Nollywood. Egzotyczne imperium kina

Filmowa Afryka rzadko dociera do polskich widzów. Tylko nieliczne tytuły docenione na światowych festiwalach trafiają do naszych kin w ramach niszowych przeglądów lub marginalnej dystrybucji studyjnej. Tymczasem kontynent ten wręcz tętni filmowym życiem, zaś w samym jego sercu kryje się jedna z największych kinematografii na świecie, nigeryjska fabryka snów – Nollywood.

 

Przez wiele lat niezwykłym kinem Nigerii zajmowali się głównie antropologowie i kulturoznawcy, zainteresowani nim jako zjawiskiem społecznym, konstytuującym specyficzny sposób uczestnictwa w kulturze oraz lokalne formy estetyczne. Za nimi powoli podążały coraz bardziej systematyczne opracowania filmoznawcze, jednak w szerszej świadomości kino Nigerii zaistniało dopiero po sporządzonym w 2009 roku raporcie UNESCO zatytułowanym International Survey on Feature Film Statistics, który w pełni objawił skalę fenomenu. Według danych UNESCO w 2006 roku w Nigerii powstały 872 filmy, czyniąc ten kraj drugim po Indiach największym producentem na świecie. Dla porównania w Stanach Zjednoczonych w tym samym roku wyprodukowano 485 filmów, zaś w Polsce – 37. Niemal wszystkie to produkcje straight-to-video – tanie, realizowane szybko i w półamatorskich warunkach filmy przeznaczone wyłącznie do sprzedaży na płytach CD i DVD.

Od tej pory rozwijające się we względnym ukryciu zjawisko szybko stało się przedmiotem zainteresowania badaczy. Starając się łapczywie nadrabiać wieloletnie zaległości, sprawili oni, że ochrzczony mianem Nollywood nigeryjski przemysł filmowy stał się w ostatnich latach jedną z najchętniej opisywanych na świecie kinematografii. Od roku 2008 w języku angielskim ukazało się przynajmniej 11 książek poświęconych w większości lub w całości temu tematowi i setki artykułów naukowych. Polska bibliografia przedmiotu tymczasem ogranicza się do kilku zdawkowych, popularnych artykułów.

31_nowe_kino_Nollywood_2

W niniejszym tekście, stanowiącym zaledwie skromny wstęp do ewentualnego opisu kina „Nolly” na polskim gruncie, nacisk został położony na jeden kluczowy aspekt tej kinematografii. Chciałbym mianowicie przedstawić Nollywood nie tyle jako fenomen estetyczny bądź społeczny (choć domaga się ono także tego typu analiz), ile przede wszystkim ekonomiczny. Wydaje się bowiem, że to skupiony na mechanizmach produkcji, dystrybucji i konsumpcji model opisu pozwala najlepiej zaprezentować tego typu masowe, komercyjne zjawiska. I to właśnie niechęć do tego rodzaju badań w polskim filmoznawstwie odpowiada prawdopodobnie za liczne białe plamy na mapie światowego kina, obejmujące całe obszary kultury audiowizualnej. Nollywood stanowi jedną z nich. Co jednak jest tak niezwykłego w tej prowincjonalnej z punktu widzenia globalnego przemysłu filmowego kinematografii, że warto ją zapełnić?

 

Uliczna kinofilia

„Oficjalna” kultura filmowa w Nigerii praktycznie nie istnieje. W liczącym ponad 180 milionów mieszkańców kraju znajdziemy niespełna 100 ekranów kinowych, czyli tyle, co w kilku dużych multipleksach. Dla porównania, w prawie pięciokrotnie mniej ludnej Polsce dysponujemy około 1200 ekranami, zaś w Stanach Zjednoczonych jest ich blisko 40 tysięcy. Nie oznacza to jednak, że Nigeryjczycy nie lubią ruchomych obrazów. Przeciwnie, są oni nałogowymi miłośnikami filmów, choć przeważnie nie oglądają ich w kinie ani w telewizji, nie kupują w eleganckich wydaniach DVD w dużych sklepach z elektroniką, nie streamingują w Internecie.

Nollywoodzkie filmy ogląda się wszędzie – na ulicy, w barach i salonach fryzjerskich, gdzie zawsze stoją jakieś ekrany pokazujące kolejne produkcje „Nolly”, czy nawet w prywatnych „kinach” domowych, składających się z odpowiednio przystosowanego pokoju z dużym telewizorem i odtwarzaczem DVD, gdzie można wejść za symboliczną opłatą nieprzekraczającą zwykle ćwierć dolara.

UNESCO w swoich ostrożnych szacunkach umieściło 4800 takich miejsc, nazywanych szumnie „video theaters”. Najczęściej jednak chałupniczo wypalane płyty po prostu kupuje się w drodze z pracy do domu na pobliskim bazarze (cena waha się pomiędzy 1 a 2,5 dolara w zależności od miejsca i tytułu), takim jak wielkie targowisko Idumota Market w Lagos, i po wieczornym seansie w gronie rodziny oraz przyjaciół zwyczajnie wyrzuca lub oddaje znajomemu, który filmu jeszcze nie widział. Uliczne stoiska i niewielkie sklepiki oferujące setki nowości opatrzonych krzykliwymi kolorowymi okładkami i sensacyjnymi tytułami to zwyczajny widok na ulicach nigeryjskich miast.

Niemożliwe jest oczywiście sporządzenie syntetycznej charakterystyki zjawiska obejmującego tysiące tytułów, ale na najwyższym poziomie ogólności można powiedzieć, że większość nollywoodzkich filmów łączy nieprawdopodobnie naciąganą, opartą w dużej mierze na dialogach fabułę sensacyjno-melodramatyczną z licznymi elementami nadprzyrodzonymi w postaci złych duchów bądź magicznych mocy. Te konwencjonalne, wysoce zestandaryzowane fabuły o zdradzie, pożądaniu i chciwości oraz podążającej za nimi sprawiedliwej karze poddawane są ciągłemu recyklingowi, zapewniającemu stały napływ nowych produkcji, których poziom wykonania zażenowałby większość twórców latynoamerykańskich telenowel.

Aby poczuć tę specyficzną poetykę, wystarczy wpisać hasło „Nollywood” w youtube’ową wyszukiwarkę, która od razu zaproponuje nam wiele fragmentów, trailerów, a nawet całych filmów.

31_nowe_kino_Nollywood_1

 

Do It Yourself

Zamiast jednak analizować same filmy, postaram się przybliżyć sposób, w jaki są one produkowane i dystrybuowane. W latach 70. i 80. w Nigerii, podobnie jak w innych krajach Afryki Subsaharyjskiej, istniał niewielki „tradycyjny” przemysł filmowy, w ramach którego powstawało co roku kilka filmów na taśmie 16 mm lub 35 mm przeznaczonych do dystrybucji kinowej i festiwalowej, większość widzów zadowalała się zaś popularnymi obrazami importowanymi z USA, Indii czy Hongkongu.

Medialny pejzaż Nigerii zmienił się diametralnie w pierwszej połowie lat 90., kiedy to (za przykładem sąsiedniej Ghany) zaczął się rozwijać rynek filmów wideo. Jako początek tego fenomenu najczęściej wskazuje się wyreżyserowany przez Kennetha Nnebue w 1992 roku film Living in Bondage. Kosztujący około 25 tysięcy dolarów obraz był rozpowszechniany wyłącznie na kasetach VHS, osiągając niebywały sukces, mierzony liczbą sprzedanych kopii (szacowaną na milion egzemplarzy) oraz gotowością, z jaką inni pionierzy Nollywood przyjęli zaproponowany przez Nnebue model biznesowy i estetyczny.

Od tej pory skala przedsięwzięcia już tylko rosła, a jej katalizatorem okazały się dalsze przemiany technologiczne.

Nollywood to bowiem przede wszystkim produkt ery cyfrowej – jego sukces był możliwy dzięki dostępowi do tanich, amatorskich kamer, domowego sprzętu do montażu i obróbki materiału oraz płyt CD jako nośnika dystrybucji.

O ile Hollywood, ze względu na centralizację i przemysłowy charakter produkcji czy precyzyjny podział wyspecjalizowanych prac, często porównywano do fabryki audiowizualnych treści, o tyle Nollywood przypomina przednowoczesną manufakturę, w której tysiące rzemieślników wytwarzają swoje rękodzielniczo zrobione filmy. W Nigerii nie istnieją żadne duże wytwórnie ani kontrolujące branżę koncerny medialne – wszystkie produkcje to dzieła przedsiębiorczych amatorów, pracujących przeważnie z minimalną ekipą, przy mikroskopijnym budżecie i na prywatnym sprzęcie. Dokładny scenariusz, próby aktorskie czy postsynchrony uważane są w Nollywood za zbędną ekstrawagancję, zaś cały cykl produkcyjny (od pomysłu do sprzedaży gotowych kopii filmu) rzadko przekracza pięć–sześć tygodni, z czego zdjęcia najczęściej zamykają się w przedziale dwóch–pięciu dni, a postprodukcja nie trwa więcej niż kilka godzin.

201405_Nollywood_126.JPG

Jeszcze ciekawiej prezentują się dane dotyczące finansowej strony przedsięwzięcia. Josef Gugler w książce African Film: Re-Imaginig the Continent podaje, że średni budżet jednej produkcji to w przeliczeniu około 12 tysięcy dolarów, natomiast sprzedają się one przeciętnie w 30–150 tysiącach kopii. Za miejscowe blockbustery uważane są już filmy kosztujące powyżej 30 tysięcy dolarów (czyli mniej więcej tyle, ile kosztowało wyprodukowanie jednej sekundy ostatniej odsłony przygód Kapitana Ameryki). Liczby te mogą się wydawać niewielkie, ale siła Nollywood tkwi w ilości. Association of Nollywood Core Producers (ANCOP) podaje na swojej stronie internetowej, że w 2010 roku w Nigerii powstało 2621 filmów, zaś magazyn „Fortune” szacuje rozmiary branży na ponad 3 miliardy dolarów, co czyni przemysł filmowy czwartym największym sektorem nigeryjskiej gospodarki, zapewniającym pracę przeszło milionowi ludzi.

 

Szara strefa kina

Warto podkreślić, że podawane w tym tekście liczby to zaledwie szacunki, nikt bowiem nie zna prawdziwych rozmiarów Nollywood. Wszystko za sprawą nieoficjalnego charakteru produkcji i dystrybucji, który wymyka się jakimkolwiek prawnym regulacjom i instytucjonalnym pomiarom. Teoretycznie twórcy są zobowiązani zgłaszać swoje filmy do Nigerian National Film and Video Censors Board, która zatwierdza tytuły nadające się do rozpowszechniania (a odsiewa te zawierające takie „odpychające” tematy, jak homoseksualizm, handel ludźmi czy zabójstwa rytualne), w praktyce jednak wiele filmów nigdy nie zostaje przedłożonych do oceny.

W książce o nieformalnych obiegach filmu Ramon Lobato zalicza Nollywood do „szarej strefy” kina, sytuując je bliżej filmowego piractwa i amatorskich działań oddolnych niż profesjonalnych kinematografii (R. Lobato, Shadow Economies of Cinema: Mapping Informal Film Distribution, London 2012, s. 55–67). Firmy dystrybucyjne, które w USA i krajach imitujących amerykański model biznesowy są często najważniejszymi graczami na medialnym rynku, w Nigerii postrzega się jako zbędne pośrednictwo. Producenci sami (lub pod szyldem własnej firmy dystrybucyjnej) kontaktują się z poszczególnymi hurtownikami, ci zaś na własną rękę rozwijają siatkę punktów, do których rozsyłają płyty.

31_nowe_kino_Nollywood_4b

Funkcjonowanie tej drabinki opiera się przede wszystkim na wzajemnym zaufaniu oraz uściskach dłoni zastępujących formalne umowy. Gwarantem funkcjonowania tego systemu jest rozdrobnienie rynku, skutkujące bardzo silną konkurencją między producentami oraz  potrzebującymi stałego dopływu towarów sprzedawcami. Jej efektem są niskie marże, które sprawiają, że nie opłaca się oszukiwać swoich kontrahentów, zaniżając wyniki sprzedaży lub podrabiając płyty i ryzykując przy tym zerwanie współpracy. System ten jest oczywiście bardzo nieszczelny i zyski wyciekają na każdym etapie, a jego stałym, wbudowanym w cały proces elementem jest także piractwo, ale wciąż dostatecznie duża część przychodów trafia do producenta, który może na bieżąco kontynuować swoją działalność.

Model ten wyewoluował zresztą z pirackiej sieci dystrybucji kopiowanych filmów hollywoodzkich i bollywoodzkich, kiedy niektórzy jej uczestnicy postanowili produkować własne treści.

Do dziś legalne i nielegalne materiały przenikają się ze sobą na każdym kroku i często dzielą miejsce na sklepowych półkach.

W rezultacie cały obieg znajduje się poza prawną jurysdykcją, omijając także podatki, których niewydolny system fiskalny nie jest w stanie wyegzekwować, natomiast głównym beneficjentem całkowicie zderegulowanego rynku są konsumenci, którzy mogą cieszyć się niezwykle szerokim wyborem audiowizualnych produktów w niewielkiej cenie.

Skutkiem ubocznym pozainstytucjonalnego funkcjonowania Nollywood jest granicząca z niemożliwością trudność systematycznego opisu tego zjawiska. Nie istnieje żadna rozbudowana baza ani tym bardziej archiwum nigeryjskich filmów. Największa internetowa baza danych na temat kina – portal IMDb.com – wylicza zaledwie 225 nigeryjskich filmów w ogóle, czyli mniej niż w rzeczywistości powstaje w tym kraju co dwa miesiące. Często nie znają ich również sami widzowie – mało kto wraca do poszczególnych dzieł, kolekcjonuje je lub choćby zapamiętuje nazwiska aktorów i tytuły filmów. Repertuar filmowych stoisk zmienia się nieustannie, gdy starsze tytuły zmywane są przez falę nowych produkcji, napływających w tempie nawet kilkudziesięciu tygodniowo. Wywiady z twórcami ujawniają, że oni sami nie posiadają kopii swoich starszych dzieł, a niejednokrotnie nawet zapominają, ile ich nakręcili. Konsekwencją tej programowej „jednorazowości” nollywoodzkich produktów jest brak jakiegokolwiek kanonu (choć pewne filmy mają pozycję kultowych, a w krytycznofilmowych kręgach pojawiają się nawet próby lansowania wybranych „autorów”) oraz koherentnej narracji historycznej. Brak dokonań artystycznych i wiarygodnych danych na temat sukcesów komercyjnych sprawia też, że z całej chmary tamtejszych produkcji nie sposób wybrać najistotniejszych lub najbardziej modelowych obiektów ewentualnej analizy.

 

Glokalne Nollywood

W tym miejscu można poddać krytycznej weryfikacji używaną przeze mnie już kilkakrotnie frazę „nigeryjski przemysł filmowy”. Jest ona niedokładna nie tylko ze względu na wskazaną wcześniej nieadekwatność terminu „przemysł”, ale także z powodu jego narodowej specyfiki sugerowanej przez ten zwrot. Nollywood to zjawisko ufundowane na paradoksie, z jednej strony stanowiąc coś znacznie mniejszego niż kinematografia narodowa, z drugiej zaś znacząco przekraczając granice kraju, z którego pochodzi.

31_nowe_kino_Nollywood_5

Trudno wszak mówić o kinie narodowym w sytuacji, gdy Nigeria podzielona jest pomiędzy różne grupy etniczne, kulturowe czy religijne, z których każda posiada de facto własny, oddzielny rynek filmowy i osobne centra produkcji. Duża część filmów korzysta z zanieczyszczonej lokalnym slangiem i silnym nigeryjskim akcentem angielszczyzny, ale tamtejsi twórcy sięgają po niemal wszystkie spośród 300 lokalnych języków, z których najważniejsze to hausa, joruba i igbo. Tak daleko posunięta decentralizacja sprawia, że w różnych regionach lub grupach społecznych popularność zyskują nieco odmienne zestawy gwiazd, schematów fabularnych i konwencji estetycznych, a indywidualne doświadczenie Nollywood w metropolitalnym, względnie zamożnym i głównie chrześcijańskim Lagosie będzie zupełnie inne niż w prowincjonalnej muzułmańskiej miejscowości na północy kraju.

Jednocześnie Nollywood jest niezwykle prężnie działającym eksporterem filmów, które trafiają głównie na regionalne rynki afrykańskie, ale niejednokrotnie zyskują też zasięg globalny. Tak jak filmy z Indii podróżowały za obywatelami tego kraju po całym świecie, tak i w każdym dużym skupisku imigrantów z Afryki Subsaharyjskiej znajdziemy filmy nollywoodzkie.

Na charakterystyczne uliczne stoiska z setkami płyt natkniemy się więc w nowojorskim Harlemie, zaś głównej bohaterce słynnej powieści Chimamandy Ngozi Adichie Amerykaana filmy „Nolly” proponowano nawet w salonie fryzjerskim w New Haven w stanie Connecticut. Diaspora miała zresztą duże znaczenie w rozpoznaniu tego fenomenu przez zachodnich badaczy.

Naprzeciw oczekiwaniom imigrantów spragnionych znanego z ojczyzny sposobu uczestnictwa w kulturze filmowej wychodzą także twórcy wywodzący się z samej diaspory, którzy w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku starają się odtworzyć specyficzną estetykę i konwencje nigeryjskiego kina.

Nie dziwi fakt, że zarówno oni, jak i domorośli dystrybutorzy kopiujący nigeryjskie filmy regularnie popadają w konflikty z prawem, które w USA i Europie Zachodniej nie toleruje nieformalnych praktyk stanowiących integralną część nollywoodzkiego kina.

Ale Nollywood to także coś więcej niż tylko zestaw filmów wyprodukowanych w tym kraju. To również pewien model biznesowy i sposób funkcjonowania rynku filmowego, który znacząco przekracza granice Nigerii. W Ghanie, Ugandzie, Kenii, a do pewnego stopnia też w innych krajach czarnej Afryki popularność nollywoodzkiego kina skłoniła miejscowych twórców do prób imitacji swoich nigeryjskich kolegów. W ten sposób istotnym towarem eksportowym Nollywood stały się nie tylko filmy, ale i związane z nimi know-how. To dlatego pisząc o transnarodowym aspekcie nollywoodzkiego kina, Matthias Krings i Onookome Okome nazwali je „prawdziwie panafrykańskim przedsięwzięciem” (M. Krings, O. Okome, Nollywood and Its Diaspora: An Introduction [w:] tychże (red.), Global Nollywood: The Transnational Dimensions of an African Video Film Industry, Bloomington–Indianapolis 2013, s. 1), będącym według nich ważnym elementem rozwijającej się współcześnie „afronowoczesności” (Afromodernity).

31_nowe_kino_Nollywood_3

Wzloty i co dalej?

Filmoznawcza refleksja często przychodzi za późno, nie nadążając za zmieniającym się audiowizualnym pejzażem współczesnego świata. Podobnie może być w wypadku Nollywood, które rozwija się bujnie już od ćwierć wieku, ale żywe zainteresowanie filmoznawców zyskało dopiero w ostatnich kilku latach. Co więcej, produkowane przez nich coraz liczniej opisy i analizy mogą stać się wkrótce nieaktualne, gdyż naszkicowany w nich model biznesowy nigeryjskiego kina wciąż gwałtownie przekształca się pod wpływem Internetu i oferowanych przezeń możliwości. Niewykluczone, że już niedługo portale streamingujące filmy i dystrybucja cyfrowa zaczną wypierać emblematyczne standy z tysiącami filmów okupujące nigeryjskie ulice i bazary.

Jednocześnie, bojąc się załamania podatnego na piractwo modelu produkcji, niektórzy twórcy o ugruntowanej pozycji coraz chętniej inwestują większe sumy w produkcje powstające z myślą o publiczności kinowej. W ostatnich latach bowiem powoli odradza się bardziej tradycyjna kultura filmowa, w której centrum znajdują się filmy kinowe i związany z nimi rytuał chodzenia do kina. Już od mniej więcej 2006 roku zaczęły powstawać popularne filmy przeznaczone właśnie do tego typu dystrybucji, przez niektórych krytyków określane jako „nowe Nollywood”. Być może stanie się ono grabarzem dawnego Nollywood, które w epoce streamingu i torrentów może zniknąć równie gwałtownie i niespodziewanie, jak się pojawiło.

 

Komentuj