Nabazgrzę ci traumę. Signe Baumane

„Co dziewięć sekund myślę o seksie, a co dwanaście o śmierci” – mówi Signe Baumane, a na spotkaniach z publicznością chętnie opowiada zarówno o penisach, jak i swojej depresji. Podobne motywy nieustannie pojawiają się w jej animacjach. Eros i Tanatos rysowani są tu infantylną kreską, życiowe traumy przybierają pastelowe barwy, a do opowiadania o kobiecości najwłaściwsza wydaje się groteska.

Baumane różni się od większości autorów animacji. Nie ma artystycznego wykształcenia, a jej twórczość to raczej wulkan artystycznej dezynwoltury niż cyzelowanie warsztatu. W przeciwieństwie do kolegów-artystów z Europy czy Kanady nie jest rozpieszczana państwowymi stypendiami, lecz zdana na kaprysy amerykańskiego kapitalizmu. W końcu – zamiast przesiadywać godzinami w pracowni, jak na twórcę animacji przystało, woli żywiołowy kontakt z publicznością, w którym przejawia ponadprzeciętne zdolności scenicznej komiczki. Jej spotkania z widownią bardziej przypominają stand-up niż tradycyjną dyskusję. „Animacja to zabójczy kochanek” – wyznała podczas jednego z nich i z nieskrywaną radością przystąpiła do autoanalizy cielesnych i artystycznych petites morts, w których zawsze chodzi o kobiecą podmiotowość.

baumane2

Całe życie pod górkę

Łotyszka urodziła się w 1964 roku na terytorium ZSRR. Z rodzinnego miasteczka przeniosła się do Moskwy, by na tamtejszym uniwersytecie studiować filozofię, bynajmniej nie charakteryzującą się wówczas różnorodnością dyskursów.

„Zamiast czytania Marksa i Lenina wolałam bazgrać w zeszycie” – przyznała po latach, jednocześnie niezwykle trafnie określając własną twórczość.

O ile bowiem opis prac najwybitniejszych światowych animatorów często wymaga biegłości w sztuce ekfrazy, o tyle styl Baumane niemal prosi się o porównanie do dziecięcych rysunków. Nie chodzi tu jednak o niewinność i słodycz, a raczej o kolorystyczną łapczywość i niedbałość podyktowaną spontaniczną radością tworzenia.

Animacje te są konsekwentnie dwuwymiarowe, pozbawione perspektywy, rysowane grubą kreską, która czasem nie potrafi pomieścić barwnych plam składających się na postacie.

Ostentacyjne niedoróbki techniczne, w szczególności ignorowanie wymogu płynności ruchu, Baumane maskuje narracją, własnym głosem z offu dopowiadając lub komentując ekranowe zdarzenia.

Temu stylowi artystka pozostaje wierna od swojego pierwszego filmu Czarownica i krowa (1991) zrealizowanego w Studiu Filmów Animowanych w Rydze. W ostatniej scenie tej animowanej krotochwili ze zdekapitowanej, olbrzymiej krowy wybiega mnóstwo jej miniatur. Jeden z zachodnich krytyków zinterpretował to jako metaforę rozpadu ZSRR owocującą niepodległością ojczyzny animatorki. Takie odczytanie wzbudziło zdecydowany sprzeciw autorki i sprowokowało jej kolejną „firmową” cechę – przekorę.

Od tej pory Baumane będzie ustawiać się w kontrze do szufladkujących ją krytyków, chciwych producentów, disnejowskiego monopolu, a nierzadko do swojego nowojorskiego mentora i współpracownika – Billa Plymptona.

33_kino_wspolczesne_baumane_2_ocipinka_seksu

Mężczyźni to wilcy

Twórczość Baumane rozkwitła po jej emigracji do Stanów Zjednoczonych w połowie lat 90. Została asystentką Billa Plymptona – ikony amerykańskiej animacji niezależnej – z którym po pewnym czasie zaczęła „rywalizować o miano najbardziej niemoralnego twórcy animacji w mieście” (B. Zmudziński, New Yorkers, czyli wśród twórców amerykańskiej animacji niezależnej, „Kwartalnik Filmowy” 2016, nr 93–94, s. 272). Jednym z licznych szoków kulturowych, jakich doświadczyła emigrantka z Łotwy, była płciowa dysproporcja wśród nowojorskich artystów. O ile na Łotwie niemal każda osoba parająca się animacją jest kobietą, o tyle za oceanem prym wiodą mężczyźni. W tym zmaskulinizowanym światku Baumane odkryła lukę w reprezentacji kobiecych doświadczeń, które – jej zdaniem – wiarygodnie może oddać jedynie przedstawicielka „drugiej płci”. Mimo materialnego bezpieczeństwa, które gwarantowała jej praca u Plymptona, animatorka zapragnęła wybić się na niepodległość i zawalczyć na trudnym amerykańskim rynku, gdzie animacja jednoznacznie kojarzy się z Disneyem.

Jej pierwszym w pełni autorskim filmem wyprodukowanym w USA było Love Story (1999). Począwszy od tej trzyminutowej animacji, Baumane zacznie konsekwentnie zapełniać swoje bestiarium, w którym światy ludzi i zwierząt nadnaturalnie się przenikają. Pies i krokodyl z ludzkim prąciem uwodzą i wykorzystują główną bohaterkę, którą w finale ratuje z opresji mężczyzna. Fabuła filmu jest porowata i alogiczna, przypomina senny koszmar rysowany dziecięcą kredką. Właśnie te dwa aspekty – narracja oparta na nocnych marach lub zatartych wspomnieniach i zaludnianie świata człekokształtnymi zwierzętami – składają się na swoisty surrealizm, dzięki któremu nie sposób pomylić Baumane z nikim innym. W drugiej połowie lat 90. artystka stworzyła jeszcze kilka krótkich metraży, jednak dopiero kolejna dekada ugruntowała jej pozycję na światowej scenie animacji.

Nikt na tym nie zarobi

Na początku XXI wieku Baumane cieszyła się już renomą głównej zbereźnicy animacji, co – wydawać by się mogło – będzie sprzyjało rozwojowi jej odważnych projektów. Nic bardziej mylnego.

„Seks się sprzedaje… To największa bujda na świecie! – poucza Baumane – Owszem, seks się sprzedaje, ale tylko jeden jego rodzaj: oparty na męskim pożądaniu i pornografii”.

Do takich wniosków doszła artystka, gdy grono męskich producentów odrzuciło jej pomysł na przyjemnie perwersyjny serial Ocipinka seksu (Teat Beat of Sex, 2008). Humorystyczne sceny z życia seksualnego są tam ukazane z kobiecej perspektywy. Autorka otwarcie wskazuje tu na autobiograficzne wątki, obecne nawet w najbardziej wstydliwych scenach. Jednocześnie twierdzi, że ujęcie erotyki wzorowane na naturalizmie codzienności demaskuje wiodące konwencje męskiej pornografii, a co za tym idzie – jest nieakceptowalne.

baumane1

Ocipinka seksu przypomina czarną parodię „kącików seksualnych” z gazet dla nastolatków; jest filmem edukacyjnym à rebours, który obnaża niedole randkowania i relacji damsko-męskich. Baumane własnym głosem komentuje najbardziej osobliwe zdarzenia ze swojego życia seksualnego, ilustrując je humorystycznymi i nader dosłownymi rysunkami. Naigrawa się z męskiej fiksacji na punkcie rozmiaru penisa, sarkastycznie interpretuje wyobrażenia kobiecych pragnień (zaczerpnięte właśnie z pornografii), a także autoironicznie odnosi się do swego libido. Bynajmniej nie trzyma na wodzy erotycznej wyobraźni sowicie przyprawionej rysunkowym humorem. W jej filmach kobiece sutki przypominają zalotnie mrugające oczy, absztyfikant to królik z dużą marchewką, a karą za masturbację jest podpiekanie na kuchennej patelni przez diabła. Do stworzenia efektu komicznego używa niezawodnego kontrastu, na przykład zestawiając olbrzymie genitalia z niewielką sylwetką swojej bohaterki.

Amatorka z wyboru

Choć jurne animacje Signe Baumane mogą stwarzać wrażenie pseudotwórczych błahostek, sama autorka pewnie wskazuje na istotę animacji, która „jest swego rodzaju abstrakcyjną reprezentacją. Nie ma niczego wspólnego z rzeczywistością, z psychologią, ma natomiast ogromny abstrakcyjny potencjał kompresowania świata i znaczeń” (rozmowa z Bogusławem Zmudzińskim, Animacja jest częścią mnie, „Kwartalnik Filmowy” 2016, nr 93–94, s. 281). Może zatem warsztatowa nonszalancja nie jest jedynie efektem braku właściwego wykształcenia, lecz artystyczną deklaracją? Proste kształty, grube kreski, jednolite kolory i toporny ruch wydają się odpowiadać idei „kompresowania” – umownego i syntetycznego przetwarzania świata; przetwarzania, które intensyfikuje przekaz, wręcz doprowadzając go do prowokacyjnych ekstremów.

33_kino_wspolczesne_baumane_4_weterynarz

Także doświadczenie wydaje się w sprośnych szpasach Łotyszki „skompresowane”. Mimo że animacje ilustrują zdarzenia z jej prywatnego życia, ich forma podawcza oraz dystans narratorki stwarzają wrażenie ich codzienności i powszechności. Baumane eksploruje sfery krępujące i przemilczane, a jednak nieobce każdemu z nas. Indywidualne zboczenia, seksualne bziki i erotyczne blamaże odbijają się w jej filmach niczym w krzywym zwierciadle. Parodia, ironia i purnonsens pozwalają zarówno autorce, jak i widzom na ponowne oswojenie tego, co zostało poniekąd wyparte. Bezpośredniość i absurd okazują się znakomitym orężem walki ze wstydem – osobistym i powodowanym przez „kulturę jako źródło cierpień”.

Kolejnym powodem celowej artystycznej prowizorki Signe Baumane jest, powszechna u twórców animacji artystycznej, niechęć do Disneya.

„Dla mnie osobiście jest to tragedia, że została ona [animacja – przyp. B.S.] zawłaszczona przez takie studia jak Disneya jako film adresowany niemal wyłącznie do dzieci” (Animacja jest częścią mnie, s. 280) – utyskuje artystka. Za sprawą kontrowersyjnej tematyki i formalnej prostoty dołącza do grona twórczych partyzantów, którzy walczą o suwerenność w królestwie Myszki Miki. I choć walka jest nierówna i skazana na porażkę, stanowi znakomity dowód na kreatywny potencjał buntu.

Ciąża, komunizm i inne nieszczęścia

Dwa ostatnie filmy Baumane – Narodziny (2009) i pełnometrażowe Kamienie w moich kieszeniach (2014; recenzja w „EKRANach” 2015, nr 1) – różnią od wcześniejszych kilkuminutowych animacji. Bardziej wyrazista i niepokojąca jest tu przede wszystkim estetyka surrealizmu, a najgorsze koszmary ziszczają się w życiu nieszczęśliwych bohaterek.

To także filmy odwołujące się do jednej z największych traum Baumane – depresji i jej leczenia w sowieckim szpitalu psychiatrycznym.

Zatrważająca wyobraźnia artystki eksploduje tu z całą siłą, niezależnie od tego, czy przedstawia jednostkową historię nastoletniej ciąży (Narodziny), czy wschodnioeuropejskie herstory osnute wokół chorób psychicznych kobiet z rodu autorki (Kamienie…).

33_kino_wspolczesne_baumane_1_kamienie_w_moich_kieszeniach

„Doświadczyłam depresji i jestem swoim największym wrogiem” – otwarcie mówi Baumane. Transformacje, hiperbole, przepoczwarzenia i cielesne mutacje, czyli zabiegi, które doskonale oddają wszechmoc animacji, zostały przez nią użyte do zobrazowania psychicznego bólu. Twórczyni osadza je w grotesce i surrealizmie, którym zdecydowanie bliżej do makabry niż charakterystycznego dla jej wcześniejszych prac humoru. Kobiece ciało zyskuje tu elastyczne właściwości – jest do bólu rozciągane przez inwazję niespodziewanego dziecka oraz fizyczną i symboliczną przemoc mężczyzn. W ciemnym lesie podświadomości grasują człekokształtne zwierzęta, które od czasów kilkuminutowych eroto-animacji stały się dużo bardziej niebezpieczne i bezwzględne. Bohaterki obu filmów pozostają w egzystencjalnym zakleszczeniu, „szklany klosz” zaciska się wokół ich zmizerniałych sylwetek, a świat zewnętrzny imploduje, ograniczając się w końcu do wsobnego cierpienia i niewyrażalnej traumy.

Śmiech i łzy

Baumane stąpa po kruchym lodzie. Nie dość, że do przedstawienia trudnych tematów używa niedocenianej animacji, to jeszcze w wariancie błahym i niewyszukanym formalnie.

Mieszanie rejestrów zawsze będzie wyzwaniem dla artystycznej wiarygodności, niemniej autorka Ocipinki seksu przez 25 lat praktyki twórczej nauczyła się znakomicie łączyć powagę i humor, co demonstruje także na spotkaniach z publicznością.

Do seansu Kamieni w moich kieszeniach zachęca słowami „Zapraszam na zabawny film o depresji”, a większość scenicznych żartów zaczyna od nabożnych refleksji, które po chwili przełamuje komicznym tonem, na przykład: „Animacja to najprawdopodobniej najboleśniejsza forma sztuki… Zwyczajnie boli cię tyłek od ciągłego siedzenia przy pracy”.

Zrośnięcie ciała z krzesłem bynajmniej nie zagraża niezależnemu animatorowi, wszak trzeba nachodzić się w poszukiwaniu funduszy na kolejne projekty. Na pytanie „Jak zdobyłaś środki na pełnometrażową animację?” Signe Baumane żartobliwie odpowiada: „Prostytuuję się w nocy”. Sprawa jest niestety dalece bardziej skomplikowana. Starając się o pieniądze na swój pełnometrażowy debiut, artystka złożyła aplikację do 22 amerykańskich programów kulturalnych. Starania te zaowocowały grantami z dwóch projektów, w tym „Women Make Movies”. Brakującą kwotę dopełnił fundraising (bankiety, sprzedaż gadżetów, pokazy specjalne) i crowdfunding. Baumane pracuje obecnie nad kolejną w pełni autorską animacją pełnometrażową. Największym wyzwaniem jest oczywiście pozyskanie środków, ale skoro artystka poradziła sobie z patriarchatem i komunizmem, powinna okiełznać także kapitalizm.

33_kino_wspolczesne_baumane_0_signe_baumane_

Signe Baumane będzie gościem tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Etiuda&Anima w Krakowie (22–27 listopada). Projekcja pełnometrażowej animacji Kamienie w moich kieszeniach zostanie poprzedzona spotkaniem autorki z publicznością. Baumane wyświetli i skomentuje także swoje krótkometrażowe filmy.

 

Komentuj