Wajdowski filosemityzm

Filmy Andrzeja Wajdy, bogate pod względem historycznym i stylistycznym, to dla amerykańskich studentów lektura obowiązkowa. Analizuję je – zwłaszcza "Popiół i diament" – regularnie na zajęciach na Uniwersytecie Columbia i to nie tylko w ramach kursu poświęconego kinu polskiemu. Gdy w 1981 roku "Człowiek z żelaza" zdobył Złotą Palmę na festiwalu w Cannes, Wajda był już doceniany jako jeden z najbardziej angażujących wizualnie, politycznie i moralnie filmowców na świecie. Gdy przeprowadzałam wywiady z amerykańskimi twórcami pokroju Francisa Forda Coppoli i Martina Scorsesego, nie tylko wyrażali oni swój podziw dla Wajdy, lecz także przyznawali się do znaczącego wpływu, jaki wywarły na nich jego filmy.

Po raz pierwszy spotkałam polskiego mistrza na Uniwersytecie Yale w 1974 roku – byłam tam doktorantką, on zaś reżyserował w Yale Repertory Theatre Biesy z genialną Elżbietą Czyżewską w roli głównej (w obsadzie znalazła się także nieznana studentka tamtejszej szkoły teatralnej, niejaka Meryl Streep). Nasze ścieżki splotły się ponownie w Górach Skalistych w stanie Kolorado w 1983 roku. Jako moderatorka paneli dyskusyjnych na prestiżowym Telluride Film Festival, który uhonorował Wajdę retrospektywą, byłam także jego tłumaczką, przekładając zawsze precyzyjną i żywą polszczyznę reżysera na język angielski. Utrzymywaliśmy kontakt przez następne 30 lat, także w czasie mojej pierwszej podróży do Polski w 1989 roku, kiedy przeprowadziłam z nim wywiad dla „New York Timesa”. Gdy zostałam kierowniczką filmoznawstwa na Uniwersytecie Columbia, współorganizowałam wykład mistrzowski Wajdy dla studentów, zahipnotyzowanych wnikliwością i trafnością jego obserwacji.

Jestem córką polskich Żydów, którzy przeżyli Holocaust, dlatego zawsze byłam wyczulona na to, jak filmy Wajdy podchodziły do delikatnego tematu relacji między polskimi Żydami i chrześcijanami. Analizując portretowane przez niego żydowskie postaci, dochodzę do wniosku, że filmy Wajdy manifestują przeciwieństwo antysemityzmu (który mu czasem zarzucano) – niezwykły filosemityzm.

Jest to szczególnie widoczne w Samsonie (1961), portrecie Żyda uciekającego z warszawskiego getta, a także Korczaku (1990) – wspaniałym hołdzie dla tytułowego polsko-żydowskiego pedagoga. Będę ponadto bronić kontrowersyjnej w tym względzie Ziemi obiecanej (1974).

Korczak i los pokolenia

Tak jak tłumaczyłam w trzecim wydaniu książki Indelible Shadows: Film and the Holocaust, premiera Korczaka na festiwalu w Cannes w 1990 roku zbiegła się nieszczęśliwie w czasie z profanacją żydowskiego cmentarza w Carpentras we Francji. W kontekście głośnych nagłówków gazet, podkreślających trwałość antysemityzmu w Europie, niektórzy krytycy piszący o filmie Wajdy zwracali uwagę na fakt, że przedstawia on coś zupełnie przeciwnego, to jest sporo postaci filosemickich.

Spójrzmy na tę sprawę z szerszej perspektywy. Chociaż Wajda od dawna nakłaniany był do realizacji anglojęzycznej biografii słynnego polskiego lekarza, pisarza i progresywnego pedagoga, ostatecznie słusznie zdecydował się na cztery kluczowe dla filmu elementy: polskojęzyczny scenariusz autorstwa Agnieszki Holland; polskiego aktora – genialnego kameleona Wojciecha Pszoniaka (który tym samym zastąpił amerykańskie gwiazdy, przymierzane do tej roli wcześniej, m.in. Paula Newmana i Richarda Dreyfussa); stonowany styl, w tym monochromatyczne zdjęcia; oraz ograniczenie czasu akcji do ostatnich lat życia Korczaka w warszawskim getcie. Decyzje te szły w poprzek oczekiwań producentów domagających się epickiego dramatu historycznego.

Korczak – zrealizowany jako koprodukcja Polski, Niemiec i Francji – rozpoczyna się w 1936 roku od sceny zwolnienia tytułowego bohatera (którego prawdziwe nazwisko brzmiało Henryk Goldszmidt) z radia tylko dlatego, że jest Żydem. W roku 1940 prowadzony przez niego sierociniec został przeniesiony do getta, zaś film śledzi trwające kolejne dwa lata niezmordowane wysiłki Korczaka, próbującego zapewnić swoim wychowankom fizyczną, emocjonalną i moralną opiekę. Wraz z nimi wsiada do pociągu zmierzającego do obozu w Treblince.

Relacje Korczaka z postaciami drugoplanowymi zdradzają zarówno ich anty-, jak i filosemickie nastawienie. Widzimy między nimi znajdującego się w zatłoczonej celi mężczyznę kreślącego znak krzyża, gdy Korczak zostaje zwolniony – tak się składa, że to ten sam człowiek, który pozbawił go pracy w 1936 roku. Tytułowy bohater wypowiada w jego kierunku przygnębiająco pustą przepowiednię: „Już nigdy człowiek nie będzie prześladowany w Polsce za to tylko, że jest Żydem”. Słowa te są szczególnie przejmujące, wziąwszy pod uwagę wydalenie większości polskich Żydów w 1968 roku. Dodajmy jeszcze, że żydowski ojciec autorki scenariusza, Agnieszki Holland (który jako dziecko brał udział w organizowanych przez Korczaka zajęciach, angażował się w dziecięcą gazetkę), zginął w tajemniczych okolicznościach w okresie stalinizmu. Opisując osobistą tragedię Korczaka, Holland mówiła: „Urodził się w europejskiej rodzinie, nie mówił po hebrajsku lub w jidysz, a skończył w warszawskim getcie. To nie była tylko jego ścieżka, ale całego pokolenia”.

Film Wajdy jest nie tylko poruszającą elegią na cześć Korczaka, ale też samoświadomą refleksją nad (często niedoskonałym) procesem utrwalania i rozpowszechniania historii.

Gdy akcja przenosi się wraz bohaterami filmu na teren getta, archiwalne obrazy martwych ciał i cierpień doznawanych przez pozostałych przy życiu zestawione zostają z zainscenizowanymi przez Wajdę ujęciami nazistowskiego operatora. Dźwięk kamery towarzyszy „autentycznym” materiałom, przypominając nam o perspektywie, z jakiej ukazywani są Żydzi – zważywszy na nazistowską propagandę, cóż innego zarejestrowałyby niemieckie kamery prócz żałosnych podludzkich stworzeń? Wajda tymczasem pokazuje nam mądre i troskliwe dzieci, które zrządzeniem losu są Żydami, a to w irracjonalnym i niemożliwym do zaakceptowania świecie skazuje je na zagładę.

Duch uniwersalizmu

Na festiwalu w Cannes pojawiły się również głosy krytyki pod adresem ostatniej sceny filmu utrzymanej w onirycznym slow motion. Wagon, którym przewożeni są Korczak i jego podopieczni, odłącza się od zmierzającego do Treblinki pociągu, a wszyscy szczęśliwie wybiegają na rozciągającą się przy torach łąkę. Niektórzy amerykańscy krytycy postrzegali to zakończenie jako rewizjonistyczne, „chrystianizujące” żydowskie ofiary – pomimo wieńczącej filmy planszy informującej, że wszyscy zginęli w Treblince. W wywiadzie dla „New York Timesa” z 14 kwietnia 1991 roku Wajda mówił: „Nie ma nic prostszego niż pokazać śmierć dzieci w komorze gazowej. To byłaby bardzo poruszająca scena, wszyscy zalewaliby się łzami. Ale czy my mamy prawo, czy sztuka ma prawo to pokazać? (…) Moim zdaniem to piękne, że z naszej niezgody na fakt zagazowania dzieci powstaje wizja, w której mogą one iść gdzieś indziej, do jakiegoś lepszego świata”. Wszakże nawet sielankowy krajobraz sugeruje, jaki los spotkał dzieci Korczaka – mgła, w której się zanurzają, przywodzi na myśl dym komór gazowych, sama Treblinka była zaś lasem, podobnym do tego, ku któremu zmierzają filmowi bohaterowie. Co więcej, widać wtedy żydowską flagę niesioną przez dzieci.

Atakom na Wajdę przewodził Claude Lanzmann, reżyser dokumentu Shoah (1985), obwieszczając, że Polska powinna była ten film zachować dla siebie.

Ale ludzie, którzy przeżyli Holocaust – w tym Marek Edelman, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim w 1944 roku – pisali do gazet pokroju „Le Monde” z wyrazami poparcia dla filmu Wajdy. Z kolei żydowski filozof Alain Finkielkraut energicznie bronił nie tylko Korczaka, ale w ogóle prawa nieżydowskich twórców do wypowiadania się na temat Holocaustu. „Nie powinniśmy wymagać od filmu więcej, niż jest on w stanie zaoferować, tak jak nie powinniśmy szukać w nim tylko tego, co sami chcemy zobaczyć. Prawdą jest, że chcielibyśmy, aby film Wajdy podejmował temat polskiego antysemityzmu w czasie wojny. Ale on poświęcony jest konkretnemu człowiekowi – Korczakowi, który – ku irytacji obu stron – uosabiał w sobie zarówno polski, jak i żydowski los” – pisał Finkielkraut w „Téléramie”. – „On sam uważał siebie w równym stopniu za Polaka, co Żyda”.

Najbardziej wnikliwy i dający do myślenia artykuł napisał dla „Lettre Internationale” szanowany intelektualista Tzvetan Todorov. W przeciwieństwie do wielu samozwańczych obrońców pamięci o Holocauście, znał on dobrze biografię Korczaka i przypominał, jak bardzo doktor „przepełniony był duchem uniwersalizmu (…). Podczas pobytu w Palestynie zaskoczył wielu przyjaciół, przyjmując do siebie arabskie dzieci; do samego końca wyrzekał się nienawiści: ostatnia strona z jego pisanego w getcie Pamiętnika dotyczy człowieczeństwa niemieckich żołnierzy stacjonujących pod jego oknem”.

Wpływ Korczaka w Stanach Zjednoczonych – gdzie dystrybuowany był przez New Yorker Films – dosięgnął Stevena Spielberga, który później stworzył własny film o Zagładzie – Listę Schindlera (1993). Pracował nad nim z tym samym scenografem, Allanem Starskim, a w drugoplanowych rolach obsadził wielu aktorów, którzy pojawili się w Korczaku (w tym Wojciecha Klatę, Olafa Lubaszenkę, Adama Siemiona, Agnieszkę Krukównę). O wyraźnej inspiracji świadczy list z 22 listopada 1999 roku, w którym Spielberg proponuje przyznanie Wajdzie honorowej nagrody Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Pisząc do przewodniczącego Akademii, Roberta Rehme’a, nazwał on Korczaka „jednym z najważniejszych europejskich filmów na temat Holocaustu”. Wajda otrzymał honorowego Oscara w 2000 roku. Odebrał go z rąk Jane Fondy, która także znana jest ze swojego politycznego i społecznego aktywizmu.

Groteskowe postaci i antysemickie odczytania

Już wcześniej Wajda otrzymał kilka oscarowych nominacji, w tym za Ziemię obiecaną, chociaż amerykańscy dystrybutorzy nie kwapili się z wprowadzeniem filmu do kin. Głównym powodem był fakt, że – jak ujął to wiodący nowojorski dystrybutor, Daniel Talbot z New Yorker Films – „film jest podatny na antysemickie odczytania”. To sformułowanie jest słuszne – problem nie polegał bowiem na tym, że w Ziemi obiecanej pojawiają się wątki antysemickie, ale że niektórzy widzowie mogą je tak zinterpretować.

Jak wiadomo, widowiskowy obraz Wajdy jest adaptacją pochodzącej z końca XIX wieku powieści Władysława Reymonta, w której portretuje on przemysłową transformację Łodzi i ewolucję politycznej świadomości jej mieszkańców. Zmiany, które dokonał Wajda w stosunku do materiału literackiego, mają na celu minimalizację obecnych w niej antysemickich tropów.

Zbiorowym bohaterem Ziemi obiecanej jest trzech przyjaciół, reprezentujących napięcia występujące pomiędzy głównymi grupami etnicznymi ówczesnej Łodzi – Karol (Daniel Olbrychski) jest Polakiem, Moryc (Wojciech Pszoniak) – Żydem, zaś Maks (Andrzej Seweryn) – Niemcem. Wszyscy są nieco przerysowani, momentami wręcz groteskowi, ale Moryc prezentowany jest w filmie nie gorzej – a być może nawet przychylniej – niż Karol i Maks. Reymont w epilogu swojej powieści ukazuje Karola jako pokutującego „czempiona biznesu”, który decyduje się przekazać swoją fortunę na cele charytatywne. Staje się on tym samym figurą kapitalizmu dbającego o dobro publiczne – w przeciwieństwie do Moryca, który przez Reymonta zostaje opisany jako zdrajca przyjaciół. Tymczasem zakończenie filmu Wajdy podkreśla raczej zepsucie, któremu uległ Karol. Także prezentując całe spektrum żydowskich postaci, reżyser za pomocą drobnych zmian umniejszył antysemicki wyraz powieści. Kwestia ta zyskuje szczególne znaczenie współcześnie, ponad wiek od publikacji książki – o ile bowiem przed II wojną światową w Łodzi mieszkało około ćwierć miliona Żydów, o tyle w 1945 roku przy życiu pozostało tylko 877.

Pierwsze komercyjne pokazy Ziemi obiecanej w Nowym Jorku odbyły się dopiero w 1988 roku i były ograniczone do zaledwie dwóch lutowych dni w Cinema Village. Na łamach „New York Timesa” Caryn James chwaliła go wówczas jako „prawdziwe osiągnięcie w portretowaniu osobistego dramatu na tle historii”. Obecnie film istnieje w kilku różnych wersjach, zaś w ramach New York Polish Film Festival w 2018 roku w Museum of the Moving Image zaprezentowana została pochodząca z 2000 roku i trwająca 138 minut wersja reżyserska z cyfrowo odnowionym dźwiękiem. Przedstawiając ten obraz nowojorskiej publiczności, podkreślałam, że Ziemia obiecana zawiera stereotypowe postaci Żydów, ale wydają mi się one mniej odpychające niż inni bohaterowie filmu.

Za woalem przeszłości

Jednym z powodów, dla których jestem skłonna przypisać Wajdzie filosemityzm, jest jego teatralna realizacja Dybuka, którą widziałam w 1989 roku w Starym Teatrze w Krakowie (jego amerykańska premiera odbyła się zaledwie kilka tygodni później na międzynarodowym festiwalu sztuk performatywnych Pepsico Summerfare na Stanowym Uniwersytecie Nowego Jorku w Purchase).

XIX-wieczna żydowska dzielnica Krakowa była tam tłem dla historii opętania młodej kobiety przez ducha zakochanego w niej zmarłego studenta jesziwy. Odtwarzając ten dawno zaginiony świat, Wajda rozpostarł na scenie cienki woal oddzielający publiczność od aktorów. Podczas spektaklu scena Starego Teatru nabierała niemal kinowej głębi, przywodząc na myśl filmowe dzieła reżysera. W tle widać było cmentarz, który stał się przestrzennym ucieleśnieniem przeszłości. W toku sztuki nabierał kolejnych znaczeń, reprezentując klincz historii, z którego nie sposób się wyrwać.

Kiedy zapytałam Wajdę o ten woal, wskazał na Krystynę Zachwatowicz – swoją żonę i scenografkę – i powiedział: „To był jej pomysł. Chcieliśmy wytworzyć dystans, jak w czarno-białym filmie. Tak jakby wydarzenia docierały do nas przez mgłę”. Z dumą zauważył, że „to pierwszy raz od czasu II wojny światowej, kiedy sztukę tę zagrano po polsku. Osobiście zamówiłem poetyckie tłumaczenie u Ernesta Brylla. Premiera odbyła się w Krakowie w marcu 1988 roku, a potem sztukę wykonano w teatrze Habima w Izraelu”.

W ten sposób Wajda raz jeszcze potwierdził, że żydowscy bohaterowie, nierzadko pojawiający się w jego filmach oraz spektaklach, nie budzili jego zainteresowania tylko ze względu na swoje funkcje fabularne czy stereotypowe cechy. Przeciwnie – prezentował je z sympatią i zrozumieniem, przypominając widzom, że Żydzi stanowili integralną część polskiej historii.

 

Tłum. Miłosz Stelmach

 

List Stevena Spielberga do Amerykańskiej Akademii
Pan Robert Rehme
Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej
8949 Wilshire Boulevard
Beverly Hills, CA 90211
Szanowny Panie Przewodniczący,
Osobiste losy Andrzeja Wajdy ściśle splatały się z wieloma wydarzeniami z historii naszego burzliwego stulecia. Ojca reżysera, oficera kawalerii, zamordowano w ’40 roku w Katyniu, a on sam, jako szesnastolatek, walczył w partyzantce. Po wojnie studiował w Łódzkiej Szkole Filmowej, którą ukończył w 1954. Pierwszymi filmami Wajdy, które weszły na ekrany świata, były kolejne części głośnej trylogii o latach powojennych: Pokolenie (1955), Kanał (1957, Nagroda Specjalna w Cannes) oraz Popiół i diament (1958, nagroda krytyków na Festiwalu Filmowym w Wenecji). Dzięki nim zyskał opinię wszechstronnego reżysera, obdarzonego zdolnością opowiadania historii, zwłaszcza tych przesiąkniętych ironią, miłosnych i odznaczających się epickim rozmachem. Trzy spośród wielu poruszających, wyrażających intelektualny sprzeciw filmów Wajdy, które powstały w długim okresie dyktatury, nominowano do Oscara w kategorii „najlepszy film zagraniczny”: Ziemię obiecaną (w 1975), Panny z Wilka (w 1979) i zdobywcę Złotej Palmy w Cannes, Człowieka z żelaza (w 1981).
Gdy Polska stała się krajem demokratycznym, Wajdę wybrano do parlamentu z ramienia Solidarności, a w 1991 roku otrzymał (za całokształt twórczości oraz wkład w poprawę klimatu kulturalnego w Europie po upadku muru berlińskiego) nagrodę Europejskiej Akademii Filmowej. W 1997 roku został członkiem Akademii Francuskiej w miejsce zmarłego Frederica Felliniego.
Perłą wśród późnych dzieł Wajdy jest Korczak (1990), jeden z najważniejszych europejskich filmów o Holocauście. Opowiada on dramatyczną historię legendarnego nauczyciela i pedagoga, piszącego pod pseudonimem Janusz Korczak i toczącego bohaterską, ale i tragiczną walkę o ocalenie 200 dzieci, swoich podopiecznych, przed grozą warszawskiego getta oraz wywiezieniem do obozu zagłady w Treblince. Kevin Thomas z „Los Angeles Times” nazwał film „kolejnym triumfem Wajdy, od dawna uznawanego za jednego z największych reżyserów świata”, i dodał: „Korczak jest nie tylko jednym z wielkich filmów o Holocauście, lecz w ogóle wielkim filmem”. Recenzent „The Wall Street Journal” napisał: „Wajda udowodnił, że święci wcale nie muszą być nudni. Jego Korczak jest dzielny, uparty i mądry”.
Miłośnicy kina uważają go za jednego z najwybitniejszych reżyserów w historii filmu, twórcę, który wielokrotnie kierował uwagę świata w stronę kina europejskiego. Starając się pokazać najszlachetniejsze wzloty i najmroczniejsze zakamarki europejskiej duszy, inspirował nas wszystkich do zastanowienia się nad własnym człowieczeństwem. Wajda przynależy do Polski, lecz jego filmy stanowią część kulturalnego dziedzictwa ludzkości.
Przykład Andrzeja Wajdy przypomina nam, twórcom filmowym, że czasem historia może wystawić naszą odwagę na niespodziewaną i poważną próbę, że widzowie mogą oczekiwać od nas podniesienia na duchu, że możemy stanąć przed koniecznością zaryzykowania kariery w obronie godności naszych społeczeństw. Z powodu tego, kim jest i co zrobił dla sztuki filmowej, gorąco popieram kandydaturę Andrzeja Wajdy do Nagrody Specjalnej Akademii, która ma być przyznana w marcu 2000 roku.
Z poważaniem,
Steven Spielberg

 

Bibliografia
Engelberg S., Wajda’s Korczak Lets Loose the Furies, „The New York Times”, 14.04.1991.
Haltof M., Polish Cinema: A History, Berghahn Books, 2018.
Insdorf A., Indelible Shadows: Film and the Holocaust, Cambridge University Press, 2002.
Insdorf A., Save the Child: Korczak, „The Boston Phoenix”, 15.11.1991.
James C., Land of Promise, By Wajda, „The New York Times”, 5.02.1988.
Artykuły tego samego autora

Komentuj