusz Wilczyński, światowej sławy artysta z obszernym dorobkiem, zaliczany do najwybitniejszych współczesnych twórców animacji artystycznej, jedną czwartą swojego życia poświęcił pracy nad pełnometrażowym debiutem. Dokładnie 14 lat minęło od pierwszej do ostatniej narysowanej przez niego kreski filmu, którym chciał domknąć ważny etap w życiu osobistym.

„W krótkim czasie odeszli ważni dla mnie ludzie. Nie zdążyłem się z nimi pożegnać, robię to swoją animacją” – mówił Wilczyński przed pokazem na tegorocznym Berlinale, wyznając, że filmem tym pragnął wrócić do niedokończonych, urwanych w pół zdania rozmów z bliskimi, na które zabrakło mu czasu za ich życia. Ta nieobecność jest tak znacząca, że cały film okazuje się jej podporządkowany. Wilczyński szuka dla niej odpowiedniej formy poprzez pracę pamięci, mentalną wędrówkę w przeszłość. Chcąc wprowadzić widza w świat swoich przeżyć i wspomnień, tworzy coś na kształt wizualnego pamiętnika – swobodnego strumienia świadomości, morza obrazów i scen przefiltrowanych przez „ja” autora.

            Zabij to i wyjedź z tego miasta rozpoczyna się w Łodzi, w sąsiedztwie dworca Łódź Fabryczna, gdzie Wilczyński urodził się i wychował. Na pierwszą warstwę filmu nakłada się szara rzeczywistość czasu przełomu rządów Gomułki i Gierka – obraz markotnego miasta, rzędy kominów i zakopconych ulic rozświetlonych przez bladoniebieski neon Zakładów Przemysłu Odzieżowego im. dr. Próchnika. W ilustracji PRL-owskiego krajobrazu dominują jednak bardzo subiektywne wizje, nieograniczone przez fizyczne bariery, odwołujące się raczej do wymyślonego i zniekształconego obrazu przeszłości, onirycznego i zamglonego, utrzymanego na pograniczu jawy i snu. Świat pamięci przedstawiony przez Wilczyńskiego jest światem płynnym, niestałym, wrażeniowym. Wskutek tego wyjątkowo trudno zrekonstruować samą fabułę filmu – fragmentaryczną, zawikłaną, pełną sprzeczności, gdzie przeplatają się punkty widzenia bohaterów z różnych porządków, fikcyjnych i prawdziwych, między innymi starej, zmęczonej życiem pracownicy szpitalnego prosektorium oraz samego autora, na którego drodze pojawia się kot Behemot z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa.

            Mówiąc o metafizyczności i zagadkowości filmu Wilczyńskiego, nie sposób nie wspomnieć o stanowiących jedno z jej głównych źródeł linii dialogowych zarejestrowanych na długo przed ukończeniem filmu.

Z ekranu przemawiają do nas zmarli w trakcie jego realizacji Gustaw Holoubek, Irena Kwiatkowska, Andrzej Wajda, Tomasz Stańko, a także Tadeusz Nalepa – legendarny lider Breakoutu, a prywatnie mentor i najserdeczniejszy przyjaciel samego reżysera, którego muzyka rozbrzmiewa w niemal każdej scenie. W konsekwencji Zabij to… zyskuje dodatkowy wymiar, wyłaniają się z niego coraz to nowe tropy i interpretacje. Oglądanie go jest jak wywoływanie duchów. Jak próba odwrócenia biegu zdarzeń i odroczenia nieuchronności przemijania.

Chociaż galeria postaci zaludniająca kolejne sekwencje została dobrana z iście surrealistyczną inwencją, to bijącym sercem filmu jest opowieść o chwilach, których Wilczyński nie poświęcił matce, a na których nadrobienie w prawdziwym życiu jest już za późno.

Najbardziej przejmująca, a zarazem chyba najbliższa wiernemu odbiciu rzeczywistości scena to rozgrywająca się w szpitalu reminiscencja ich ostatniej rozmowy.

Drobna staruszka na łożu śmierci z troską wypytuje syna, nad czym pracuje, co u niego słychać, ten zaś odpowiada zdawkowo, niechętnie, zdaje się pochłonięty własnymi myślami. Nie ulega wątpliwości, że autor buduje na ekranie wrażenie pomostu między wyhodowanymi w głowie obrazami przeszłości a teraźniejszością, by skorzystać z szansy danej mu przez animację i naprawić pewne zaniechania. „Nie wierzę w śmierć, oni nie umarli, żyją za to w mojej wyobraźni” – mówi z ekranu sam Wilczyński. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to zdanie – wyrażające nadzieję, iż fikcja i sztuka potrafią, choćby w ograniczonym wymiarze, przybliżać do tych, którzy opuścili nasz świat – mogłoby być mottem jego filmu.

 

Zabij to i wyjedź z tego miasta

Polska 2020, 88’

reż. i scen. Mariusz Wilczyński, muz. Tadeusz Nalepa, prod. Bombonierka Production, Extreme Emotions, wyst. Krystyna Janda, Andrzej Wajda, Marek Kondrat, Daniel Olbrychski

Komentuj