Jest aktorką paradoksalną, z zadziornością wydostającą się z każdej szufladki, w której próbuje się ją zamknąć. Jest pełna seksapilu, ale można się z nią utożsamić, budzi sympatię, ale na każdym kroku obnaża problemy, a w końcu sama wciela się z upodobaniem w problematyczne postacie. Florence Pugh bez pretensji, ale i bez kompromisów pokazuje, co to znaczy być kobietą.
Na pytanie o to, czy znajdujemy się o krok od katastrofy ekologicznej, coraz częściej dajemy odpowiedź twierdzącą. O dewastacji środowisk naturalnych mówimy w zaniepokojonym lub wręcz przerażonym trybie dokonanym. Tym trybem posługuje się również kino. Coraz częściej natural disasters films to nie tylko efektowne spektakle zniszczenia, ale także zaangażowane wypowiedzi ekologiczne. Rzadko jednak stojącym za nimi ideom towarzyszy autorefleksja na temat wpływu kultury filmowej na środowisko.
W tarantinowskim pierwszym akcie – „Napaści” – wykorzystane zostają konwencje rape-and-revenge films, jednak kolejne segmenty („Podróż”, „Spowiedź”, „Narodziny”) to już inwazja wywrotowego westernu.
Filmoznawcy i krytycy filmowi często zapominają, że w sali kinowej jesteśmy obecni przede wszystkim ciałem, dlatego doświadczenia somatyczne widza spychane są na margines refleksji nad filmem. I choć w recenzjach pojawiają się sugestywne opisy nastroju i fabuły, a niektóre gatunki znajdują w języku potocznym określenia związane z fizycznością odbioru (jak „dreszczowiec” czy „wyciskacz łez”), to dopiero rozwijana ostatnio „sensuous theory” opisuje intymny, cielesny związek widza z obrazem.