Jessie Buckley ma wszystko: zdolności aktorskie i wokalne, zacięcie intelektualistki, wyczucie stylu, aurę rebeliantki i charyzmę gwiazdy filmowej starego Hollywood. Zaczynała od występu w telewizyjnym konkursie talentów, skąd prędko trafiła na plan filmów i seriali. Nieomal od początku wybierając drogę pod prąd rozrywkowym trendom, pod powierzchnię ludzkiej natury.
Greta Gerwig niewątpliwie przeszła długą drogę. Mam na myśli nie tylko jej podróż – realną i mentalną – którą odbyła jako egzaltowana nastolatka, gotowa na wszystko, by osiągnąć artystyczny sukces w dowolnej dziedzinie (po rezygnacji z baletu marzyła głównie o pisaniu dla teatru lub kina). Z zaściankowego w jej mniemaniu Sacramento w Kalifornii przyjechała do Nowego Jorku, by studiować w ekskluzywnym Barnard College. Jeszcze ważniejsza okazała się jej wędrówka po meandrach show-biznesu: od lekko nadpobudliwej diwy kina niezależnego po piątą w historii kobietę nominowaną do Oscara za reżyserię.
Chociaż stał się ikoną burzliwej młodości, nie zabiega o popularność nastoletnich fanów. Mimo że uroda predysponuje go do emploi amanta, rzadko wybiera role romantycznych kochanków. Grywa pod dyktando realizmu, utożsamiając się z postacią aż po fizyczną metamorfozę, a jednocześnie odnajduje się w postdramatycznej konwencji, ucieleśniając myśli i stany emocjonalne, performując nieciągłość tożsamości. Samoświadomy, na wskroś współczesny i kosmopolityczny.
Patronką XI Muzy została na długo przed „Amerykańskimi bogami” za sprawą roli w serialu „Z archiwum X”. Jej Dana Scully była prekursorską postacią telewizyjną. Symboliczną transgenderystką, która bez ingerencji w płeć biologiczną podważała tradycyjny podział na cechy kobiece i męskie.
Ucieleśnienie amerykańskiego snu. Symbol aktorstwa jakościowego. Ikona feminizmu. Mimo że działa w show-biznesie stosunkowo krótko, Amy Adams powoli staje się jedną z jego instytucji. Krytycy, doceniając jej wszechstronność i rozwagę w doborze ról, wróżą jej przyszłość na miarę Meryl Streep: aktorki i gwiazdy na dożywotnim etacie, archetypicznej kobiety sukcesu.
Większość piszących o Léi Seydoux sprowadza jej fenomen do stwierdzenia „jaka ona francuska!”. Nic dziwnego, że Woody Allen obsadził aktorkę w roli Gabrielle, ostatniej miłosnej deski ratunku głównego bohatera w O północy w Paryżu. Zanim jednak uczynimy z Seydoux wzorzec francuskości godny przechowywania w Sèvres, wypada zapytać, co to w ogóle znaczy.
Wraz z rolą Belli Swan, narzeczonej wampira w „Sadze Zmierzch”, Kristen Stewart stała się zarówno bożyszczem tłumów, jak i ofiarą zajadłej krytyki. Rozstanie z popularną serią i role w kolejnych filmach pozwoliły zweryfikować jej talent i predyspozycje. Dowiodły także celowości jej dystansu – celebrowania i prowokowania dyskomfortu po obu stronach ekranu.