Brytyjska fabryka snów. Filmowe relacje brytyjsko-amerykańskie

George Lucas, przemawiając w kwietniu 2013 roku przed królową i publicznością złożoną z brytyjskich gwiazd branży filmowej, z rozrzewnieniem wspominał swoje początki w Londynie: „Przyjeżdżałem tu od 1975 roku – mówił – więc traktuję to miasto jak swój drugi dom”. I dodał: „Biały Dom, tamten rząd, nie wspiera branży filmowej w taki sposób jak tutaj, w Wielkiej Brytanii”. Podobne odczucia ma zapewne wielu amerykańskich filmowców, którzy tworzyli swoje dzieła w londyńskich studiach, kręcili w szkockich plenerach lub korzystali z talentu brytyjskich speców od efektów specjalnych.

 

Liczące już sto lat zależności między brytyjską a amerykańską branżą filmową wykraczają poza zwykłe koprodukcje. Intensywność transatlantyckich kontaktów filmowych jest przede wszystkim przejawem anglosaskiej tradycji kulturowej opartej na języku. Ale to również wspólnota interesów. Już w latach 20. XX wieku amerykańskie wytwórnie otwierały swoje oddziały, a potem i studia filmowe w Londynie, co pozwalało im wejść na europejskie rynki. Zatem o ile obecność Hollywoodu w Wielkiej Brytanii nie jest niczym nowym, o tyle dynamika tych związków zmieniła się i przybrała na sile pod koniec XX i w pierwszych dekadach XXI wieku. Postępujący rozwój technologiczny, związany zwłaszcza z technologiami cyfrowymi, umożliwił zacieśnienie filmowych relacji między oboma krajami. Z drugiej strony globalizacja produkcji filmowej i jej konsekwencje sprawiły, że aby utrzymać pozycję światowego lidera, Hollywood musiało poszukiwać poza granicami kraju tańszych miejsc sprzyjających nowatorskiej produkcji filmowej.

35_koprodukcje_UK_Hollywood_2

Według najnowszego raportu FilmL.A. – komisji filmowej regionu Los Angeles – 35% amerykańskich produkcji w 2015 roku było kręconych poza granicami kraju. Głównym miejscem produkcji była Wielka Brytania, gdzie powstało 14% wysokobudżetowych hollywoodzkich filmów. Ma to swoje korzyści w postaci dynamicznego rozwoju branży filmowej w ostatnich latach, ale również ujemne strony, związane z nadmiernym uzależnieniem brytyjskiej kinematografii od Hollywood. Spróbujmy przyjrzeć się obu stronom tego medalu.

Raport mniejszości

Skalę brytyjsko-amerykańskich relacji najlepiej obrazują podstawowe statystyki. W ostatniej dekadzie, a więc w latach 2006–2015, w Wielkiej Brytanii kręcono średnio 305 pełnometrażowych filmów fabularnych w roku (BFI 2016). Z tej ogólnej liczby średnio 225, a więc 74%, stanowiły produkcje brytyjskie, 41 (14%) koprodukcje, a 38 (13%) to filmy finansowane przez podmioty zagraniczne. W tej ostatniej grupie średnio 16 produkcji rocznie, a więc raptem 5% wszystkich filmów, było realizowanych przez wytwórnie amerykańskie. Ta z pozoru niewielka liczba wywarła jednak ogromny wpływ na całą branżę filmową na Wyspach. Łączna kwota wydatkowana przez amerykańskie studia w Wielkiej Brytanii w samym tylko roku 2015 wyniosła 1,4 mld USD, co stanowiło 63% wszystkich środków wydanych na produkcję filmową w kraju. W rekordowym 2011 roku było to nawet 1,6 mld USD. Dla porównania, Polski Instytut Sztuki Filmowej na wsparcie produkcji filmowej przeznaczył w 2015 roku około 27 mln USD. Łącznie w latach 2006–2015 Amerykanie wydali na produkcję filmową na Wyspach ponad 12,5 mld USD.

Obecnie koszty produkcji filmowej w Wielkiej Brytanii są o 38% niższe niż w USA. Zwiększona obecność amerykańskich produkcji w tym rejonie Europy jest między innymi wynikiem polityki filmowej, której głównym instrumentem finansowym są dość znaczne ulgi podatkowe. Zostały one wprowadzone w 2007 roku i sięgają do 25% wartości kosztów związanych z produkcją filmową zlokalizowaną w Wielkiej Brytanii.

Jedna z ostatnich produkcji wytwórni Walta Disneya – Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (2016, G. Edwards) – zaoszczędziła w ten sposób 30 mln USD w blisko 180-milionowym budżecie. Łącznie Disney otrzymał w ostatnich latach wsparcie w wysokości 440 mln USD. Ale w tym samym czasie wydał na produkcję w Wielkiej Brytanii 2,3 mld USD. I wyda jeszcze więcej, odkąd wiadomo, że powstaną kolejne kontynuacje sagi Gwiezdnych wojen. Marvel Studios – część korporacji medialnej Disneya – również zamierza tworzyć na Wyspach dalsze ekranizacje przygód superbohaterów ze swojego uniwersum.

Rogue One: A Star Wars Story (Donnie Yen) Ph: Film Frame ©Lucasfilm LFL

Powiązania z USA sprawiają, że brytyjska branża filmowa od lat opiera się na dwóch równolegle istniejących modelach: produkcji wysokobudżetowych filmów „zamawianych” i finansowanych przez Hollywood oraz niezależnej twórczości rozwijanej przez mniejsze rodzime wytwórnie, często wspieranej przez krajowe i regionalne fundusze filmowe.

Te dwa z pozoru odległe modele oddziałują jednak na siebie, tworząc efekt synergii. Mechanizm tej synergii jest w uproszczeniu następujący. Wysokobudżetowe produkcje wymagają dużej dozy innowacyjności i wdrażania nowych rozwiązań – technologicznych, organizacyjnych lub artystycznych. To sprawia, że firmy i twórcy rozwijają specjalistyczne kompetencje, na przykład w zakresie tworzenia efektów wizualnych lub dźwiękowych czy w grafice 3D. Dzięki temu rodzime firmy wykształcają unikatową grupę wysoko wykwalifikowanych osób znających się na różnych aspektach produkcji filmowej. Odnoszą one spore sukcesy, czego przykładem są twórcy londyńskiej firmy Framestore, którzy otrzymali Oscara za efekty specjalne do Grawitacji (2013, A. Cuarón). Jednocześnie te osoby „na co dzień” pracują na rzecz rodzimej kinematografii, pomagając podnosić poziom techniczny lub artystyczny kina autorskiego. To przekłada się później na sukcesy – zarówno artystyczne, jak i komercyjne – kina autorskiego, co potwierdzają raporty Brytyjskiego Instytutu Filmowego (BFI 2016). Dla przykładu, w 2015 roku kino niezależne w Wielkiej Brytanii wygenerowało zyski ze sprzedaży biletów dające mu 11% udziału w rynku, a rok wcześniej udział ten wyniósł nawet 16%, podczas gdy w większości państw wskaźnik ten nie przekracza kilku procent.

Ciemna strona mocy

Na opisane powyżej efekty synergii niektórzy filmowcy patrzą jednak bez entuzjazmu. J Blakeson, reżyser Uprowadzonej Alice Creed (2009), w jednym z wywiadów stwierdził, że brytyjska branża filmowa właściwie nie istnieje. Według niego „jest wiele małych firm, a producenci rzadko kiedy osiągają zyski. Brytyjscy filmowcy często pracują przy amerykańskich blockbusterach, żeby zarobić na spłatę kredytu, a potem kręcą brytyjskie filmy już tylko dla zabawy” (Steele 2010). Ta wypowiedź wpisuje się w nurt krytycznego podejścia do współpracy z Hollywood, który pojawia się w debatach na temat brytyjskiej kinematografii. Obecność amerykańskich produkcji przynosi bowiem ogromne korzyści, ale niesie ze sobą także spore wyzwania. Jednym z nich są nierówne relacje między brytyjskimi i amerykańskimi firmami. Pokazuje to przykład filmu Slumdog. Milioner z ulicy (2008, D. Boyle), który został wyprodukowany za 15 mln USD, w kinach zaś zarobił 388 mln USD. Brytyjscy producenci, firmy Celador i Film4, poinformowali o całkowitych przychodach rzędu 15 mln USD, które pozwoliły jedynie pokryć koszty produkcji i nie wygenerowały dodatkowego zysku. Tymczasem Fox i Warner Bros., amerykańscy dystrybutorzy, odnotowali zysk w wysokości 40 mln USD z samej sprzedaży biletów. Dalsze wpływy pochodziły z dystrybucji na DVD i innych praw, które trafiły przede wszystkim do Ameryki. Należy przy tym zaznaczyć, że ryzyko finansowe było po stronie producentów brytyjskich – w razie gdyby film okazał się klapą, oni ponieśliby straty w pierwszej kolejności.

35_koprodukcje_UK_Hollywood_3

Sprawa jest jednak bardziej złożona. Wszak jednym z głównych czynników sukcesu Slumdoga, poza jego wysokiej jakości warstwą artystyczną, był fakt dystrybucji przez amerykańskie wytwórnie. To dzięki nim film dotarł do tak szerokiej, globalnej publiczności. Trudno zatem dokładnie ocenić, ile brytyjscy producenci tracą, a ile zyskują na umowach z amerykańskimi wytwórniami. Szczegóły finansowe są rzadko ujawniane, bo lokalni producenci obawiają się konfrontacji z potężnymi korporacjami. Analizy Brytyjskiego Instytut Filmowego pokazują, że zaledwie 7% filmów brytyjskich wypracowuje zyski (badano ponad 600 filmów w latach 2003–2010). Duże produkcje, z budżetem powyżej 10 mln funtów, mają większą szansę na sukces finansowy – 17% z nich osiąga zyski. Reżyser Paul Greengrass w jednym z wywiadów dla BBC zwracał uwagę, że jest to podobny wynik jak w Hollywood. Według niego „w żadnym z przemysłów filmowych na świecie nie osiąga się stuprocentowej zyskowności. Oczywiście może być lepiej niż 7% lub 17%, ale tak było zawsze. W Hollywood to wielkie, kasowe przeboje lub całe serie dochodowych filmów opłacają pozostałą produkcję”.

Należy jednak pamiętać o tym, że produkcja filmowa generuje tzw. efekty mnożnikowe, pozytywnie wpływające na gospodarkę, nawet jeśli same produkcje nie osiągają zysków. Powstają zatem dodatkowe miejsca pracy, rozwija się turystyka, rosną wpływy z podatków.

Efekty te są znaczące, choć często nie są bezpośrednio widoczne. Wysokobudżetowa produkcja serialu HBO Gra o tron (2011–), który jest kręcony głównie w Irlandii Północnej, w okolicach Belfastu, otrzymuje wsparcie Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Ma to na celu utrzymanie w tym miejscu produkcji, która daje pracę setkom filmowców i osobom z branż pomocniczych. Ilustrują to badania brytyjskiego producenta filmowego i konsultanta, Stephena Followsa. Przebadał on liczebność ekip 1941 filmów wyprodukowanych w Wielkiej Brytanii w latach 2008–2014. Przy filmach z budżetem poniżej 2 mln funtów pracowało nie więcej niż 100 osób. Sytuacja zmienia się dramatycznie w produkcjach wysokobudżetowych (powyżej 30 mln funtów), przy których pracowało średnio 1140 osób. Łącznie te blisko 2 tysiące filmów dało pracę 1,5 mln osób w ciągu siedmiu lat.

Ważnym elementem dyskusji jest trwałość rozwoju branży filmowej. Dziś odnosi ona sukcesy, ale uzależnienie od Hollywood sprawia, że Brytyjczycy mają niewielką kontrolę nad tym, co dzieje się na ich własnym podwórku. Matthew Vaughn, reżyser takich filmów jak Kick-Ass (2010) czy X-Men: Pierwsza klasa (2011), jest jednym z większych sceptyków co do charakteru relacji z Hollywood. W cyklu programów przygotowanych przez BBC Radio 4, poświęconych przemysłowi filmowemu i zatytułowanych The Business of Film, Vaughn krytycznie wypowiadał się o brytyjskim rynku: „Myślę, że to szaleństwo, że dofinansowujemy filmy za pomocą ulg podatkowych i że te pieniądze do nas nie wracają. Subsydiujemy Hollywood. Jesteśmy usługodawcami. Nie jesteśmy branżą filmową”. Według Vaughna Francja i Włochy lepiej wspierają swoje kinematografie. Zwracał on uwagę, że kinematografia, w której ponad 80% środków na produkcję filmową pochodzi z zagranicy, nie gwarantuje trwałego rozwoju. A taka jest właśnie kinematografia brytyjska. Jeśli wytwórnie takie jak Disney nagle zdecydowałyby się z jakichś powodów przestać kręcić filmy w Wielkiej Brytanii, to konsekwencje dla branży byłyby ogromne.

35_koprodukcje_UK_Hollywood_1

O tym, że obawy Vaughna są uzasadnione, przekonuje historia. W latach 70. i 80. XX wieku amerykańska gospodarka, a wraz z nią Hollywood były pogrążone w recesji spotęgowanej przez kryzys naftowy z 1974 roku, przez co mocno ograniczały finansowanie. Liczba filmów kręconych w Wielkiej Brytanii spadała z 98 w 1971 do 24 w 1981 roku, co było najgorszym wynikiem od 1915 roku (Baillieu i Goodchild 2002). Niektóre duże produkcje, takie jak Gwiezdne wojny (1977, G. Lucas), Superman (1978, R. Donner) czy Obcy – ósmy pasażer Nostromo (1979, R. Scott), powróciły do londyńskich studiów, jednak nie uchroniło to branży filmowej przed kryzysem, którego skutki odczuwalne były jeszcze przez całą dekadę. Obnażyło to też podatność brytyjskiej branży filmowej na procesy zachodzące poza granicami kraju.

Made in Britain

Czy filmy o Harrym Potterze można uznać za dumę Brytyjczyków, skoro są one własnością firmy amerykańskiej, jaką jest Warner Bros.? Według brytyjskiej firmy konsultingowej Portland Communications – tak. Firma ta sporządza co roku ranking państw odzwierciedlający ich „miękką siłę” (soft power), a więc zdolność państwa do pozyskiwania sojuszników i zdobywania wpływów dzięki atrakcyjności własnej kultury, polityki i ideologii. W rankingu soft power z 2015 roku Wielka Brytania zajęła pierwsze miejsce, przed Niemcami i Stanami Zjednoczonymi. W 2016 roku była druga, ustępując tylko USA.

O wpływie amerykańskiej kultury na inne kultury mówi się wiele, często używając pejoratywnych określeń: „amerykanizacja” czy „makdonaldyzacja”. Tymczasem wpływ kultury brytyjskiej jest równie silny.

The Beatles, Szekspir, David Beckham, rodzina królewska, angielska Premier League, Harry Potter, James Bond – to tylko niektóre marki brytyjskiej kultury znane niemal każdemu na świecie. Film pełni istotną funkcję w promocji wartości kulturowych, o czym Brytyjczycy wiedzą i świadomie to wykorzystują. Hollywoodzkie dolary mają stanowić narzędzie takiej promocji, bez którego trudno byłoby o globalny sukces. Nawet jeśli trzeba okupić go transferem zysków za granicę i pewnym uproszczonym obrazem owej brytyjskości. Są także najlepszym możliwym źródłem promocji rodzimych talentów, występujących przed oraz za kamerą.

Brytyjscy aktorzy, reżyserzy, scenarzyści, a także specjaliści od efektów specjalnych notują nieustanne sukcesy międzynarodowe w postaci różnych nagród. W samym tylko sezonie 2015/2016 zdobyli oni 26 prestiżowych nagród, w tym sześć Oscarów. Są też rozpoznawani na całym świecie, co przyczynia się do sukcesów komercyjnych wielu filmów, również tych produkowanych poza Wielką Brytanią. Brytyjski Instytut Filmowy przeanalizował 200 najbardziej dochodowych filmów wyprodukowanych na świecie w latach 2001–2015 (BFI 2016). W blisko dwóch trzecich z nich brytyjscy aktorzy byli odtwórcami głównych ról (56 filmów) lub istotnych ról drugoplanowych (70 filmów). Do najbardziej rozpoznawanych i kasowych aktorów brytyjskich BFI zaliczył takie osoby, jak: Alan Rickman, Ian McKellen, Andy Serkis, Orlando Bloom, Daniel Radcliffe, Emma Watson, Rupert Grint, Helena Bonham Carter, Christopher Lee, Richard Griffiths, Gary Oldman oraz Ralph Fiennes. Z kolei w gronie najważniejszych reżyserów umieścił m.in. Davida Yatesa, Christophera Nolana, Sama Mendesa, Ridleya Scotta. Inwazja Brytyjczyków na Hollywood dotyczy również produkcji telewizyjnych, a na czele tej grupy stoją m.in. Hugh Laurie (Dr House), Idris Elba i Dominic West (Prawo ulicy) czy Damian Lewis (Homeland). Nawet postacie amerykańskich superbohaterów mają brytyjską twarz Christiana Bale’a (Batman), Henry’ego Cavilla (Superman) czy Andrew Garfielda (Spider-Man).

Co ciekawe, Brytyjczycy nie mają żadnej formalnej umowy ze Stanami Zjednoczonymi dotyczącej koprodukcji filmowej. Amerykańskie wytwórnie najczęściej realizują swoje projekty jako brytyjskie. Jest to łatwiejsze ze względów organizacyjnych (większość wytwórni od lat ma swoje brytyjskie przedstawicielstwa) i korzystniejsze finansowo.

Wiele produkcji, które w ogólnym obiegu postrzegane są jako hollywoodzkie, w rzeczywistości zostało wyprodukowanych w Wielkiej Brytanii i zawiera określoną dawkę brytyjskości, potwierdzoną przyznawanym przez BFI Filmowym Certyfikatem Brytyjskości. Oto kilka przykładów filmów finansowanych przez Hollywood, które oficjalnie mają status produkcji brytyjskich: Terminator: Genisys (2015, A. Taylor), Mission: Impossible – Rogue Nation (2015, Ch. McQuarrie), Avengers: Czas Ultrona (2015, J. Whedon), Ant-Man (2015, P. Reed), Strażnicy Galaktyki (2014, J. Gunn), Kapitan Phillips (2013, P. Greengrass), Szybcy i wściekli 6 (2013, J. Lin), Mroczny rycerz powstaje (2012, Ch. Nolan), X-Men: Pierwsza klasa (2011, M. Vaughn), Prometeusz (2012, R. Scott), Jupiter: Intronizacja (2015, L. i L. Wachowscy).

35_koprodukcje_UK_Hollywood_5

Quo vadis, Britannia?

Wielka Brytania stała się europejską fabryką snów. Ostatnie 15 lat uznawane jest za najlepszy okres w całej historii branży filmowej na Wyspach. Efekty mnożnikowe i efekty synergii sprawiają, że tamtejsza kinematografia rozwija się coraz dynamiczniej. W rekordowym roku 2010 samych tylko rodzimych filmów wyprodukowano 307, a dodatkowo 31 filmów finansowanych z zagranicy i 38 koprodukcji. Zwiększyło się również zatrudnienie, które w samej produkcji filmowej wzrosło z 37 tys. w 2010 do 47 tys. w 2015 roku. Gdyby doliczyć do tego zatrudnienie w dystrybucji i w kinach, to łącznie w branży filmowej na Wyspach pracowało 66 tys. osób.

Film stał się towarem eksportowym, a intensywność eksportu jest dwukrotnie wyższa niż przeciętnie w gospodarce. Przede wszystkim jednak film pozwala promować brytyjską branżę filmową i kulturę, która jest zakorzeniana nawet w takich niebrytyjskich produkcjach jak Gwiezdne wojny czy Thor. Dużą rolę w tym sukcesie przypisuje się zachętom podatkowym. Według szacunków ekonomistów każdy funt ulgi podatkowej wygenerował 12,5 funta wartości dodanej w branży filmowej (Olsberg SPI 2015).

Pomimo niewątpliwych sukcesów brytyjskiej branży filmowej w ostatnich latach jej przyszłość stoi pod znakiem zapytania, podobnie jak i przyszłość całego kraju. Jest to wynikiem podjęcia decyzji o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, potocznie określanej jako Brexit. Spowoduje on szereg konsekwencji, które będą miały również wpływ na branżę filmową oraz współpracę z Hollywood.

Pierwsze oznaki wpływu Brexitu na branżę pojawiły się pod koniec roku 2016 i były związane z niekorzystnym kursem funta. Po referendum w sprawie Brexitu spadł on o ponad 15%, sprawiając, że dla brytyjskich firm wszystko jest o 15% droższe. Szczególnie dotknęło to dystrybutorów, którzy podpisali umowy z dużym wyprzedzeniem i stracili na tej zmianie kursu. Zaburzenia w dystrybucji będą miały wpływ na liczbę zagranicznych filmów pokazywanych w Wielkiej Brytanii, ponieważ kupno praw do dystrybucji będzie droższe. Odbije się to także na kinach.

35_koprodukcje_UK_Hollywood_7a

Niski kurs funta może za to pozytywnie oddziaływać na produkcję. Nakręcenie filmu w Wielkiej Brytanii jest w takim przypadku tańsze, więc można się spodziewać zwiększonego popytu na usługi filmowe. Przykładowo, produkcja warta 50 mln USD jest obecnie tańsza dla Amerykanów o 7,5 mln, niż była w połowie roku 2016. Nie wiadomo jednak, jak długo taki kurs się utrzyma. To, co jest pewne, to że po wyjściu z Unii Wielka Brytania będzie miała pełną swobodę w ustalaniu prawa podatkowego, a w związku z tym będzie łatwiej kształtować politykę filmową, opierając się na zwolnieniach podatkowych.

Na Brexicie stracą więc przede wszystkim koprodukcje z krajami europejskimi. W krótkim okresie trudniej będzie zorganizować wspólną produkcję, a w dłuższej perspektywie może być konieczne podpisanie nowych umów lub uchwalenie nowego prawa. Wielka Brytania nie będzie miała dostępu do funduszy europejskich, takich jak program MEDIA, co uderzy w nisko- i średniobudżetowe produkcje.

Unia wspiera też dystrybucję europejskich filmów – w latach 2007–2013 Wielka Brytania wykorzystała 45 mln euro na ten cel. Co najważniejsze, wzrośnie ryzyko produkcji i dystrybucji na Wyspach, a przecież film już i tak jest branżą o wysokiej nieprzewidywalności. Póki co jednak, brytyjski rynek filmowy jest trzeci na świecie, po USA i Chinach, a branża filmowa wciąż przeżywa najlepszy okres w historii. Wkrótce zobaczymy, co czai się za zakrętem.

Test kulturowy Brytyjskiego Instytutu Filmowego

Ustawa o kinematografii z 1985 roku wprowadziła Filmowy Certyfikat Brytyjskości (British Film Certificate), którego posiadanie oznacza, że film został oficjalnie uznany za brytyjski. Jednostką certyfikującą jest Brytyjski Instytut Filmowy. Uzyskanie takiego certyfikatu jest niezbędnym warunkiem starania się o ulgi podatkowe i korzystania z funduszy filmowych, zarówno krajowych, jak i regionalnych. Certyfikat pozwala również na zgłaszanie filmów na festiwale, targi lub do nagród przyznawanych brytyjskim produkcjom. Ułatwia on również drogę do emisji w telewizji, gdzie filmy z certyfikatem traktowane są jako rodzime.
W 2007 roku wprowadzono tzw. test kulturowy dla filmów. Za pomocą systemu punktowego określa on kryteria, według których uznaje się daną produkcję za brytyjską. Było to jedno z pierwszych punktowych podejść do oceny produkcji filmowej, które obecnie jest stosowane przez wiele instytutów filmowych na świecie. Film zostaje uznany za brytyjski, jeśli uzyska co najmniej 18 z 35 punktów w teście kulturowym.

 

Polecane lektury:
  • B. Baillieu, J. Goodchild, The British Film Business, John Wiley and Sons, Chichester 2002.
  • BFI Statistical Yearbook 2016, British Film Institute, London 2016.
  • FilmL.A., Feature Film Study 2015, Los Angeles 2016.
  • A. Higson, Film England: Culturally English Filmmaking since the 1990s, I.B. Tauris, London–New York 2011.
  • Olsberg SPI, Economic Contribution of the UK’s Film, High-end TV, Video Game, and Animation Programming Sectors, 2015.
  • F. Steele, British-US Film: The Special Relationship, 2010, tekst dostępny na portalu http://www.independent.co.uk.

 

Artykuły tego samego autora

Komentuj