Pewnej nocy w Miami…
Jednym z najciekawszych środków wyrazu służących opisywaniu amerykańskiej rzeczywistości z perspektywy czarnoskórej mniejszości stała się w ostatnich latach ucieczka do filmowej awangardy. Sięgając po poetykę surrealizmu, twórcy takich przedsięwzięć jak „Atlanta” (2016–2018, AMC), „Uciekaj!” (2017, J. Peele) czy „Przepraszam, że przeszkadzam” (2018, B. Riley) komunikują absurdy istnienia w czarnej Ameryce. I choć na pierwszy rzut oka w „Pewnej nocy w Miami…” nie ma śladu po podobnym odrealnieniu, nad filmem reżyserki debiutantki Reginy King również unosi się nierzeczywista aura.