Jestem wdzięczna Pawłowi Uszyńskiemu za jego polemiczny głos. Kontynuacja tej dyskusji jest dla mnie bardzo ważna i cieszę się, że znalazła wyraz w zaangażowanym tekście.
Nie chcę pisać, podobnie jak nie chcę robić filmu, o pandemii. Wydaje mi się, że aby zrozumieć historię, trzeba kroczyć za nią kilka kroków z tyłu. Czuję też piekielny przesyt z powodu wysypu kwarantannowych relacji. Nikt nie ma jeszcze ciekawych wniosków. Rozumiem potrzebę dokumentowania, jednak nie widzę nic poza nią. Będziemy ślizgać się po temacie epidemii, który zassie wszystkie inne, włącznie z tymi, które lockdown miał szanse otworzyć. Pandemia zostanie, mówiąc chamsko, „użyta”. Nie stać nas jeszcze na refleksję. Kto wie, może już nigdy nie będzie nas stać.
Żyjemy wewnątrz języka. To właśnie język determinuje naszą tak zwaną rzeczywistość. Tak zwaną, ponieważ jest ona różna dla każdego z nas. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do powyższego stwierdzenia, radzę spytać trzy osoby, co dla nich oznaczają słowa takie jak „wolność”, „szybciej” czy „matka”. Potrzeba dwóch lat życia, żeby nauczyć się mówić. Ale potrzeba życia, żeby wiedzieć, co się chce powiedzieć. Słowa są najpotężniejszą bronią, jaką posługuje się człowiek.