W połowie drogi między Barceloną a Saragossą leży malutkie Alcarràs. W tej katalońskiej gminie mieszka niecałe 9 tysięcy osób, a mieszkańcy od wieków żyją głównie z wydobycia wód mineralnych oraz rolnictwa. Tym ostatnim zajmuje się trzypokoleniowa rodzina Solé, bohaterowie najnowszego filmu Carli Simón, nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem na Berlinale – pięć lat po tym, gdy jej „Lato 1993” (2017) uznano za najlepszy debiut na tym samym festiwalu. W swym drugim filmie reżyserka znów czerpie z własnego życia – jej rodzina także uprawia katalońską rolę. Ta portretowana na ekranie, choć bardzo konkretna, ma być jednak raczej figurą uniwersalną, reprezentującą wszystkie miejsca, gdzie wciąż utrzymał się tradycyjny związek człowieka i ziemi.
Natasza zostanie wezwana na rozmowę przez oficera bezpieki, a to, jak wyglądały takie przesłuchania, dobrze wiemy z filmu Ryszarda Bugajskiego. Także w dwuipółgodzinnym filmie Ilji Chrzanowskiego i Jekatieriny Oertel mamy sceny przerażające. Wrażenie robi jednak nie tylko ich okrucieństwo, ale przede wszystkim duszność przedstawionego tu świata.
Dziś nie czytamy już o tym w gazetach, nie słyszymy w wiadomościach, temat zniknął z mediów społecznościowych. A przecież niewiele zmieniło się od 2017 roku, kiedy świat obiegła wieść, że w Czeczenii więzi, torturuje i morduje się homoseksualistów. Wtedy to rządzący republiką z nadania Moskwy Ramzan Kadyrow – sportowiec i tyran, weteran wojenny i gorliwy muzułmanin – rozpoczął operację eksterminacji, nazywanej przez niego „podludźmi” i „szatanami”, rodzimej społeczności LGBTQ+.
Ośmioro dzieciaków w kolumbijskiej dżungli. Są w różnym wieku, noszą pseudonimy: Rambo, Wolf, Lady czy Boom Boom. To dzieci wojny. Należą do kolejnego pokolenia wychowującego się podczas wewnętrznego konfliktu, który w Kolumbii trwa od 1964 roku. I choć w roku 2016 podpisano rozejm między rządem a lewicowymi partyzantami, do pełnego rozbrojenia wciąż daleko. Ale Monos nie zajmuje się polityką, tylko „nienawistną ósemką”, której mamy okazję przyjrzeć się z bliska już podczas otwierających film ćwiczeń. Ich górską kryjówkę właśnie odwiedził komendant; trenuje ich, zagrzewa do walki, wydaje polecenia. Zostawia im też pod opieką krowę, noszącą imię najsłynniejszej na świecie Kolumbijki. Shakira towarzyszyć będzie jednak dzieciakom krótko, bo zabawy z bronią, tak lubiane przez młodocianych żołnierzy, są niebezpieczne nie tylko dla ludzi. Śmierć zwierzęcia stanie się zaczynem dezintegracji oddziału, wyzwoli strach i podziały, doprowadzi do kolejnych przegrupowań, walk o władzę, dywersji, tragedii… Śledzenie dynamiki tej grupy jest fascynujące. Ale i przerażające.
Sebastián Lelio pokazywał już swoje filmy na festiwalach w Cannes, Locarno i San Sebastián – to jednak Berlin kocha chilijskiego twórcę najbardziej. Tam, cztery lata temu, nagrodzono Paulinę Garcíę za tytułową rolę w jego „Glorii” (2013), na Berlinale trafił również najnowszy film reżysera.
Patos budowany w nawiązaniu do konwencji powieści gotyckiej może być dla niektórych niestrawny, ale tym, którzy dadzą się uwieść poetyckiej i jednocześnie niepokojącej atmosferze filmu, pozwoli doświadczyć czegoś, czego (wbrew licznym cytatom) mogli nie widzieć w kinie nigdy wcześniej. To rodzaj czarnej baśni skomponowanej z oszałamiających obrazów, w której niewiele zostaje widzowi dopowiedziane. Dzieciństwo wodza jest filmem-labiryntem, pułapką, sennym koszmarem.