W oryginalnej perspektywie i niepublicystycznej narracji tkwi rewolucyjność dokumentu Kosakowskiego. Rosyjski twórca zrezygnował z makabrycznych obrazów śmierci na przemysłową skalę, a oskarżycielski ton zastąpił budowaniem empatii wobec zwierzęcych bohaterów.
Kiedy już wydawało się, że w tym roku pogranicza teledysku i filmu muzycznego zostaną zdominowane przez Paula Thomasa Andersona i jego „Animę” (2019), rzuconą przezeń rękawicę podjął Pablo Larraín. Chilijczyk wybrał do swojego tandemu rodaka, Nicolasa Jaara, którego jaskrawe, często agresywne beaty towarzyszą bohaterom „Emy” przez cały seans. Różne style muzyczne i taneczne, a także nadane im znaczenia to jeden z tematów obrazu Larraína. Główni bohaterowie, tancerka i choreograf teatru w Valparaíso, charakteryzowani są przez warstwę audialną filmu. Emę, tytułową bohaterkę, reprezentuje żywiołowy reggaeton, Gastona, jej męża – wystudiowany taniec współczesny. Ten muzyczny rozdźwięk stanowi jednak najmniejszy problem małżeństwa na życiowym zakręcie.