Zezowate szczęście (1959)

Emblematyczny dla nurtu Szkoły Polskiej film scenarzysty Jerzego Stefana Stawińskiego i reżysera Andrzeja Munka pozostaje tym wyjątkowym przypadkiem, który zachował się w dwóch wersjach – zarówno ocenzurowanej, jak i tej z oryginalnym zakończeniem. W pierwotnej wersji finału Zezowatego szczęścia grany przez Bogumiła Kobielę Jan Piszczyk, który przyczyn swoich niepowodzeń upatruje w prześladującym go na przestrzeni dekad pechu, ostatecznego upadku doznaje w klozecie. Piszczyk jako gorliwy biuralista entuzjazmuje się przemianami zachodzącymi w Polsce przełomu lat 40. i 50., za swoje zasługi zostaje nawet odznaczony. Niestety, los spycha go nazajutrz w przepaść: któryś z wrogów Piszczyka pisze jego charakterem pisma wulgarne hasło na wewnętrznej stronie drzwi do toalety. Treść hasła pozostaje dla widza nieznana, lecz jasny staje się jego antypaństwowy charakter. Piszczyk trafia do więzienia.

Zezowate szczęście zostało ukończone i zgłoszone do kolaudacji wczesną jesienią 1959 roku. Do formalnej kolaudacji nigdy jednak nie doszło. Kopia filmu zaczęła natomiast krążyć po różnych pokazach dla partyjnych notabli. Stawiński wspominał, że o ile początek i środek dzieła przyjmowano z aplauzem, o tyle epizod stalinowski od razu budził zastrzeżenia. Nikt nie chciał podjąć jakiejkolwiek decyzji. Dlatego Zezowate szczęście obejrzało w końcu ścisłe kierownictwo partii z I sekretarzem KC i premierem na czele. Przebieg dyskusji Stawiński znał dzięki siostrze Munka Joannie, w latach 1940–1946 żonie Józefa Cyrankiewicza: podobno oglądającym znacznie bardziej podobała się satyra na czasy sanacji niż stalinizmu. Gomułkę zezłościła scena w klozecie, jasne stało się więc, że coś będzie trzeba z nią zrobić, o czym twórcy zostali wkrótce poinformowani na spotkaniu z ministrem kultury Tadeuszem Galińskim.

Zdaniem Stawińskiego wyeliminowanie z finału Zezowatego szczęścia wszelkich akcentów politycznych i antystalinowskich wynikało stąd, że prawo do krytyki stalinizmu mieli tylko ludzie ideologicznie pewni i z partyjnymi legitymacjami w kieszeni (Stawiński 1988, s. 222). To oczywiście prawda. Lecz lęk decydentów przed przywoływaniem konkretnych obrazów i zjawisk tamtego okresu miał także inne motywacje: gdy ucichł entuzjazm po październikowym przełomie i gdy było już jasne, że Gomułka kończy odwilżowy kurs, krytyka stalinizmu stała się niebezpieczna, ponieważ przywodziła na myśl coraz bardziej opresyjną politycznie współczesność.

Stawińskiemu było bardzo żal oryginalnego finału Zezowatego szczęścia, bo wyniknął on z autentycznej i kuriozalnej sytuacji: znajoma pisarza, pracująca w czasach stalinizmu w jednym z ministerstw, trafiła do aresztu na Mokotowie pod zarzutem wypisania w ministerialnej damskiej toalecie antystalinowskiego hasła. I choć była niewinna, rozpoczęto przeciwko niej śledztwo. Niestety, chcąc ratować film, Stawiński musiał napisać nową wersję sceny upadku Piszczyka. W eksplikacji realizatorzy wyjaśniali: „Na miejsce jej wprowadzony zostaje epizod przy gazetce ściennej, przy czym w nowej wersji udało się ominąć wszelkie akcenty polityczne. (…) Zamiast hasła antypaństwowego mamy obecnie niewinny i głupi napis przeciwko personalnemu” (Propozycje zmian…). Stawiński dopowiadał po latach: „Ponieważ w gazetce widnieją same slogany wycięte lub przepisane z centralnej prasy, kontrast jest tym silniejszy. Piszczyk dostaje szału, wyrywa karabin strażnikowi biura i rozpędza kierownictwo. Później widzimy go za kratkami” (Stawiński 1988, s. 223). W tej odgórnie narzuconej wersji zakończenia znikał stalinowski charakter opresji, w której znalazł się Piszczyk: do więzienia trafiał nie za reakcyjne hasło, lecz za usiłowanie zabójstwa w afekcie.

Istnienie dwóch wersji Zezowatego szczęścia odkrył w 1971 roku sam Stawiński podczas pokazu w klubie Hybrydy, towarzyszącemu rocznicy śmierci Munka.

„Kopię wypożyczyła uprzejmie Centrala Wynajmu Filmów – wspominał pisarz. – Oczy rozszerzyły mi się ze zdumienia: finał toczył się w klozecie jak gdyby nigdy nic” (Stawiński 1988, s. 225). Jadwiga Zajiček, montażystka filmu, pamięta, że w momencie gdy ważyły się losy dzieła Munka, coś w biurokratycznej machinie decyzji i zakazów musiało się zaciąć: niewielką liczbę kopii wykonano na potrzeby pokazów dla decydentów, którzy mieli postanowić, co zrobić z tym nieszczęsnym – ich zdaniem – finałem w klozecie. Gdy zapadła decyzja o zmianie zakończenia i dokręcenia jego nowej wersji, zniszczono wprawdzie oryginalny negatyw tego finału, lecz ocalał on właśnie w jednej z kopii pokazowych (moja rozmowa z J. Zajiček z grudnia 2014 roku).

Munk pokazuje Piszczyka w wielu kompromitujących sytuacjach, ale łatwo można dostrzec, że nie kompromituje go nigdy całkowicie, tylko stara się zrozumieć i wziąć w obronę – jako kogoś, kto nie miał dość odwagi na sprzeciw, kto nie umiał – trawestując słowa Munka – korzystać z rozumu na różnych zakrętach historii (Janicki 1962, s. 63). Stalinizm jako okres, który pozbawiał ludzi indywidualności i podmiotowości, dla Piszczyka stawał się paradoksalnie okresem pewnej stabilizacji: bohater znajduje swoje miejsce, może się wykazać w pracy biurowej, zaczyna czuć się bezpiecznie. Jego gorliwość zwraca jednak powszechną uwagę, Piszczyk staje się niebezpiecznym fanatykiem.

Nie przewiduje, że jego los może się dopełnić w miejscu tak intymnym jak klozet. Efekt komiczny rodzi się już z samego zestawienia miejsca z powagą sprawy, o którą zostaje oskarżony Piszczyk, oraz obecnością trzech figur: naczelnego dyrektora, personalnego Kacperskiego i naczelnika Kozienickiego, którzy tłoczą się wraz z Piszczykiem między kabinami i umywalkami. Scena w klozecie została nakręcona w jednym dwuminutowym i statycznym ujęciu, w planie amerykańskim. Autorami zdjęć do Zezowatego szczęścia byli Jerzy Lipman i Krzysztof Winiewicz, ale za tę konkretną scenę odpowiadał sam Winiewicz. Kamera mieści w kadrze wszystkie cztery postaci. Piszczyk dostaje polecenie, by swoim ołówkiem napisać na drzwiach jednej z kabin słowa „ząb, zupa, dąb”. Gdy kończy pisać, personalny otwiera drzwi sąsiedniej kabiny, by porównać charaktery pisma. Wtedy z offu pada wyjaśnienie Piszczyka: „Na wewnętrznej stronie drzwi widniało napisane identycznym charakterem pisma co mój ohydne antypaństwowe hasło, którego nawet bym nie śmiał powtórzyć. Widocznie ktoś studiował mój charakter pisma”.

Dopiero wiele lat później, w 1990 roku, w powieści Niekłamane oblicze Jana Piszczyka Stawiński, wracając do tamtej sytuacji w klozecie, ujawnił treść napisu, który brzmiał: „Bierut krwawym pachołkiem Stalina” (Stawiński 1990, s. 112). Jednak w 1959 roku kontestatorski charakter napisu musiał pozostać w sferze domysłów – czas cenzuralnego rozluźnienia w polskiej kulturze powoli się kończył.

W marcu 1959 roku, czyli niecały miesiąc po zebraniu komisji oceniającej scenariusz Sześciu wcieleń Jana Piszczyka, odbył się II Zjazd PZPR, podczas którego Władysław Gomułka wprawdzie „przebąkiwał o błędach i wypaczeniach lat stalinowskich, ale główne tezy odnosiły się do kształtowania socjalistycznej świadomości mas przez dyspozycyjnych wobec partii artystów, a więc agitacyjnej funkcji sztuki” (Jankun-Dopartowa 2006, s. 111). Stawiński i Munk musieli zdać sobie już wtedy sprawę, że o losie Zezowatego szczęścia może zadecydować byle błahostka, która zwróci uwagę kolaudantów. Dlatego nie wdawali się w szczegóły treści napisu w klozecie, choć jak się potem okazało, finałowa scena nawet w tak łagodnej wersji nie mogła pozostać w filmie.

Nie da się natomiast odpowiedzieć na pytanie, czy Stawiński chciał, by scena w klozecie wyrastała ponad komediową konwencję i przynosiła skojarzenia z tzw. procesami kiblowymi. Gdy jednak dziś się ją ogląda, takie odczytanie staje się w pełni uzasadnione. Procesy kiblowe w okresie stalinizmu stanowiły dramatyczną parodię prawdziwej rozprawy sądowej. Odbywały się w błyskawicznym tempie w celach więziennych, bez udziału obrońców. Ponieważ sędzia oraz ławnicy zasiadali na pryczach, oskarżonemu zostawało tylko wiadro z fekaliami, na którym wysłuchiwał wyroku, wydanego z pogwałceniem obyczaju i reguł prawa. Zachowując odpowiednie proporcje, warto odnotować tę analogię: wyrok na Piszczyka zapadł bowiem już wcześniej za jego plecami, a teraz niczym Józef K. ma tylko pokornie przyjąć karę.

 

Bibliografia

Janicki S., Polscy twórcy filmowi o sobie, WAiF, 1962.

Jankun-Dopartowa M., Komitet Centralny zawraca kinematografię, [w:] Historia kina polskiego, red. T. Lubelski, K.J. Zarębski, Fundacja „Kino”, 2006.

Propozycje zmian w filmie „Zezowate szczęście”, teczka w zbiorach FINA, sygn. S-1478.

Stawiński J.S., Niekłamane oblicze Jana Piszczyka, Alfa, 1990.

Stawiński J.S., Notatki scenarzysty, Czytelnik, 1988.

 

Zezowate szczęście

Polska 1959, 107’

reż. Andrzej Munk, scen. Jerzy Stefan Stawiński, zdj. Jerzy Lipman, Krzysztof Winiewicz, muz. Jan Krenz, prod. Zespół Filmowy „Kamera”, wyst. Bogumił Kobiela, Barbara Kwiatkowska, Maria Ciesielska, Edward Dziewoński, Tadeusz Janczar, Wojciech Siemion, Henryk Bąk, Tadeusz Waczkowski

Komentuj